W ostatnim tygodniu wakacji towarzyszy nam ciocia Ania, która przyjechała do Lipnicy nastawiając się na wielkie pazerniactwo grzybowe.;) Przywiozła sobie koszyk i suszarkę do grzybów, ale tak naprawdę bardziej stęskniona jest leśnych spacerów i dyskusji z Michałkiem, który uwielbia opowiadać jej o swoich pomysłach i projektach. Od początku nastawiałam Anię na to, że swoich pazerniaczych zapędów może nie zaspokoić, bo grzybów w orawskich lasach jest niewiele i trzeba dobrze trafić, żeby cokolwiek włożyć do koszyków. Mimo tych moich pesymistycznych przepowiedni, z nadzieją ruszyliśmy na pierwszy spacer do lasu porastającego naszą najbliższą górę za płotem - Grapę. Podczas ostatnich dwóch wizyt w tym lesie udało nam się znaleźć garść kurek i jednego borowika ceglastoporego, więc na cuda nie liczyłam. Ale przecież minął ponad tydzień od poprzedniej bytności w tym miejscu, więc trzeba je było sprawdzić.
Poranny chłodek, las, babie lato - wspaniały spacer. A do tego okazało się, że coś grzybowego również na nas czekało. Na pierwsze dwa borowiczki szlachetne trafiłam ja. Oczywiście natychmiast rzucił się do mnie Krzyś, stwierdzając, że jeden z grzybków należy do niego, bo przecież on go już dawno widział z daleka. Zwyzywałam moje dziecko od grzybowych oszustów i nakazałam poszukiwania w pobliżu. Krzyś dwa metry od pierwszego znaleziska trafił na kolejne trzy szlachetniaki, natychmiast przechwalając się, ze jest lepszy, bo ma trzy, a ja tylko dwa.
Zaczęło być pięknie, pazerniacze serca zabiły mocniej. Cóż za wspaniale rozpoczęte grzybobranie! Od ponad trzech tygodni tak nie było! Zaczęliśmy wszyscy przemieszczać się niemal na czworakach, żeby jeszcze coś wypatrzeć, ale w pobliżu już nie dostrzegliśmy żadnego brązowego łebka.
Poszliśmy dalej i co jakiś czas w nasze łapki wpadały kolejne borowiki. Nie było ich dużo, ale sam fakt ich znajdowania po długim okresie posuchy wywoływał wybuchy radości.
Przyznam się, że niezbyt dokładnie sprawdzałam zdrowotność znajdowanych grzybków, bo tak bardzo chciałam włożyć te kilka trofeów do koszyka, że stwierdziłam, że tym razem nie będę robić selekcji na miejscu, a robaczywki wyniesiemy do lasu następnego dnia.
Oprócz borowików szlachetnych wyrosły tez ceglastopore - piękne i młodziutkie. Mistrzem w ich znajdowaniu został tym razem Michałek.
Po blisko czterech godzinach spaceru kierowaliśmy się do wyjścia. Ciocia Ania dostrzegła ostatniego w tym dniu prawdziwka. Ułamek sekundy później zobaczył go również Krzychu. Szaleńczy bieg do schowanego pod listkami borowiczka zakończył się remisem, a kiedy Ania podziwiała znalezisko, Krzychu z lisim uśmieszkiem prawie sprzątnął jej grzybka sprzed nosa. Ostatecznie jednak ten ostatni trafił do Aniowego koszyczka.
Znalazłam jeszcze piękne galaretki kolczaste - jedne z ulubionych grzybków Michałka. Część z nich zjadł od razu w lesie (galaretki można jeść na surowo), a pozostałe zamarynowałam. Gdybyście marynowali ten gatunek grzybków, radzę dać je do większego słoika i zalać dużą ilością zalewy. Kiedy ułożyłam je kiedyś ciasno w słoiczku i wlałam małą ilość zalewy, zbiły się w kulkę i nie były smaczne. Kiedy pływają w słoiku swobodnie, mają po zamarynowaniu smak żelek.
Tyle udało nam się przynieść z lasu, co jak na obecne warunki jest wynikiem rewelacyjnym. Ania miała nieco mniej, ale wiadomo, zbierała sama.
Po południu pojechałam na Latonie sprawdzić koźlarzowe miejscówki (w tym roku jeszcze nic na nich nie rosło). W jednym miejscu grzybki wyskoczyły - tyle, ile jest na fotce. W pozostałych miejscówkach nadal cisza.
Grzybki super. A jak się chronicie od kleszczy może jakaś dobra rada? Pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńNa Orawie przeważają lasy iglaste i kleszcze trafiają się sporadycznie, więc oprócz standardowych oględzin po przyjściu z lasu nie stosujemy żadnych środków.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Dziękuję za odp. też pozdrawiam.
Usuńjak nie ma nadmiaru grzybów to dobrze mieć nadmiar pomocników do towarzystwa w leśnych spacerach, przynajmniej nie jest nudno
OdpowiedzUsuńTo prawda, dobre towarzystwo potrafi osłodzić nawet brak grzybów.:)
UsuńDorotka jakie cudowne galaretki kolczaste,one są przepiękne .Ciągle oglądam te nieznane mi cudowne grzybki przeważnie Roberta,rany co za cuda,w życiu nie dowiedziałabym się że takie piękności rosną w lasach,oczy mi się u ciebie na blogu otworzyły i na grupie grzybowej.Ile ludzi żyje w nieświadomości co kryje się w lasach. Znajdź coś pięknego żebym mogła oglądać w szpitalnym łóżku. Pozdrawiam chłopaków a ciebie ściskam najmocniej.Poklep jeszcze koniki,podrap za uchem
OdpowiedzUsuńTe galaretki były wyjątkowo dorodne; zazwyczaj są znacznie drobniejsze. Lasy kryją nieprzebrane zasoby piękności grzybowych.:)
UsuńPozdrawiamy Ewo gorąco!
Oby pobyt w szpitalu zleciał Ci szybciutko i przyniósł efekty zdrowotne. Uściski jeszcze z Orawy. W sobotę wracamy do domu.