Zapakowaliśmy pół bagażnika sanek, kombinezonów i ciepłych, ortalionowych spodni, żeby Michaś z Krzychem mogli bawić się na śniegu bez konieczności moczenia się nim "do środka" i po śniadaniu ruszyliśmy w drogę do Szczawnicy, gdzie w tym roku po raz pierwszy spędzamy święta. W drodze towarzyszył nam deszcz, a nieco dalej w stronę gór, śnieg z deszczem i mokry śnieg. Nie lepiej było u celu - co prawda na ziemi leżała cienka warstwa mokrego śniegu, ale spadała na nią mżawka, która częściowo zamarzała, tworząc lodową skorupkę na powierzchni. W związku z tym bałwana ulepić się z tego czegoś nie dało, ale robienie kulek i rzucania nimi, wychodziło całkiem nieźle. Ale po kolei.
Do Osady Agata dojechaliśmy w miarę sprawnie koło południa. Mimo, że jechaliśmy tam po raz pierwszy, bez problemu trafiliśmy. Przywitaliśmy się z przesympatycznymi gospodarzami i rozpakowaliśmy się w przydzielonym domku. Chłopcy od początku byli zachwyceni miejscem i natychmiast po wypakowaniu zabawek zabrali się za zabawę w chowanego i niespecjalnie mieli ochotę na spacer. Ale przecież nie po to przyjechaliśmy w góry, żeby siedzieć w domku!
Zjedliśmy pyszny obiad i poszliśmy w stronę centrum Szczawnicy. Kierunek spaceru był trochę wymuszony koniecznością zakupu pantofli dla mnie, bo oczywiście czegoś musiałam zapomnieć podczas pakowania.;)
Niedaleko naszej kwatery wypatrzyłam dwie kępy dzikich bzów, ale nie poszłam ich od razu oglądać, żeby nie zmoczyć spodni zaraz na początku; miałam w planie spenetrowanie krzaczorów podczas powrotu. Szliśmy. Wiatr wiał nam prosto w paszcze niosąc z sobą drobne igiełki zlodowaciałej mżawki. Krzychu narzekał, że go atakują, a ja stwierdziłam, ze nam Szczawnica zafundowała na wstępie darmowy peeling. Dotarliśmy do centrum.
Wystrój Szczawnicy jest bardzo podobny do tego z Muszyny, gdzie święta spędzaliśmy przez siedem lat z rzędu, więc chłopcy poczuli się od razu bardzo swojsko.:)
Na jednym ze straganów z góralskimi pamiątkami zakupiłam pantofle, a pan pantoflarz konspiracyjnym szeptem zapytał Pawełka, czy nie chce regionalnej cytrynówki. Pawele, równie konspiracyjnie zadał pytanie o składniki i dowiedziawszy się, że wszystko jest rodzimej produkcji, zakupił sobie flaszeczkę przyniesioną z samochodu zaparkowanego niedaleko. Pożyczyliśmy sobie najlepszego, a pan pantoflarz polecił się na przyszłość.
Z centrum poszliśmy pod górę, w stronę części uzdrowiskowej.
W Sercu Uzdrowiska Pawełek zakupił sobie mapę, stwierdzając, ze ta, którą ma w dżipsie, mu nie wystarczy.
Pod górę prowadziła droga wyłożona kocimi łbami.
A kiedy się skończyła, zaczęła się dopiero naprawdę turystyczna trasa. Ucieszyłam się, że teraz pójdziemy sobie polną drogą, ale moja Menażeria odmówiła współpracy, stwierdzając, ze na pierwszy dzień to im wystarczy chodzenie po asfalcie i betonie.:(
Poszłam tylko kawałek pod górkę i wróciłam do chłopaków, którzy czekali na granicy cywilizacji i drogi terenowej.
Wracaliśmy inną trasą niż droga, którą szliśmy do centrum. Okazało się w pewnym momencie, ze droga nam się zupełnie kończy, a dalej są tylko jakieś pogrodzone działki i nieużytki. Trzeba było zawrócić, nadkładając przy tym nieco drogi.
Do domku wracaliśmy w zupełnych ciemnościach, ale drogę wytyczały nam gwiazdy zawieszone na lampach przydrożnych. Szukanie uszaków odłożyłam na inny dzień, bo w ciemnościach mogłabym coś przeoczyć.
Mżawka przestała spadać z nieba, a w zamian złapał lekki mróz. Zostaliśmy z dzieciakami jeszcze trochę na podwórku, żeby skorzystali z tych marnych resztek śniegu.
Dla Michałka większą atrakcją od śnieżek i podwórkowych iluminacji świątecznych okazały sie zwierzaki - piesek Fifi i kotek Osama.
Michał i Krzyś zasnęli w ciągu sekundy, ale dzisiaj zrobili pobudkę już o szóstej. Teraz czekamy na śniadanie, a za oknem sypie coraz gęstszy śnieg. Może jeszcze uda się wykorzystać te wszystkie sanki przywiezione z Krakowa?
Powodzenia i odpoczywajcie w mroźnym powietrzu i duzo śniegu
OdpowiedzUsuńDziękujemy! Pozdrawiamy serdecznie!
UsuńNowe znaczenie określenia "pantoflarz" rozbawiło mnie niepomiernie :) Podoba mi się! Pozdrawiam- Ewa.
OdpowiedzUsuńJakby sprzedawał wyłącznie cytrynówkę, zostałby nalewkarzem.;) Pozdrawiam świątecznie!
Usuń