Odsuwałam ten temat od dłuższego czasu, bo jakoś tak, ze względów emocjonalnych, trudno mi się z nim zmierzyć zarówno w realu, jak i tu, wirtualnie. Na emeryturę Ramzes przeszedł właściwie już w ubiegłym roku jesienią, ale jeszcze przez parę miesięcy liczyłam po cichu na jakiś nagły i niespodziewany zwrot w leczeniu, ozdrowienie, cud. Nic z tych moich "liczeń" nie nastąpiło, więc pora przepracować temat choroby Ramzesa również tu, na blogu. Bo przecież Ramziatek jest członkiem Menażerii, członkiem rodziny i nie chcę go pomijać, bo przecież jest, żyje i oby żył sobie na swojej końskiej emeryturce jeszcze jak najdłużej.
Ramzes jest koniem pełnoletnim - w maju obchodził osiemnastkę. Spokojnie mógłby jeszcze pracować pod siodłem, oczywiście w wymiarze stosownym do swojego wieku i kondycji. Niestety, dopadła go jedna z najpaskudniejszych końskich chorób przewlekłych - nawracająca obturacja dróg oddechowych, zwana w skrócie RAO. Sama w sobie nie jest śmiertelna, ale może prowadzić do wyniszczenia końskiego zdrowia. Jeśli chcielibyśmy porównywać tę końską przypadłość do ludzkich schorzeń, to najbliższa byłaby astma o podłożu alergicznym. Tak, tak... Konie też mają alergie, najczęściej na kurz, roztocza i pleśnie. Na rozwój choroby mają wpływ uwarunkowania genetyczne i środowisko, w jakim konik żyje. W przypadku Ramzesa krakowskie powietrze na pewno nie było obojętne.
RAO nie powstaje z dnia na dzień - rozwija się powoli, przez kilka lat. I nie ma na tę chorobę lekarstwa. Można tylko stworzyć warunki, w których będzie jak najmniej alergenów i łagodzić objawy, żeby pacjent miał komfort oddychania. W przypadku niektórych koni spektakularną poprawę przynosi odczulanie - robi się autoszczepionkę na bazie alergenów wyizolowanych z krwi konia i podaje się w ustalonych przez weterynarza dawkach przez okres blisko roku. Znam przypadek klaczy, której taka kuracja pomogła do tego stopnia, że na kilka lat choroba została zatrzymana. W pewnym momencie chwyciłam się tego przypadku jak koła ratunkowego. Ramzes przeszedł cały cykl odczulania. Podawanie autoszczepionki zakończyła rok temu. Efektu nie było. Akurat na Ramzesa odczulanie nie zadziałało.
Ramzes został też wyprowadzony z zamykanej stajni pod chmurkę. Większość czasu spędza na wybiegu, a przed deszczem, burzą czy śniegiem może się schronić w swoim prywatnym apartamencie. Dostaje odpowiednią paszę, a w mojej stajennej skrzynce jest zawsze zapas leków, strzykawek i igieł, żeby można mu było pomóc, jeśli dopadnie go atak duszności. Kilka razy zdarzyło się, że czuł się naprawdę kiepsko i trzeba go było ratować lekami. Na co dzień Ramziatek czuje się nieźle, ma apetyt, przychodzi na wołanie, lubi być głaskany i dopieszczany. Mam nadzieję, że taki stan utrzyma się jak najdłużej i nie będzie konieczności częstego podawania medykamentów, bo te wszystkie leki są na bazie sterydów i wiadomo, że na jedno bardzo pomagają, a na inne narządy mają fatalny wpływ. Złotego środka nie ma.
Mimo, że Ramzes jest w doskonałej ogólnej kondycji, trudności z oddychaniem nasilają się podczas pracy i utrzymują po niej. Już przez ostatnie dwa lata ograniczyłam Ramzesowi zakres obowiązków i częściej pozwalałam mu pobiegać luzem (kiedy miał na to ochotę) niż wozić ludzi. Zimą podjęłam decyzję, że nie będę wymagać od niego żadnego wysiłku. Ile ma ochotę, to sobie poczłapie po padoku, a ja go mogę wyczyścić, zabrać na wyjątkowo smaczną trawkę albo uraczyć końskimi łakociami. Wystarczy. Ramziatek zapracował sobie na wcześniejszą emeryturę i niech sobie z niej korzysta.
Ramzes trafił w nasze ręce w 2006 roku. Przyjechał z Biłgoraja. Przeszedł ze mną drogę od rozbrykanego młodziaka bojącego się szumu reklamówki, powiewów wiatru, a nawet własnych pierdów, przez statecznego wierzchowca wożącego bezpiecznie mniej wprawnych jeźdźców, po doskonale wyszkolonego konia - profesora uczącego dzieciaki miłości do koni i umiejętności jeździeckich.
Spędziliśmy mnóstwo wspaniałych chwil.
Potrafił dać z siebie wszystko, a nawet więcej.
Trofea też zdobywał.:)
Dla wielu znajomych był pierwszym koniem, z którym mieli kontakt w życiu.
Na spacerach potrafił zadowolić każdego jeźdźca. Nawet grzyby umiał znaleźć i transportować.:)
A teraz ma już wolne i może sobie jeść i leżeć do góry kopytami; najlepiej w swoim ulubionym błotnym środowisku.
Cudowny Ramzes,należy mu się odpoczynek ale też żeby nie cierpiał z bólu,będzie kochany to pewne bo to jak członek rodziny
OdpowiedzUsuńJeżeli nadejdą takie dni, kiedy ewidentnie, mimo wspomagania farmakologicznego, będzie cierpiał, pomożemy mu w bezbolesnym odejściu. Na razie czuje się komfortowo i myślę, że nadal jest szczęśliwym koniem. Uściski z Krakowa!
OdpowiedzUsuń