O takim mega pozysku nie marzyłam w najśmielszych snach, chociaż gdzieś, z tyłu głowy kołatała mi się myśl o wzięciu na spacer dużego kosza. Szybko jednak stłumiłam tę myśl w zarodku, bo przecież jest sucho i zapełnienie średniego koszyka już jest cudem. Tym samym duży kosz został w domu, a my pojechaliśmy wyposażeni tylko w taki średniej wielkości. Po bardzo ciepłej nocy było duszno i parno; brakowało porannego chłodku z ostatnich dni. Krzyś miał problemy z dobudzeniem się, więc wyruszyliśmy później niż zwykle.
Dojechaliśmy do lasu i pierwszymi grzybami, na które się natknęliśmy, była rodzina goryczaków. Pięknych goryczaków. Znalazł ją Krzyś i z wymowną miną stwierdził, że nic tu nie będzie. Tylko jakieś goryczaki i inne, nic nie warte grzyby.
Powiedziałam, że wystarczą nam takie cudne goryczaki i przygotowałam się do uwiecznienia ich na fotach. To wtedy zobaczyłam z drugiej strony pnia młodziutkiego podgrzybka. Krzyś nie wierzył, że to podgrzybek i musiałam mu to udowadniać, porównując obydwa gatunki, które zasiedliły jeden pniaczek.
Oko wprawnego grzybiarza od razu je rozpozna, ale dla tych, którzy do lasu chodzą sporadycznie albo zaczynają swoją przygodę z grzybami, rozróżnienie ich może być problematyczne. A wystarczy spojrzeć na kolor rurek - u podgrzybka żółtych, a u goryczaka żółciowego białych, z wiekiem wpadających w róż. Krzyś, po dokładnych oględzinach, uwierzył, ale jego podejście do dzisiejszego grzybobrania nie zmieniło się.
Ponieważ nie lubię, kiedy moje dzieci są smętne i robią coś na siłę,
postanowiłam ich dodatkowo zmotywować - powiedziałam, że mogą sobie
zarobić i za każdego znalezionego borowika, który nie będzie robaczywy i
włożę go do koszyka, płacę złotówkę. Kiedy składałam tę ofertę, nie
wiedziałam, co czynię i na jakie koszta narażą mnie dzisiaj moje kochane
dzieci... Wiem, ze zbierają kasę na kolejny zestaw Lego, więc
pomyślałam, że trochę im pomogę w przyspieszeniu realizacji zakupowych
planów. Chłopcy zdecydowanie się ożywili i pognali do przodu, zmieniając
swoje podejście do spaceru.
Szybko okazało się, ze Michałek świetnie potrafi znajdować grzyby, a nawet je pozyskiwać, niejednokrotnie szybciej niżbym sobie tego życzyła, chcąc zrobić zdjęcie. Ale Michaś chodził spokojnie, natomiast Krzyś szalał. Wpadł na miejscówkę siatkusiów i drąc się:"Mój, mój!" nie pozwalał mi tam nic poszukać. Udarłam się, żeby zostawił coś do zdjęć, oświadczył: No dobra, ale one wszystkie są moje!" Zauważył też, że są trochę podobne do goryczaków, ale przecież on, Krzyś, wie, ze to siatkusie, bo zawsze tu rosną.:)
Co do tego zawsze, to bym polemizowała, ale podobieństwo do goryczaków bywa nieraz uderzające. Kiedy znajdujemy borowiki usiatkowane, zawsze przypomina mi się zdarzenie sprzed kilku lat - przyniosłam z lasu pięknego siatkusia na wysokim trzonie. Mój grzybowy przyjaciel, wytrawny grzybiarz, stwierdził, że to goryczak. Założyliśmy się o dużą flaszkę. Kawałek mojego siatkusia był przeżuwany przez kwadrans, po którym stałam się posiadaczką dużej flaszki.:)
Im głębiej w las, było coraz lepiej dla koszyka, a coraz gorzej dla kieszeni. Słowo się rzekło.... Chłopcy szaleli.
A borowiki też oszalały. Głównie ceglasie. Były dosłownie wszędzie. Głównie małe i młode. Na fotki nie było czasu. Więcej obrabiałam i liczyłam niż zbierałam.
W efekcie zabrakło koszyka. Miałam w plecaku dużą lnianą siatkę i zaczęliśmy pakować do niej. Wkrótce i zapasowy zasobnik był zapełniony. Chłopcy nie mieli dość. Gotowi byli iść dalej i kosić, kosić, kosić... Cóż rzec... Więcej nie miałam siły nieść, a wizja wypłaty dodatkowo mnie osłabiała. Michaś i Krzyś zarobili na dzisiejszym grzybobraniu 348 "zyla" i będą mogli zakupić kolejne klocki Lego. Miałam więc ciężkie grzyby, a lekki portfel. Jednak widok Michałka zbierającego grzyby, a nie uganiającego się za nie wiadomo czym, był bezcenny.:)
Jak to, to chłopaki uzbierali tyle grzybów,348 sztuk,ty żartujesz czy co,czy ja coś źle rozumiem?Bo chyba tyle sztuk grzybów nie mieliście co? A koszyczek taki cudny,ceglasie urocze,och marzenie mam takie żeby spotkać w lesie 5 sztuk maluśkich.Ale to we śnie hiii Gratuluje zbioru .Popadało dzisiaj i ja się bardzo ciesze z tego i mam nadzieje ze popada ze trzy dni chociaż.Uściski
OdpowiedzUsuńDobrze Kochana liczysz! Wspólnymi siłami uzbierali 348 sztuk.:) Wszystko skrupulatnie liczyłam pod czujnym okiem zbieraczy.;) Do tego doszło to, co ja znalazłam. To były prawie same młodziaki, więc na sztuki było ich bardzo dużo.Na wagę zresztą też, co dobrze czułam w rękach. U nas w nocy też pokropiło. Pochodzę dziś po mokrym lesie.:) Uściski!
UsuńNo to zrujnowałaś budżet -:)Pewno będą Ci teraz sami już proponować bo jak widać to działa :)może zmniejszysz stawkę i będzie zaangażowanie nadal.Grzyby cudne ,takie zamszowe łebki fajne.No to powodzenia w lesie.Pozdrawiam nocą :)
OdpowiedzUsuńJuż im obiecałam, ze w przyszłym tygodniu też zrobimy taki dzień zarabiania.:) Na coś tam jeszcze koniecznie potrzebują kasiory, którą i tak by wysępili, jeśli nie ode mnie, to od taty, więc niech mają przynajmniej jakąś namiastkę zarobkowania.:) Pozdrawiam o poranku!
UsuńZbieranie i sprzedaż borówek (u nas zwanych jagodami) nie wyszło, ale grzyby to co innego:) Wreszcie zarobili! Mogą spełnić jedno z marzeń. Ja marzę o deszczu. Sucho u nas aż trzeszczy. Pozdrawiam- Ewa.
OdpowiedzUsuńMoje deszczowe marzenie spełniło się wczoraj.:) Popadało, ale niewiele. A grzyby jak widać łatwiej zbierać niż borówki. I chyba cena też była lepsza.:) Pozdrawiam o poranku!
Usuń