Drugi tydzień zimowych ferii Michałek i Krzyś spędzają w Krakowie, a ja muszę wymyślać im jakieś atrakcje, żeby mieli zajęcie i wykorzystali te wolne dni nie tylko na siedzeniu w domu, gdzie największą atrakcją jest dla nich korzystanie z "urządzeń elektronicznych", czyli, brutalnie mówiąc, ciupanie w gry komputerowe. Pogoda niestety nie sprzyja długim spacerom, bo trzyma dość porządny mróz, a nad miastem wisi smog, z którym nawet wiatr północny poradzić sobie nie może. Poniedziałek był dniem gospodarczym - pół dnia spędziliśmy z naszymi konikami, a drugie pół przeznaczyliśmy na kuchenne rewolucje, które sprowadziły się do masowej produkcji uszek i pierogów. Michałek dzielnie mi pomagał i z dumą patrzył na górę uszek, które uwielbia. Ma teraz zamrożony zapas na kilkanaście porządnych porcji. Od worku zaczęliśmy realizować plan wycieczkowy. Na pierwszy ogień poszła Galeria Figur Stalowych.
Już dawno chciałam zobaczyć tę wystawę, więc cieszyłam się na wyjście na równi z chłopakami. Dojechaliśmy na miejsce tramwajem, zakupiliśmy bilety i ruszyliśmy na spotkanie ze stalową przygodą Przywitała nas uśmiechnięta pani, która przejęła bilety i poinformowała, że to wystawa inna niż wszystkie - koniecznie trzeba wszystkiego dotknąć sprawdzić, które elementy się ruszają i obowiązkowo przejechać się wypasionymi furami stojącymi na wystawie. Brzmiało zachęcająco! Zaraz po pani, przywitał nas mistrz Yoda, któremu chłopcy natychmiast przybili piątkę.
Tuż obok stały dwa kociaki, których wyszczerzone kły wcale nie wyglądały przyjaźnie, ale chłopcy i tak się nic nie bali i zrobili im dokładny przegląd uzębienia. Puma i lew są wykonane nieco inaczej niż większość eksponatów. Do ich powstania wykorzystano po 12 tysięcy nakrętek na każdego z nich. Te nakrętki, to jedyne elementy, jakie zostały zakupione w celu stworzenia eksponatów. Wszystkie pozostałe elementy ekspozycji powstały tylko i wyłącznie z elementów recyklingu złomu stalowego, głównie zębatek, części ze zdemontowanych skrzyń biegów, klocków hamulcowych.
A Minionka spokojnie można zrobić wykorzystując zdezelowany układ wydechowy.:)
Wszystkie eksponaty wykonane są od początku do końca ręcznie, z wykorzystaniem techniki spawania, przycinania i ręcznego szlifowania z użyciem prostych narzędzi.
Zrobienie takich cudeniek jest bez wątpienia niezwykle czasochłonne, pracochłonne i z pewnością nie należy do łatwizny, ale robota to jedno, ale cała sztuka, to wymyślić takie coś. Ja na pewno nie wpadłabym na pomysł takiego wykorzystania złomu, ale Michaś stwierdził, ze spokojnie dałby radę zrobić projekt, ale jego realizacja to już powinni zająć się inni. Ot, prezes Michał.
Ale na razie to nie Michaś wymyślił, tylko Mariusz Olejnik, który od 2011 roku tworzy unikalne stalowe rzeźby. Nie ma konkurencji nigdzie na świecie. Jest jedyny i realizacje jego pomysłów również są unikatowe.
Pomysł tworzenia rzeźb z kawałków złomu zrodził się na złomowisku w Pruszkowie pod Warszawą. Na jego narodziny wpłynął kryzys w branży złomiarskiej - aby ratować prowadzony biznes, trzeba było wymyślić coś, co dałoby kasę na dalszą działalność. Tak powstał pierwszy przedmiot użytkowy - stolik ze szklanym blatem, wsparty na nogach z odzyskanych metalowych części. Później powstały kolejne i tak się to ciągnie do dziś.
Chłopakom najbardziej przypadły do gustu samochody, do których można było wsiąść, pokierować, a nawet się pościgać, wydając odpowiednie dźwięki w zastępstwie silnika.
To była jedyna okazja, żeby przejechać się Porsche, Bugatti, Maserati czy Ferrari.
Modele samochodów wykonane zostały w skali 1:1. Zainstalowano w nich szereg ruchomych elementów. Żeby nie było tak prosto, to w kolejnych modelach można było znaleźć inne ruchomości, niż w poprzednich. Chłopcy mieli za zadanie znalezienie ich wszystkich.
Udało im się odkryć, że otwierają się drzwi, można kręcić kierownicą, ruszać wajchą skrzyni biegów, wciskać pedały i przesuwać fotel. Jednej ruchomej części nie odkryli. Tylko ja zauważyłam, że można też ruszać lusterkiem środkowym.
To tylko i wyłącznie zasługa rutyny. Wsiadłam do stalowego samochodu i zanim odpaliłam, chciałam ustawić lusterko. Było dla mnie oczywiste, ze da się to zrobić.:) Chłopcy, którzy na razie są tylko pasażerami po prostu nie zwracają uwagi na lusterka.
Te stalowe samochody nie tylko z zewnątrz wyglądają jak oryginały. Część z nich ma pod maską silniki i inne elementy, które powinny się tam znaleźć, żeby auto jechało. Pani pilnująca wystawy pokazała nam, co znajduje się pod maską, która niestety ruchoma nie jest i trzeba poświecić latarką, żeby zobaczyć, co się tam znajduje. Każdy model waży około półtorej tony.
Obok wypasionych bryk stoi tron z tysiąca mieczy, którego inspiracją jest serial "Gra o tron". Można na nim posiedzieć, ale zapewniam Was, że nie jest zbyt wygodny. Zanim posadziłam na nim swoje cztery litery, zdążyłam przywalić beretką w wystające i niezwykle twarde elementy oparcia.
Tronu strzegą transformersy.
Zostawiliśmy samochody i weszliśmy na piętro opanowane przez postacie mniej lub bardziej znane.
Mnie bardzo spodobały się smerfy, chociaż chłopcy stwierdzili, ze mają za duże uszy.
Były cztery - Ważniak, Maruda, Smerfetka i Papa Smerf.
Chłopakom bardziej podobał się R2-D2, którego obejrzeli ze wszech stron, poruszali i pokręcili czym się tylko dało.
Dużą grupę stanowiły Minionki.
Część z nich została pokolorowana, aby zaspokoić potrzeby cygańsko-murzyńskich duszyczek dziecięcych.;)
Chłopaki bezbłędnie rozpoznali Jacka Sprrowa i Krzyś od razu sprawdził,czy trzymana przez niego butelka rumu na pewno jest pusta.
Próbował też rozbrajać kolejne postacie odbierając im noże, miecze i maszynówki. Jednak broń była na stałe przymontowana do jej posiadaczy. Krzysiowi nie udało się więc pozyskać elementów wojowniczego wyposażenia.
Zawarł za to znajomość z szeregiem superbohaterów.
Chłopcy nie mieli większych problemów z rozpoznaniem postaci z bajek i filmów, ale już rozpoznanie postaci ze świata szeroko pojętej rozrywki i kultury, sprawiło im problemy. Tak było Michaelem Jacksonem. Oprócz tego, ze zaczęli się śmiać z tego, gdzie trzyma prawą rękę, to nie bardzo wiedzieli kto to jest. Dopiero po moim krótkim wyjaśnieniu, odtańczyli wspólny taniec.
Zanim Michałek załapał, co ma zrobić z prawą ręką, Krzyś się znudził i opuścił scenę teatralnym skokiem.
Obok Jacksona stały dwie inne znane osóbki.:)
Na niektórych figurach można było odszukać markę samochodu, który przysłużył się do powstania eksponatu.
Zwiedzanie zakończyliśmy pożegnaniem z Piękną i Bestią. Powiedziałam Michałkowi i Krzysiowi, żeby stanęli sobie do zdjęcia jeden przy Pięknej, drugi przy Bestii. Okazało się, ze obydwaj woleli trzymać za rękę potwora i doszło do niewielkich przepychanek.
Wystawa Figur Stalowych znajduje się w budynku starego dworca kolejowego, tuż obok Historylandu. Między jedną, a drugą wystawą jest sklep z klockami. Jeszcze przed wyjściem na wycieczkę, obiecałam im, że będą mogli sobie coś wybrać w tym sklepie do określonej kwoty. W związku z tym Michał zabrał swoje oszczędności, żeby zyskać kumulację, a Krzyś nie zabrał, bo nie miał juz ani grosza.
Sporo czasu upłynęło, zanim dokonali wyboru. Szczególnie Krzyś się nabiedził, bo, co sobie wybrał, to cena sporo przekraczała wyznaczony limit, a byłam nieugięta. W końcu dałam mu na kredyt dodatkowe trzy złote i liczę sobie odsetki. A Krzyś już chyba zapomniał, że ma dług.
Przed budynkiem, w którym byliśmy na wystawie, jest lodowisko. To była świetna okazja by chłopcy spróbowali swoich sił na łyżwach. Na lodowisku byli w przeszłości tylko raz i zdecydowanie im sie nie podobało. W tym roku Krzyś wspominał, że chciałby jeździć na łyżwach, więc pożyczyliśmy sprzęt i zaczęła się zabawa.
Michaś zaczął jeździć z "trzymadełkiem", a Krzyś się uparł, że nie potrzebuje pingwinka-pomocnika. Kiedy parę razy solidnie przywalił swoją osobą o lód, uparłam się bardziej niż on i kazałam mu jeździć z podpórką.
Po kilku okrążeniach Krzyś stwierdził, że osiągnął już mistrzostwo w łyżwiarstwie i NAPRAWDĘ nie potrzebuje podpórki. Faktem jest, ze szło mu znacznie lepiej niż Michałkowi i nawet próbował robić różne akrobacje.
Oczywiście upadków było mnóstwo, ale wszystkie kończyły się tylko śmiechem.
Michałek też w końcu zdecydował się puścić swojego delfinka i podjąć próbę jazdy bez pomocnika. Mimo swojej ostrożności, też parę razy ubijał lód.
Mimo upadków, chłopcom podobało się na ślizgawce i chcą się jeszcze wybrać na łyżwy. Pójdziemy na pewno, jak tylko przestanie tak bardzo wiać. Od wczoraj hula lodowaty wicher i odczuwalne zimno jest okrutne.:(
Hej Menażerio. Jestem zachwycona wystawą Figur Stalowych.Rewelacja,mistrzostwo.Cos wspaniałego. Zazdroszczę wam. Lodowisko super, jak polubią będą chcieli chodzić codziennie. Pozdrawiam. Acha napiszę jeszcze że dzieciaki z naszego miasteczka mają tylko sanki i kogo stać to basen ale sportowy. Biedne są
OdpowiedzUsuńEwciu! Byliśmy na lodowisku dzisiaj po raz drugi. Nawet ja się dałam namówić na ślizganie, chociaż z moim zepsutym kolanem nie powinnam. Ale jak sobie pomyślałam, jak strasznie zmarznę stojąc obok lodowiska, zaryzykowałam. Kiedyś śmigałam na łyżwach i wszystko mi się po paru minutach przypomniało.:) Kraków daje większe możliwości niż mniejsze miasteczka. Za to płacimy smogiem i cenami wyższymi niż w wielu innych miejscach w Polsce. W czasie ferii w wielu miejscach z atrakcjami dla dzieci są zniżki albo wybrane godziny, kiedy można wejść za darmo. Sporo dzieciaków na tym korzysta. Uściski dla Ciebie!
Usuń