Przez dwa dni temperatura zrobiła się przyjaźniejsza spacerom i poszukiwaniom grzybów. Michaś i Krzyś na początku wakacji jeszcze się cieszą z możliwości codziennego łazikowania po lasach, więc nie marudzili, kiedy proponowałam, ze pójdziemy jeszcze tu i tam. Tak mniej więcej od połowy wakacji to różnie to bywa - u chłopaków następuje zmęczenie materiału i chętnie odwoływaliby spacery. Dzięki emu przesytowi z przyjemnością wracają do szkoły, a po tygodniu z niecierpliwością czekają na weekendowe wyjście.:) Teraz, jeszcze z werwą początkowowakacyjną przemierzali kolejne kilometry babiogórskiego lasu. Widać w nim, z jakim impetem miejscami przetaczała się woda w czasie majowych ulew - naniesione sterty gałęzi i mułu pozostaną w takim ułożeniu aż do następnego porządnego deszczu. Teraz mają konsystencję betonowych okopów. Z majowej wilgoci niewiele zostało. Ściółka trzeszczy pod nogami, ale niektóre grzybki dają radę.:)
Największe emocje wzbudzają oczywiście borowiki. Krzyś planował zapełnienie nimi koszyka, więc niespecjalnie zwracał uwagę na inne gatunki. Skupił się na tym, co go najbardziej interesowało. Dzięki temu pierwszy trafił na kępę borowików górskich w jednym punkcie wyrosło ich aż dziesięć.
Te grzybki rzadko rosną pojedynczo i często zrastają się właśnie w takie kępy. Są piękne, więc spotkanie z nimi zawsze sprawia dużo radości. Szkoda tylko, że wszelkie robactwo też je bardzo lubi i trafienie owocnika, który byłby w całości zdrowy, graniczy z cudem.
Borowiki górskie wyrosły w dolnych partiach lasu. znaleźliśmy je do wysokości do 50 metrów od dolnej granicy babiogórskiego lasu. Wyżej nie było ich na żadnej ze znanych miejscówek.
Na tej samej wysokości spotkaliśmy borowiki usiatkowane. Podobnie, jak w przypadku górskich, to pierwsze tegoroczne spotkanie z tym gatunkiem na Orawie. Dopiero zaczynają rosnąć. W górach wszystko jest później niż na terenach nizinnych, więc usiatki startują w sam raz na początek wakacji.
Zaskoczył nas poziom zdrowotności borowików usiatkowanych - zajęte były tylko trzony do połowy wysokości, a pozostała część owocników nadawała się do konsumpcji.
Kolejny gatunek borowika, to oczywiście dobrze znany i lubiany ceglaś. Kiedy w lesie nie ma prawie nic, zawsze można na nie liczyć i włożyć do koszyka chociaż kilka zamszowych łebków.
Obecnie nie ma ich zbyt wiele, ale i tak są najliczniejsze spośród spotykanych borowikowatych.
Znajdowanie poćków zawsze wywołuje uśmiech.:)
I nawet Michałkowi, który za bardzo grzybów nie szuka, zawsze udaje się jakiegoś dorwać.
Pomiędzy jadalnymi borowikami rosną oczywiście piękne grubotrzonowce (borowiki żółtopore), które najchętniej zamieniłoby się magiczną różdżką w jadalne gatunki. Młodych żółtoporych wielu nie widzieliśmy, ale takich wyrośniętych, w sile wieku, nie brakuje.
Na świecie nie pojawiły się jeszcze borowiki szlachetne. Musimy poczekać, żeby móc się nimi nacieszyć.
Na razie cieszyłam się z moich ulubionych kurek. W czwartek znaleźliśmy ich całkiem sporo. Przy panującej suszy są wyblakłe i podsuszone. W wielu miejscach nie były w stanie wypchnąć się ponad ściółkę i rosły częściowo przykryte podłożem, które się do nich przykleiło i przyschło w ramach wydłużenia czasu obróbki.
Susza nie przeszkadza w rozwoju pieniężnic szerokoblaszkowych
i muchomorów twardawych.
A to już nasz czwartkowy pozysk:
Tyle było kureczek - starczyło na zupę i pięć słoiczków marynaciaków.
Nie bardzo było co wrzucić na masełko na patelni. Zaledwie dwa muchomorki czerwieniejące i dwa gołąbki. Michaś był niepocieszony, ze musi się zadowolić taką malizną. Uwielbia grzybki smażone na maśle.
A to borowiki piątkowe. Kurek trafiła się tylko garstka i jeden mały muchomor czerwieniejący.
Lasu na Babiej wciąż ubywa. W wycince nie wadzi ani okres wegetacji, ani okres lęgowy. Coraz większe połacie zbocza Babiej wyglądają tak, jak jedno z naszych ulubionych miejsc. Dla niewtajemniczonych - jeszcze niedawno rósł tu stary jodłowo - świerkowy las.
Podczas spaceru mieliśmy też sympatyczne spotkanie z padalcem, który najpierw został obfocony na ściółce, a później wpełzł na podstawioną dłoń i korzystał z ciepełka. W tym roku widziałam już kilka padalców. Wszystkie były martwe - leżały na drogach leśnych, z których nie zdążyły uciec przed nadjeżdżającymi samochodami. Ten pierwszy był żywy.
Są już pierwsze borówki, prawie dojrzałe i pyszne.
Straszna lichota Dorotka.
OdpowiedzUsuńNie da się ukryć.:(
UsuńLas jest zawsze piękny a jeszcze jak czasem coś pokaże do koszyka ,życzę udanych wakacji i nowych miejscówek pod Babią
OdpowiedzUsuńSpacery są cudne, ale jak nie popada, to za chwilę nie będzie na czym oka zawiesić. Dzisiaj było jeszcze słabiej.:(
UsuńW porównaniu z suszą z mazowsza to u Was prawdziwe bogactwo. Szkoda pięknego lasu, zawsze tego typu wycinki mnie wkurzają
OdpowiedzUsuńSzkoda, że w innych rejonach jest jeszcze gorzej.:( Tutaj tną przez okrągły rok. Sama zobaczysz, jak przyjedziesz.
Usuń