czwartek, 27 lutego 2020

A mogłem przecież zrobić coś głupszego...

    W szkole ciągle pojawiają się i znikają różne mody - na konkretne zainteresowania, zabawy, kolekcje, zabawki... Zupełnie tak samo jak było to 10, 20, 30 lat temu. Jedne mody są krótkotrwałe, szybko się nudzą (lub zostają zakazane przez nauczycieli), inne trwają długo, a po przerwie wracają nieraz wielokrotnie. Do takich powracających mód zaliczają się "Hot Weelsy" , czyli takie małe autka. Za moich szkolnych czasów takie samochodziki to były po prostu resorki, często kupowane w Pewexie i nie wszyscy je mieli. Teraz mają swoją nazwę firmową i nie ma wśród naszych znajomych chłopaka, który nie uległ modzie na ich posiadanie. Mają je również Michał i Krzyś. Przez ponad rok autka przeleżały spakowane do siatki i czekały na swój nowy czas. Kiedy nadszedł, odetchnęłam z ulgą, że nie wyniosłam ich do jakiegoś przedszkola, bo miałam już ze dwa razy tę siatkę z autami w rekach i zastanawiałam się, czy chłopcy jeszcze kiedyś po nie sięgną. Sięgnęli. I przez ponad tydzień trwajuż prawdziwe szaleństwo "Hot weelsowe". Do szkoły można nie spakować książek, zeszytów, a nawet piórnika, ale miejsce dla kilkunastu lub kilkudziesięciu samochodzików zawsze się w plecaku znajdzie. I w dodatku one wcale nie ciążą. No i oczywiście nie można zapomnieć o zabraniu ich do szkoły.:)
     Chodzą zatem autka na lekcje, przerwy i świetlice przed zajęciami. O dziwo, ostatnio Michałek i Krzyś dzielą się tymi samochodzikami bez kłótni i przyjęli wspólny front działań - nie rywalizują między sobą tylko z kolegami posiadającymi równie pokaźne kolekcje pojazdów. Chodzi oczywiście o zwycięstwa w wyścigach, a także o pozyskanie jak największej ilości samochodzików przy jak najmniejszym koszcie ze swojej strony. O ile przy poprzednich etapach szału "Hot weelsowego" zabawa polegała wyłącznie na wyłanianiu najszybszych i najdalej jadących po pojedynczym pchnięciu autek, to teraz chłopcy organizują rankingi najlepszych modeli i organizują giełdy samochodowe. Prowadzą handel wymienny, a także skupy samochodów używanych (nadających się na złom) i ich odsprzedaż po odrestaurowaniu. 

     Jestem dość dobrze zorientowana w samochodowej działalności chłopaków, bo codziennie po szkole szczegółowo opowiadają mi, co się w biznesie samochodowym działo. Jest to dla nich zdecydowanie ciekawsze od relacji z lekcji.:) W czasie jednej z takich rozmów dowiedziałam się, że Michałek pozyskał od kolegi trzy autka całkiem za darmo. Z niedowierzaniem zapytałam jak to możliwe - przecież na tym świecie nie ma nic za darmo! I doskonale wiem, że koledzy Michałka mają równie materialistyczne podejście do rzeczywistości jak on sam, więc informacja o darmowym otrzymaniu od kolegi autek wydawała mi się równie nieprawdopodobna jak spotkanie kosmity w drodze ze szkoły do domu. Zaczęłam drążyć temat. 

    I wyszło szydło z worka. Michałek przyznał, że za jeden z tych samochodzików musiał coś zrobić. Zżerała mnie ciekawość, więc zaczęłam dopytywać: "Co? Co zrobiłeś?" A Michaś, śmiejąc się jak z doskonałego dowcipu powiedział, że polizał podeszwę buta... Zmroziło mnie. Wyobraźnia zaczęła działać, więc ubrałam w słowa obrazy, które mi podsunęła - "To jak to? Wystawiłeś jęzor i tak jadąc od pięty aż do palców przeciągnąłeś nim po podeszwie???" Tak sobie to lizanie wyobraziłam. Michaś przestał się śmiać i powiedział, że nie, że tylko dotknął językiem. A poza tym to nie był czyjś but, tylko jego własny, a poza tym nie wyjściowy, tylko ten na wf. :) Zabrzmiało to co najmniej tak, jakby ten "wuefowy" but był sterylnie czysty, a lizanie jego podeszwy należało do codziennych standardowych czynności.

    Chcąc się upewnić, że wszystko dobrze zrozumiałam, czyli, że moje dziecko wykonało takie, a nie inne polecenie kolegi, żeby dostać samochodzik, zapytałam czy właśnie tak to się odbyło, jak myślę. Michał potwierdził. Nie mogłam już mieć żadnych wątpliwości. Zapytałam Michałka, czy według niego to, co zrobił było mądre. Rezolutnie odparł, że mądre to nie było, ale przecież mógł zrobić coś głupszego. No fakt, mógł.

    Po takiej ripoście zrezygnowałam z dochodzenia w jaki sposób pozyskał pozostałe dwa darmowe samochodziki. Może dla własnego zdrowia psychicznego lepiej niektórych tematów nie zgłębiać i żyć w błogiej nieświadomości? I taka jeszcze refleksja - nigdy nie można dawać sobie uciąć ręki za swoje dziecko, bo mimo wiary w jego wychowanie, rozum, inteligencję, mimo miłości do niego, nie jest się w stanie przewidzieć, co zrobi, kiedy ktoś mu każe polizać podeszwę buta.

2 komentarze:

  1. Witaj Dorotko.No i czasem lepiej nie wiedzieć bo po co Ci teraz ta wiedza z podeszwą?Oni mają i mieć będą swój chłopięcy świat i poczekaj ale i tak będziesz o nim coraz mniej wiedziała i z czasem bez wstępu do wszystkiego.Nie ma w tym nic dziwnego bo też nie wszystko chcieliśmy by wiedzieli rodzice ,choć to były głupoty bez znaczenia .Na razie mówią :)My z obawy i troski chcemy wszystko wiedzieć ale się w pewnym momencie już nie da .Chłopcy przystojniaki i oby zdrowo rośli i będzie pięknie :)Pozdrawiam w oczekiwaniu na wiosnę :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że z czasem przestaną o wszystkim opowiadać i będą mieli coraz więcej swoich tajemnic. Na razie jestem powiernikiem wszystkiego, co się dzieje wokół nich, kiedy nie jesteśmy razem. Chwilami to całkiem potężny ciężar. U nas dzisiaj mało wiosennie - przeszło kilka zawieruch śnieżnych i zaczęło mrozić na wieczór. Ale i tak wiosennie pozdrawiam, bo zimy już przecież nie chcemy.:)

      Usuń