niedziela, 2 stycznia 2022

Zaczęliśmy nowy rok grzybowy

 

    Miniony rok pod względem grzybowym był dla Menażerii zdecydowanie kiepski. W ilościach zadowalających pojawiły się jedynie smardzówki, a pozostałe gatunki zdecydowanie ogłosiły oczekiwanie na inny rok. W lecie przez chwilę sypnęło szlachetniakami, ale większość z nich posiadała bogate życie wewnętrzne i byłam zmuszona zostawić je na dalsze zjadanie przez robactwo. A! jeszcze muchomorów czerwieniejących było sporo i jeśli idzie o marynaty, to one ratowały mój pazerniaczy wizerunek. Jesień była fatalna, bo nie rosło zupełnie nic. Pogoda dla grzybów była idealna, a one poszły spać w połowie września i zobaczymy, kiedy się obudzą. Tyle podsumowań, a teraz z nowym rokiem raźnym krokiem w las albo przynajmniej w krzaczory. Zaczęliśmy ten nowy rok grzybowy całkiem przyzwoicie i oby to było dobrą wróżbą na kolejne dni i miesiące.

     W Sylwestra dotrwaliśmy wszyscy do północy oglądając filmy wybrane przez Michała i Krzysia. Zołza była mocno zdziwiona i zaaferowana innym niż dotychczas spędzaniem wieczoru. Stado zawsze się rozchodziło po wieczornym jedzeniu i każdy zajmował się swoimi sprawami, a tu wszyscy nagle siedzieli razem i wcale nie mieli zamiaru spać. Pilnowała nas zatem wytrwale czekając na nadejście nowego roku. Pojedyncze wystrzały zupełnie jej nie przeszkadzały i nawet nie zwracała na nie uwagi. Kiedy jednak o północy hałas się nasilił i doszły do niego widoczne z bliska błyski,zołza zrejterowała pod stół. Po tych emocjach spała rano wyjątkowo długo i zamiast o piątej, wyszła na pierwszy spacer dopiero o siódmej. A trochę później by spacer drugi, znacznie dłuższy, już z całą ekipą.
    Wybraliśmy się na Zakrzówek, bo w dzień świąteczny to jedyna okazja, żeby zobaczyć jakie zniszczenia dokonały się w wyniku działalności ekip budowlanych. Tablice informujące, że tu powstaje nowy Zakrzówek zostały zmienione niewidzialną ręką na "tu umiera Zakrzówek". To niestety prawda. Już nie jest tak jak było, a cały czas się dzieje. Krzaczorów też już coraz mniej, bo ich miejsce powoli zajmują równo nasadzone drzewka i inne rośliny. Niby dobrze, że sadzą nowe, ale przy okazji psują stare.
     Korzystając z tego, ze jeszcze trochę krzaków zostało, pobuszowaliśmy w nich za uszakami. Pogoda się dla nich zrobiła doskonała - po mrozie przyszły dni ciepłe i wilgotne. Ale uszaki się jeszcze nie obudziły. Ani śladu po nich nie było na bzowych konarach. A miejsce to jest nam znane i w uszaki niejednokrotnie obfitowało.
    Zamiast uszaków wyrosły za to płomiennice zimowe, czyli niegdysiejsze zimówki. Było ich naprawdę sporo. W większości młodziaki błyszczące deszczem siąpiącym w ten nowy rok od rana.
     Płomiennice są jednymi z modelek doskonałych. Chyba nie tylko ja lubię je uwieczniać. Co prawda Zołza nieco się niecierpliwiła i poganiała mnie przy tym robieniu zdjęć ale coś się tam udało pofocić.

    Całkiem niespodziewanie, kiedy ja robiłam zdjęcia zimówek, Pawełek znalazł czarki. Został ogłoszony noworocznym odkrywcą, bo to są pierwsze czarki znalezione w tym roku, a przy okazji pierwszy raz odkryte na Zakrzówku. Mimo, że ten teren mam schodzony wzdłuż i wszerz, a bogactwo znalezionych na nim grzybów jest ogromne, to czarek jeszcze tu nie widziałam. Tak więc, rok 2022 zaplusował na samym starcie. I oby to była pozytywna wróżba a cały ten rok.

    Ponieważ plac budowy na Zakrzówku nie jest zabezpieczony niczym poza kilkoma tablicami zakazującymi wejścia, zeszliśmy sobie nad zalew, podobnie jak sporo innych osób.
Zołzie bardzo podobała się woda, a jeszcze bardziej pływające po niej ptactwo, które przyciągało ją z magiczną mocą. Patrzyła za kaczkami tęsknym wzrokiem, ale posłuchała i nie wskoczyła do wody.
A woda w zalewie jest idealnie czysta. Wszystko widać kilka metrów w głąb.
    Naturalnego brzegu już wiele nie pozostało. Kolejne metry są betonowane, asfaltowane i drutowane, żeby zadowolić współczesnego mieszkańca miasta i stworzyć mu strefę wypoczynku na wyciągnięcie ręki. Mnie się te zmiany nie podobają.
Jeszcze jedno tęskne spojrzenie za nieosiągalnym celem i pora wrócić do domu, na przedobiednią kąpiel. Zołza po każdym spacerze przy takiej pogodzie wygląda jak świnka błotna i trzeba ją doprowadzać do stanu używalności domowej. Na szczęście nie protestuje i z rezygnacją bierze na klatę te wszystkie, zbędne z jej punktu widzenia czynności.:)
Dużo grzybowego i radosnego na ten Nowy Rok!



2 komentarze:

  1. Fajnie ze znaleźliście płomiennice.Raz jadłam sosik z niej,bardzo smakowity.I zupę.Dostałam w pudełku po czekoladkach od Bozenki z Warszawy.To było pewnie ok 4 łat temu,początki moje na grupie grzybowej.Moze uszami pokażą się wam gdzieś w innym miejscu.Fajnie że macie takie miejskie lasy i stare parki.U nas nie ma takich miejsc.Jesli Zouzunie trzeba kąpać po każdym spacerze to wam współczuję. Do Siego Grzybowego Roku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, ze udało się przesłać płomiennice. Mnie się zawsze wydaje, ze grzyby są tak delikatne, że nie dojdą do adresata w dobrym stanie, ale w sumie zimą jak jest chłodno, to się musi udać.:) Jak Zołzanna nie jest tak na maksa doszlajana, czyli błoto nie wychodzi na boki, to ją wycieram i wyczesuję po wyschnięciu. Ale przy mżawce i takim strasznym błocie, nie ma szans bez kąpieli. Mam już taką wprawę, że 15-20 minut i pieseł jest jak nowy.:) Noworoczne uściski!

      Usuń