wtorek, 21 kwietnia 2015

Wielka niesprawiedliwość

niesprawiedliwość, kara
    Wielka niesprawiedliwość spotkała Michałka tydzień temu. Chyba po raz pierwszy w życiu poczuł się skrzywdzony. Na dodatek przez osobę, którą bardzo lubi. Ponieważ cała sytuacja została wyjaśniona, byłam przekonana, że mój synuś puścił całe zajście w niepamięć. Jak się jednak okazało dziś rano, zadra w zranionym serduszku pozostała. Ale zacznijmy od początku...


    W ubiegły wtorek przyszłam po dzieci do przedszkola i zerówki. Krzyś, jak zwykle, zaczął szukać w plecaku czegoś do zjedzenia, a Michałek wyszedł z sali z nosem zwieszonym na kwintę. co mu się nieczęsto zdarza. Zaczął: "Mamo, ja muszę - kąciki ust zadrżały - poskarżyć na pana Dawida!" (Pan Dawid prowadzi zajęcia judo; dzieci bardzo je lubią, a prowadzącego wręcz uwielbiają.) I wybuchł tak rozpaczliwym płaczem, jakiego dawno w jego wydaniu nie słyszałam. Wtulił się we mnie całym swoim sześcioletnim ciałkiem i "pogrążył się w otchłani rozpaczy". Minęło parę minut zanim był w stanie powiedzieć, co się właściwie stało.

   Otóż koledzy Michałka przeszkadzali w zajęciach i zachowywali się tak głośno, że moje biedne dziecko nie usłyszało polecenia i nie wykonało ćwiczenia (podobnie jak inni chłopcy). Za karę musiał wraz z "przeszkadzaczami" usiąść przy stoliku. Usiadł, posiedział, odbył karę, nie rozpłakał się ani na judo, ani na następnych zajęciach. ALE TO PRZECIEŻ NIE ON ROZRABIAŁ!!! ON TYLKO NIE DOSŁYSZAŁ KOMENDY!!!

   Już miałam na końcu języka stwierdzenie: "Nic się Michałku nie stało! Każdemu się może przytrafić jakaś kara." Ale w porę w ten mój język się ugryzłam, bo przecież widzę, że się stało - Michałek tak straszliwie przeżył tę niesprawiedliwość, że moje słowa mogłyby tylko zgłębić jego rozpacz.

   Ustaliliśmy, że wszystko panu Dawidowi wyjaśnimy, żeby sobie nie myślał, że Michałek jest taki niegrzeczny. Tak uczyniliśmy i dla mnie sprawa była zamknięta - wszyscy już wiedzieli jaki był powód Michałkowej niesubordynacji, rozpacz została utulona - koniec. Później jeszcze rozmawialiśmy z Michałkiem na temat odpowiedzialności grupowej, tego, że nauczyciel/trener nie zawsze jest w stanie wyłapać tych właściwych rozrabiaków i o tym, że nawet najgrzeczniejszemu może się przytrafić czasem jakaś kara. Nawet, jeśli nie zawinił. Tak się po prostu zdarza...

   Dzisiaj w drodze do przedszkola Michałek poprosił mnie, żeby go wypisać z zajęć judo. Jakoś nie pokojarzyłam od razu o co biega i ze zdziwieniem zapytałam: "Dlaczego??? Przecież zawsze lubiłeś judo." No i się wszystko z ubiegłego tygodnia przypomniało. Mnie się przypomniało, bo jak się okazało, Michałek doskonale pamiętał o niesprawiedliwości, jaka go spotkała. Nie chciał biduś powtórki scenariusza z poprzedniego wtorku, wolał zrezygnować z lubianych zajęć. Uzgodniliśmy, że na judo pójdzie i postara się bardzo uważnie słuchać trenera, żeby uniknąć wpadki.

   Prawdę mówiąc przeraża mnie chwilami dążenie Michałka do doskonałości i jego pragnienie bycia zawsze grzecznym, przygotowanym i takim idealnym. Mam nadzieję, że za kilka lat nie będzie tak głęboko przeżywał podobnych, pożałowania godnych, incydentów.

   Opisane zajście uświadomiło mi, nie po raz pierwszy zresztą, jak mało ważne dla nas dorosłych sprawy, potrafią głęboko zranić dziecko. I jak warto czasem zniżyć się do poziomu małego - wielkiego człowieka, żeby zobaczyć to, co "starzy" gdzieś tam po drodze zgubili. I nie można lekceważyć dziecięcych uczuć, nawet jeśli wydają nam się śmieszne, infantylne i mocno "na wyrost"; dla nich są ważne, a nawet najważniejsze. Bo co ja bym zrobiła na miejscu Michałka? Odsiedziałabym karę przy stoliku i natychmiast bym o niej zapomniała, szczególnie, że ukaranych ze mną byłoby kilka innych osób. Dorośli mają grubszą skórę i twardsze tyłki. Często to zaleta ułatwiająca przetrwanie w brutalnej rzeczywistości, ale czasem bywa barierą utrudniającą zrozumienie innych.

    Na szczęście dzisiaj obyło się bez kar i rozpaczy - Michałek był po zajęciach zadowolony, tak jak miało to miejsce zawsze, oprócz ubiegłotygodniowego czarnego wtorku. Kolejne doświadczenie życiowe za nim.:)

   

2 komentarze:

  1. I bardzo dobrze, że się ugryzlaś w język Dorotko ... A Michałek ... no cóż WIELKI, MAŁY CZŁOWIEK ))) eeeech ... ))) Pozdrawiam )))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio coraz częściej uprawiam gryzienie własnego jęzora... To całkiem dobra metoda na łagodzenie wielu sytuacji.:)

    OdpowiedzUsuń