Mimo żaru spływającego z nieba, nie odpuściliśmy sobie spacerku - wybrałam trasę przez las i po otwartych łąkach, na których zawsze troszeczkę powiewa. Michaś i Krzychu poczyścili swoje kucyki, żeby mieć zapewniony transport w czasie wędrówki i wyruszyliśmy.
Nad nami, jak okiem sięgnąć, rozciągało się błękitne niebo, którego równej powierzchni nie mąciły najmniejsze nawet chmurki. Widoczność była rewelacyjna - Krzyś twierdził nawet, że widzi ludzi na szczycie Babiej. Z jego sokolim wzrokiem to w sumie wszystko jest możliwe.:)
W czasie naszych wędrówek zawsze prowadzimy ciekawe dyskusje - tym razem omawiana była kwestia dnia i nocy, czyli jak to jest, że ta kula ziemska kręci się i jest kulista, a my z niej jeszcze nie pospadaliśmy. W rozmowie doszliśmy do drażliwej sprawy końca świata, bo Michałka bardzo ciekawiło, co by się stało, gdyby słońce zgasło. Ponieważ już kilkakrotnie bał się, że świat się skończy i wszyscy wyginiemy marnie, musiałam skierować dysputę na inne tory, bo po cóż ma mi się dziecko stresować takimi problemami, jak koniec świata, skoro innych, bardziej na miarę sześciolatka znalazłoby się pod dostatkiem.
Z pomocą przyszedł mi pasażer na gapę, który przysiadł na ogonie Żółtego i towarzyszył nam w wędrówce. Połaziliśmy, podjedliśmy poziomek i borówek, nie znaleźliśmy ani jednego grzybka i wróciliśmy po trzech godzinkach na podwórko, aby zająć się chłodzeniem własnych i zwierzęcych organizmów. Pławienie stało się w czasie upałów codzienną tradycją.
Tym razem zrobiliśmy Żółtemu i Feliksowi kąpiel pod prysznicem, co dało okazję do obserwacji tęczy powstającej podczas polewania koników. Z takiej zabawy zachwyceni byli zarówno chłopcy, jak i ich rumaki.
Po dokładnym namoczeniu i wewnętrznym nawodnieniu kucyki zostały odprowadzone na pastwisko, a Michaś i Krzyś wskoczyli do basenu, który jest w ciągu ostatnich dni najprzyjemniejszym miejscem do spędzania południowych godzin.
Ale upał doskwiera nie tylko ludziom i koniom; równie mocno odczuwa go ptactwo domowe. Aby i pierzastym ulżyć, pognaliśmy zorganizowaną ekipą całe stado kaczek i gęsi do rzeki. Popędzanie stadka bardzo spodobało się Michałkowi, który świetnie by się nadawał na gęsiarza. Krzychu podążał na końcu zastępu, bo ma ciągle w pamięci ubiegłoroczne starcia z gąsiorem, którego się bardzo bał. I nadal czuje respekt przed białym ptactwem.:)
Kaczki i gęsi początkowo nie bardzo wiedziały, co mają zrobić z taką ilością wody, w której się znalazły - stały i patrzyły na siebie i obstawę ze zdumieniem. Dopiero po chwili zaczęły się nieśmiało pluskać, a za chwilę następną już w pełni korzystały z uroków górskiego strumienia. Ile miały radości z tego spaceru, to chyba wiedzą tylko one i my, którzy na nie patrzyliśmy.:)
Po wodnym szaleństwie zagoniliśmy całe towarzystwo z powrotem na podwórko - miały zajęcie jeszcze przez najbliższe dwie godziny - nie szukały cienia, jak to bywało ostatnio, tylko rozłożyły się w słoneczku i skubały swoje marne piórka.
Kąpiel ptactwa była hitem tego upalnego dnia. Tak niewiele potrzeba, żeby się dobrze bawić i uśmiać do łez.:)
W taki upał!!!! Podziwiam! :)
OdpowiedzUsuńBrzęczymucha
Nas nic nie powstrzyma.:)
Usuń