Nie myślcie sobie, że podczas wakacji to my tylko się bawimy, spacerujemy, pozyskujemy czy ujeżdżamy konie. Dzieciaki podwórkowe uczą się też wielu przydatnych rzeczy. A nauka w formie świetnej zabawy sprawia, że sporo zostaje zapamiętane i w przyszłości okazać się może wiedzą bezcenną.
Ostatnio, jednym z ciekawszych szkoleń były zajęcia z udzielania pierwszej pomocy. I chociaż reanimacja nie wzbudziła specjalnych emocji, to już bandażowanie okazało się hitem jednego popołudnia.
Po pogadance dotyczącej powstawania rozmaitych ran kłutych, szarpanych i ciętych, nastąpił pokaz zakładania opatrunków na poszczególne części ciała. Cała dzieciarnia słuchała z zapartym tchem jakie to niebezpieczeństwa czyhają na człowieka w różnych sytuacjach i co robić, kiedy już do nieszczęścia dojdzie i krew się poleje. Oczywiście pogadanka była ciągle przerywana dodatkowymi pytaniami, które zadawał najczęściej Michałek - jemu nigdy nie wystarcza podstawowy wykład i każdy temat stara się poznać dogłębnie.
Ale słuchanie słuchaniem, najciekawsza część przed nami. Nadmiar chętnych do udawania pokaleczonego nieszczęśnika sprawił, ze trzeba było każdego po kolei zabandażować, rozbandażować (już uleczonego oczywiście) i dać bandaż do dokładnego pozwijania. Wbrew pozorom, nie jest to czynność taka banalna, jakby się wydawało. Niemal wszystkie dzieci miały trudności ze starannym przygotowaniem bandaża do ponownego użycia. W tym zadaniu pochwałę uzyskał Michałek, który wykonał swoją pracę najszybciej i najstaranniej.
Kiedy już wszyscy kolejno byli zabandażowani, rozbandażowani, a opatrunki przygotowane do następnych działań, dzieci przystąpiły do dzieła i na sobie ćwiczyły to, co wcześniej zostało im pokazane.
Krzyś, któremu najszybciej znudziło się stacjonarne zajęcie, postanowił wzbogacić szkolenie o pokazy władania bronią, co oczywiście miało się kończyć wyimaginowanymi obrażeniami odniesionymi na polu walki. Jak się dobrze wybiegał z mieczem, tarczą i karabinem, bez protestów dawał się opatrywać uśmiechniętym sanitariuszkom, które w pewnym momencie niemal przerobiły Krzycha na mumię. To mu się już tak za bardzo nie spodobało, bo ruchy miał wtedy ograniczone i do walki kolejnej nie był w stanie stawać.
Gdyby bandaży było więcej, po podwórku biegałoby pewnie kilka mumii, ale z powodu ograniczonej ilości materiałów opatrunkowych do takiej sytuacji nie doszło.
Z tego popołudnia chłopakom w główkach sporo zostało, bo już kilkakrotnie wracali do tematu ran, bandażowania, gipsowania i ratowania życia. Lepiej, żeby nie musieli takiej wiedzy wykorzystywać w praktyce, ale dobrze, żeby ją posiadali.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz