Tradycyjnie, jak co roku, pierwszego dnia stycznia wybraliśmy się na noworoczny spacer do lasu. Oczywiście, oprócz pochodzenia w pięknych okolicznościach przyrody, celem było wytropienie jakichkolwiek grzybków. Rok 2016 rozpoczęliśmy spacerem po Zakrzówku, gdzie z grzybami było marniutko, więc tym razem pogoniłam menażerię nieco dalej - do Lasku Wolskiego, w którym ZAWSZE coś się udaje znaleźć. Poza tym Zakrzówek "zaliczyliśmy" z dzieciakami kilka dni wcześniej. Oczywiście nie liczyłam na gigantyczne pozyski, ale tradycyjnie zabrałam z sobą mały koszyczek. Pawełek z dezaprobatą kręcił głową, mówiąc: "Przecież wiesz, że nic nie znajdziesz!" Takie słowa zawsze działają na mnie baaardzo motywująco - uwielbiam, kiedy później "wychodzi na moje".:)
Znaleźliśmy się w styczniowym już lesie - ziemia zmarznięta na kość (nie trzeba było po powrocie szorować obklejonych błotem butów), lekki mrozik, błękitne niebo i przymglone nieco słoneczko - idealne warunki do spaceringu. Michał z Krzychem szukaniem grzybów nie byli tym razem zupełnie zainteresowani, za to zaraz na początku spaceru ustalili plan zabawy - tym razem zamieniali się w samoloty i drony. W razie potrzeb albo latali sprytnie między drzewami, albo rozbijali się na twardej ziemi, realizując scenariusze katastrof lotniczych, których tropieniem i badaniem zajmuje się od jakiegoś czasu Michaś.
Pawełek, mimo swego przekonania, że "i tak nic nie będzie", przepatrywał skrupulatnie pniaki i gałązki, na których chciał znaleźć coś grzybowego.
Jednak pierwsze znaleziska wpadły w moje łapki - malutkie, podsuszone i zamarznięte uszaki. Do zabrania niewiele z nich się nadawało - w większości były to żłobkowe miniaturki czekające na korzystniejsze warunki - wilgoć i temperatury powyżej zera.
Pawełek też znalazł leżącą na ziemi gałązkę z trzema uszaczkami i z miną zdobywcy, który dokonał niemożliwego, złożył ją niemal u moich stóp.
Szukając grzybków patrzyłam też na latające dzieciaki i podawałam im paliwo lotnicze, w związku z czym koszyczek, wypełniony rano kanapkami, stawał się coraz bardziej pusty. Kilka uszaków leżących na dnie prezentowało się nad wyraz żałośnie.
Huk startujących z Balic samolotów, jaki co chwilę zakłócał leśną ciszę, dodawał chłopcom animuszu i musiałam trochę pohamować ich zapędy, bo loty na krawędziach stromych skarp mogły się zakończyć nie wyimaginowaną, a rzeczywistą katastrofą.
Tymczasem uszakowe miejscówki zostały za nami i niewielki już mieliśmy szanse na dołożenie czegoś do koszyczka. Były za to egzemplarze doskonale nadające się do zebrania na karcie pamięci.
Znalazły się na niej zdezelowane już poważnie łyczniki późne,
zmrożone kisielnice kędzierzawe,
drewniaki szkarłatne
i leśny stwór z wybałuszonymi oczami. Od niedzieli usiłuję sobie przypomnieć w jakiej bajce taki stwór występował (miał jeszcze gadającą paszczę) i nie mogę wyszukać w zakamarkach pamięci ani tytułu, ani imienia tego stwora. A widziałam go już kiedyś na pewno.;)
Kiedy chodziliśmy po lesie, miejscami przedzierając się nawet przez chaszcze, spotkaliśmy raptem kilku biegaczy, natomiast po wyjściu na asfaltową alejkę, zetknęliśmy się z niemałą ilością spacerowiczów. Trudno było zrobić alejkową fotkę bez ludzkiego pierwiastka. A jak się już zdecydowałam na focenie z "dodatkiem", okazało się, że ten drugi robi to samo.:)
Doszliśmy do ptasiej stołówki. Popatrzyłam chwilę na ptaszki i porzuciłam chłopaków, żeby sobie jeszcze spokojnie poobserwowali pierzaste i porobili fotki.
Z karmników korzystają przede wszystkim sikorki kilku gatunków, ale był tez dzięcioł, który zupełnie nie przejmował się stojącymi i patrzącymi na niego ludźmi.
To już była prawie końcówka noworocznego spaceru. Ja odwiedziłam jeszcze "moje" orzechówki (relacja z odwiedzin będzie, kiedy wybiorę foty), chłopcy chwilę pobiegali i wróciliśmy do cieplutkiego domku na obiadek.
A nie o Jabbę chodzi? ;) https://www.google.pl/search?q=jabba&rlz=1C1CHZL_plPL723PL723&espv=2&biw=1920&bih=925&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwi5lIjNo6jRAhXFiiwKHVxUCvsQ_AUIBigB
OdpowiedzUsuńNie, ten stwór, którego ja pamiętam, miał od dołu takie rozlane cielsko zamiast gustownego ogonka. Ale Jabba tez podobny.:)
UsuńZamiast grzybków piękne ptaszki i świeże powietrze.Mam nieodparte wrażenie ze tego stwora hii tez widziałam.Pozdrawiam serdecznie i informuję że na Mazurach dużo śniegu
OdpowiedzUsuńPiszę ten komentarz o godzinie 23.20 a wskazuje ze 16.23 jaka przyczyna?
UsuńSerwer, z którego korzysta Blogger jest na drugiej półkuli i niestety zapisuje "swój" czas. Tego nie mogę zmienić.
UsuńTen stwór nie daje mi spokoju; myślę nad nim intensywnie i pewnie sobie w końcu przypomnę o kogo mi chodzi.
U nas też sypnęło śniegiem w mieście. Dzieciaki przed szkołą pobudowały armię bałwanów.:) Pozdrawiam gorąco!
Ten Twój potwór to był pewnie Zjadacz Kamieni w Niekończącej się opowieści (The Neverending Story)
OdpowiedzUsuńTak! To on! Muszę wrócić do tego filmu.:) Pozdrawiam!
Usuń