czwartek, 23 lutego 2017

Wśród żywych motyli

wystawa żywych motyli, kraków
     Pawełek od poniedziałku dopytuje, kiedy napiszę o motylach. Najwyższa zatem pora, aby zmierzyć się z tym tematem. Odkładałam relację z wizyty na "wystawie" żywych motyli, bo z jednej strony, sam pomysł ciekawy, a dla dzieciaków wręcz fascynujący, z drugiej strony żal mi stworzeń, które żyją tylko po to, żeby ktoś mógł je "maćkać" łapkami, a parę osób zarobiło na życie. Ale po kolei.

wystawa żywych motyli, kraków
     Kiedy podczas sobotniego spaceru z naszymi gośćmi z Jaworzna maszerowaliśmy z Wawelu na Rynek, zaczepił nas po drodze Człowiek-Motyl, zapraszając na wystawę żywych motyli. Przypomnieliśmy sobie wtedy, ze już raz ten sam "naganiacz" w kolorowym przebraniu namawiał nas do oglądania tej wystawy, ale nie mieliśmy wtedy czasu, a chłopcy byli zmęczeni i zmarznięci. Teraz była doskonała okazja do odwiedzenia wystawy, więc długo nas nie trzeba było przekonywać.

    Weszliśmy do bramy, gdzie pani, również przebrana w kolorowe ciuszki motylkowe sprzedawała bilety. Mówiła z wyraźnym wschodnim akcentem, miała problem z policzeniem nas (4 dorosłych i 4 dzieci) oraz z oceną wieku dzieci (co wiązało się z darmowym wejściem dla najmłodszych). Dość długo zeszło zanim uzgodniliśmy ilu nas jest i jakie stare mamy dzieci. W końcu udało się zakupić bilety i weszliśmy na wąskie, ciemne schody. Weszliśmy na pierwsze piętro, potem, po omacku na drugie... Tam pani sprzątająca w pokoju za otwartymi drzwiami powiedziała nam, że tam dalej, znaczy wyżej nie ma już nic. Zaczęliśmy więc schodzić z powrotem w dół. Na korytarzu nagle zapaliło się światło! Było widać schody, a na pierwszym piętrze zauważyliśmy drzwi z napisem "Wystawa żywych motyli". Nie widzieliśmy ich poprzednio, bo na korytarzu panowały egipskie ciemności. Weszliśmy do pokoju, w którym znajdowało się to, co mieliśmy oglądać.
wystawa żywych motyli, kraków
     W niewielkim pokoiku było oprócz nas kilka osób. Jedna ściana została zasłonięta płótnem podświetlonym z drugiej strony. To tu gromadziły się motyle. Nie wiem, czy wabiło je wyłącznie światło, czy też tkanina była nasączona czymś atrakcyjnym dla nich. W każdym razie tu zgromadziło się kilka żywych albo ściślej mówiąc, ledwo żywych motyli.
wystawa żywych motyli, kraków
     Większość z nich miała uszkodzone skrzydełka i spore problemy z lataniem.
wystawa żywych motyli, kraków
     Początkowo powiedziałam dzieciakom, żeby tylko patrzyły i nie brały motylków do rąk, bo mogą im tym wyrządzić krzywdę, ale po chwili zobaczyłam jak pani pilnująca wystawy podaje owady kolejnym osobom będącym w pokoju. Teraz już nie miałam wiele do powiedzenia, bo wiadomo, ze ta pani była w tym miejscu ważniejsza ode mnie. W efekcie sama podałam Krzysiowi motyla, stwierdzając, że w ten sposób moze mniej się go uszkodzi. 

    Szczerze mówiąc, byłam zaskoczona tym, że na wystawie można dotykać żywych eksponatów, nosić je, odwracać we wszystkie strony i tak dalej. Pamiętam, ze byłam kiedyś w motylarni w Wiedniu i tam był bezwzględny zakaz łapania i dotykania motyli. Poza tym owady miały tam sporo miejsca, mnóstwo żywych roślin i sporo jedzenia - owoców wyłożonych na talerzykach. Tu, w Krakowie zlokalizowałam tylko jeden talerzyk z gnijącym bananem, którego nie jadł ani jeden motyl.
wystawa żywych motyli, kraków
     Dzieciaki, w przeciwieństwie do mnie, były zachwycone możliwością oglądania, dotykania i trzymania w rękach kolorowych motylków, które nie broniły się przed tym, co je czekało w kolejnych małych paluszkach. Wcale się dzieciom nie dziwię, że korzystały z możliwości bliskiego kontaktu z kolorowymi owadami, bo wiedzą, że na łące wcale nie jest tak łatwo pochwycić fruwającego motylka. A tu same właziły w łapy.
wystawa żywych motyli, kraków
wystawa żywych motyli, kraków
wystawa żywych motyli, kraków
wystawa żywych motyli, kraków
      Czasem motylek wyniesiony z dala od oświetlonego płótna, wracał do niego i zatrzymywał się po drodze na atrakcyjnym kolorystycznie miejscu. Jeden z nich wyladował na karku Pawełka.
wystawa żywych motyli, kraków
     W pokoju znajdowała się też wylęgarnia motyli. Pani, wypytywana przez Michałka, wyjaśniła nam, że motyle na wystawie żyją najwyżej miesiąc, więc konieczne jest zasilanie ich szeregów nowymi egzemplarzami. w tym celu, raz w miesiącu, sprowadzane są z angielskiej fermy motyli poczwarki, z których wylęgają się nowe motyle.
wystawa żywych motyli, kraków
wystawa żywych motyli, kraków
     Oprócz motylków, w pokoju fruwały też papużki. Najchętniej siadały na sztucznych roślinach, którymi wystrojona była jedna ze ścian pokoju.
wystawa żywych motyli, kraków
    Ptaki można było karmić z reki, ale nie bardzo już chyba mogły jeść, bo każdy z odwiedzających namawiał je do dzióbnięcia paru ziarenek. Z naszej ósemki tylko Pawłowi udało się namówic papużkę do zjedzenia posiłku.
wystawa żywych motyli, kraków
     Przy wyjściu Michaś przeczytał na tablicy informacyjnej nie do końca polskie wyrazy... Przypuszczam, że wielu wizytujących wystawę po prostu tę tablicę pominęło, ale nie Michałek. Mogli się organizatorzy choć trochę lepiej przygotować.:(
wystawa żywych motyli, kraków
    Opuściliśmy "wystawę" motyli. Po przejściu kilkudziesięciu metrów wpadliśmy w kolejną pułapkę - Człowiek-Lustro z pomocą Człowieka w Lustrzanej Czapce zapraszał do labiryntu luster. W tym dniu dzieciakom nie odmawialiśmy atrakcji, więc poszły do lustrzanego przybytku pod opieką Pawła. W środku bawili się świetnie, co udokumentował opiekun - Paweł a filmie.
wystawa żywych motyli, kraków

2 komentarze:

  1. Też Dorota myślę że szkoda tych motyli,żyją w pokoju,bez roślin,skazane na zagładę,chyba nie jest to wystawa naszych przyrodników prawda.No
    wiadomo dzieciaki zachwycone bo w rzeczywistym świecie motyli nie miałyby okazji by je dotknąć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiadomo kto jest organizatorem; można się tylko domyślać. Nie wiemy też ile takich i podobnych miejsc znajduje się na świecie.

      Usuń