Pierwszy po okresie suszy deszcz spadł tydzień temu. Od ubiegłego czwartku polewa nam regularnie. Wydawałoby się, że grzyby w lasach powinny zacząć rosnąć jak na drożdżach, a tymczasem one ciągle śpią.:( Oczywiście na spacery chodzimy codziennie i korzystamy z leśnych uroków, ale miło byłoby wreszcie napełnić jakiś koszyk po brzegi. Zobaczcie co pojawiło się po deszczu w orawskich lasach.
Pod Babią wyskoczyły pierwsze tegoroczne borowiki górskie; całe trzy sztuki. Najmniejszy rósł sobie spokojnie, ale nieco większe bliźniaki straciły kontakt z podłożem zanim je znaleźliśmy. Najwyraźniej nie tylko my szukamy w lesie czegokolwiek grzybowego i ktoś je dostrzegł, wydłubał z ziemi i porzucił.
Wyrosło tez parę muchomorów czerwieniejących, ale żaden z nich nie nadawał się do zabrania, bo wcześniej od nas dopadły je stada dzikich robali.
Pojawiło się sporo pięknorogów największych. Michaś i Krzyś zapomnieli sobie jak się te grzybki nazywają, ale na moje pytanie, co to za gatunek, wcale się nie przyznali do luk w grzybowej wiedzy, tylko momentalnie wypalili: "wodorosty". Po kilku spotkaniach z nimi już sobie przypomnieli właściwą nazwę.
Borowiki ceglastopore rosną sporadycznie i najczęściej są zamieszkałe przez leśnych konsumentów grzybowych.
Miejscami pokazały się pieniężnice szerokoblaszkowe, których nie zbieramy, bo nie są zbyt smaczne.
Z deszczu skorzystały śluzowce i las zażółcił się wykwitami piankowymi.
Jedynymi grzybami, które trafiają do koszyka są w dalszym ciągu kurki, ale nie ma ich zbyt wiele.
Udało nam się również pozyskać kilka zdrowych gołąbków. Chciałam je upiec na patelni tak, jak w dzieciństwie piekłam na blasze pieca opalanego węglem. Patelnia to jednak nie to i chociaż grzybki wyglądały podobnie do tych zapamiętanych sprzed lat, smakowały zdecydowanie słabiej.
Sytuację pozyskową ratują poziomki, których w tym roku jest wyjątkowo dużo i są bardzo dorodne.
Nieraz dostanie się do nich wymaga poświęceń. Krzychu wskoczył do rowu, na którego przeciwległym zboczu czerwieniły się owocki i został wessany przez błocko i unieruchomiony wpół drogi. Musiałam przyjść mu z pomocą i ratować z opresji. Niewiele brakło, a obydwoje pozostalibyśmy w tym rowie.
Chłopcy pozyskują też pojedyncze borówki, które zmieniły kolor z zielonego na lekko czerwony.
A Krzyś pozyskał też kumaka górskiego, którego wyłowił z kałuży. A było to tak: przyglądał się kałuży i oznajmił, że będzie łapał żaby. Powiedziałam tylko, żeby uważał i nie wpadł w całości do nich. Po chwili oznajmił, że złapał żabę. Michał pobiegł do niego i krzyknął, że to nie żaba, tylko kumak górski. Na to hasło rzuciłam się i ja oglądać, co Krzychu pochwycił. Płaz siedział spokojnie na ręce, a ja robiłam fotki i byłam dumna z Michałka, że rozpoznał zwierzątko, które chyba tylko raz widział w naturze. Później Michaś przyznał się, że kumaka zapamiętał ze zdjęcia w kalendarzu, a nie ze spotkania podczas spaceru.
Krzyś wreszcie robi użytek ze swojego rumaka i jeździ na grzyby na czterech kopytach. I muszę przyznać, że zaczyna mu ta jazda wychodzić coraz lepiej.:)
W czasie spacerów podziwiamy też widoki. Dzięki leśnikom, którzy wyrżnęli całe hektary babiogórskiego lasu, można wzrokiem sięgnąć dalej. Może to o te widoki, które las zasłaniał chodzi? I dlatego tną dalej.
Ponieważ grzybowych zapasów na razie nie mam z czego robić, zbieram zielsko. Mam już całkiem spory zapas leśnego oregano, szałwii i mięty.:)
A na łąkach kwitną mieczyki; jedne z moich ulubionych kwiatuszków.
Witajcie.A jak Dorotko było z grzybami w tym samym czasie tylko w tamtym roku? Jakie mieliście w czerwcu zbiory i jakich grzybków,były większe ilości?
OdpowiedzUsuńEwo! Rok temu rosło sporo borowików ceglastoporych, mnóstwo muchomorów czerwieniejących, a kuraski były dorodne, wyrośnięte i szykowały się do kolejnego startu. Rosły tez borowiki szlachetne i górskie. Zdecydowanie więcej było grzybowego życia w lasach. W tym roku musimy chyba jeszcze poczekać.
UsuńNo to szkoda że taka różnica ale to chyba przez tę szaloną pogodę,mrozy w kwietniu,grady w maju itp
Usuń