W magicznym lesie Zibiego na Ponidziu rosły nie tylko szatany i rzadko spotykane kolorowe borowiki, ale również całkiem zwyczajne grzyby. Tych najpospolitszych nawet nie uwieczniałam, żeby baterii i karty w aparacie starczyło, ale nie pominęłam gatunków, które w niektórych rejonach są powszechne, ale nie spotyka się ich w lasach, które odwiedzam najczęściej. Grzybki te trafiały do koszyków i zostały później dobrze wykorzystane. Dzieliliśmy się nimi w zależności od upodobań poszczególnych uczestników wyprawy,nie zapominając o zapełnieniu koszy naszego gospodarza, który MUSI wychodzić z lasu z pełnym obciążeniem, żeby czuć się szczęśliwym grzybiarzem. Zobaczcie, co jeszcze trafiłonam się w szatańskim lesie.
Bardzo ucieszyło mnie spotkanie z koźlarzami bruzdkowanymi. Ostatni raz miałam je przyjemność oglądać ładnych parę lat temu i to nie w Polsce, a na Węgrzech. Wraz z wypatrzeniem pierwszych owocników, powróciły węgierskie wspomnienia, kiedy to wraz z Zibim przemierzaliśmy tamtejsze lasy przy 40-sto stopniowym upale.
Koźlarze bruzdkowane były rarytasem nie tylko dla mnie, ale również dla Pawła i Roberta, którzy robili zdjęcia i nagrywali filmy.
Gatunek ten można spotkać w lasach liściastych, dębowo - bukowo - grabowych. Często w jego towarzystwie rosną koźlarze grabowe (ich też sporo widzieliśmy). Jak wszystkie koźlarze, również te bruzdkowane, są jadalne. Najsmaczniejsze są młode owocniki, tak samo jak w przypadku wszystkich innych koźlarzy.
Rosną czasem pojedynczo, a czasem grupowo. Paweł znalazł urocze trojaczki.
Drugim gatunkiem koźlarza, jakiego nie mam szans spotkać na Orawie jest koźlarz dębowy. Jak sama nazwa wskazuje, rośnie pod dębami. Znaleźliśmy kilkanaście egzemplarzy tego gatunku, głównie młodziaków.
Jak widać na załączonym obrazku, ślimaki bardzo lubią smak koźlarzy dębowych. Takie objedzone sztuki zostawały w lesie, bo było w czym wybierać i przebierać, więc napoczęte przez leśne stwory owocniki mogły im jeszcze służyć przez jakiś czas za stołówkę.
Kolejny koźlarz rośnie pod topolami. To koźlarz topolowy. Zibi pokazał nam swoją miejscówkę, z której co roku wynosi setki tych grzybów.
Widziałam też pierwsze tegoroczne opieńki. Wcześniej ich nie spotkałam, a tu obrosły cały pień. Pozostały w lesie,bo nie było czasu na ich pozyskiwanie. Musiałam wrócić do Krakowa na tyle wcześnie, żeby odebrać dzieciaki ze szkoły.
Nie oparłam się urokowi czernidłaków i poświęciłam chwilę na artystyczne foto z nimi w roli głównej. To najprawdopodobniej czernidłak ozdobny, ale pewności nie mam, bo oznaczanie gatunków w tej grupie nie należy do prostych.
Kiedy został ogłoszony odwrót z lasu do samochodów, Paweł pobiegł w miejsca, które odwiedziliśmy na początku wyprawy, bo zorientował się, że gdzieś tam zgubił swój nóż. Nożyka niestety nie znalazł, a za to ominęło go parę grzybowych ciekawostek.
Przy drodze, którą szliśmy do parkingu, wypatrzyłam grupę lejkoporków olszowych, które wg wcześniejszego nazewnictwa nosiły miano zębiaków sinawych. To jadalne grzybki, niezbyt często spotykane. Rozglądać się za nimi należy w wilgotnych, zarośniętych miejscach, nad potokami, stawami. Rosną pod drzewami liściastymi. W grupie lejkoporków nie było młodych owocników, więc wszystkie zostały sobie spokojnie na swoim miejscu.
Po drodze przyszła kolej na maleńki rarytasik - różnoporka dwuwarstwowego. Szczerze mówiąc, nawet nie zwróciłabym uwagi na tego grzybka w tym stadium, gdyby Zibi nie powiedział, ze go widział dwa dni wcześniej i nie pokazał cudnego zdjęcia z kropelkami. Wyglądał wtedy jak kolczakówka piekąca; cały był pokryty czerwono - brązowymi kropelkami. W necie jest trochę zdjęć tego gatunku, więc zainteresowani mogą sobie poszukać i obejrzeć go na etapie bardziej efektownego wyglądu.
Różnoporek dwuwarstwowy jest grzybkiem rzadko spotykanym, wpisanym na Czerwoną Listę ze statusem gatunku wymierającego.
Później trafiliśmy jeszcze na przepiękne muchomory jeżowate. To również niezbyt często spotykany gatunek. W atlasach opisywany jest jako niejadalny, ale znam parę osób, które zachwalają jego walory smakowe. Osobiście nie próbowałam go i nikomu nie polecam zbierania tych muchomorów do konsumpcji, gdyż łatwo je pomylić z gatunkami trującymi.
Trafił się też muchomor szyszkowaty; rzadki, ale bardzo smaczny grzybek.
Dla równowagi - wśród gatunków jadalnych wyrosły też grzyby śmiertelnie trujące. Przede wszystkim były to dzwonkówki trujące zwane dawniej wieruszkami zatokowatymi. Ich masywne, piękne owocniki przyciągały wzrok, ale nie daliśmy się im zwieść. Wy też sie nie dajcie.:)
Nie brakowało też muchomorów zielonawych (sromotnikowych). Patrząc na nie po raz kolejny zadawałam sobie pytanie jak można je pomylić z czymkolwiek, a już najbardziej z kanią. Przecież wyglądają zupełnie inaczej.
Z lasu pojechaliśmy jeszcze zobaczyć spiżarnię Zibiego. to był obowiązkowy punkt programu.:)
Na koniec gospodarz obdarował nas jeszcze nalewkami ze swoich zapasów. Robert, który dopiero co poznał Zibiego, nie mógł wyjść z podziwu nad Królem Ponidzia.:) Ja tam Zibiego znam i cenię od lat, więc wiem, czego się można po nim spodziewać.;) Dzięki Zibi za ten cudowny dzień w Twoim lesie. I do zobaczenia wkrótce.
A to już koźlarze, które przywiozłam do Krakowa i muchomory czerwieniejące, którym nie darowałam, bo na Orawie ich w tym roku było tak mało, że nie miałam okazji ich zamarynować. A znam paru smakoszy, którzy czekają co roku na ten właśnie gatunek w octowej zalewie. Podczas tego wyjazdu pazerniaczyłam przede wszystkim właśnie ten gatunek, w czym pomagali mi towarzysze, dokładając muchomorki do mojego koszyka.:)
Czystym przypadkiem kilka tygodni temu trafiłam na Pani bloga i ... wsiąkłam�� Czytam jak powieść w odcinkach. Dzięki Pani opowieściom i fotografiom poznałam nazwy i przydatność do spożycia wielu grzybów "znanych z widzenia". Mieszkam na wschodnich obrzeżach Mazowsza, na wsi, a do najbliższego lasu mam kilometr. Dzień bez wyjścia na grzyby jest dniem straconym...
OdpowiedzUsuńMam pytanie: czy można pomylić z innym gatunkiem siedzunia sosnowego i żółciaka siarkowego? Pozdrawiam serdecznie! Ewa.
Witaj Ewo w gronie znajomych grzybomaniaków! Cieszę, się, że do mnie wpadłaś.:)
UsuńŻółciak jest tak charakterystyczny, że nie sposób go pomylić z jakimkolwiek innym gatunkiem. Co do siedzunia, to zdarzyło mi się oglądać zdjęcia koralówek z pytaniem czy to siedzuń. Jednak żadna koralówka nie ma takich listeczków na gałązkach jak siedzunie; łatwo je po tym poznać. Ponadto siedzunie rosną zawsze przy pniu sosny, bo pasożytują na jej korzeniach. Na Mazowszu powinnaś na nie trafić, bo tam sporo sosnowych lasów.:)Pozdrawiam serdecznie!
Dzisiaj dzień straciłam, ale jutro zbiorę te siedzunie, które znalazłam w piątek. Niewielkie są, ale są. Tutaj nikt ich nie zbiera, więc nie mam konkurencji :) Pozdrawiam raz jeszcze. Ewa.
UsuńZbierz! To bardzo smaczne grzyby; jak raz spróbujesz, już im nie przepuścisz. Dzisiaj je zbierałam. Dopiero przed chwilą skończyłam robotę z grzybami przywiezionymi z lasu. :)
Usuńpiękna wyprawa ,ja też wczoraj trafiłam na koźlarza dębowego pierwszy raz i po rozszyfrowaniu w domu cieszyłam się jak małe dziecko
OdpowiedzUsuńTakie znaleziska cieszą nieraz bardziej od pełnego kosza.:)
UsuńZ tym muchomorem sromotnikowym, w porównaniu z kanią - to także się nie raz zastanawiam: Jak to możliwe, żeby je pomylić i nie rozróżnić. :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie. A jednak takie pomyłki się zdarzają. I za każdym razem jak o takim przypadku czytam, zastanawiam się czy ci ludzie w ogóle patrzyli co zbierają i jedzą.:(
UsuńCudowne znaleziska w miłym towarzystwie.Daleko od Ciebie do Zibiego lasu? Może jak niedaleko to odwiedzisz go jeszcze.Wiem dlaczego tam pojechaliście i za rok pewnie pojedziesz sprawdzić taką miejscówkę,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDo Zibiego daleko nie mam - niecałe sto kilometrów. Kiedyś bywałam u niego dosć często; teraz, przy dzieciakach, mam ciągle za mało czasu na takie eskapady. W tym roku jeszcze nawiedzimy Ponidzie przynajmniej trzy razy. Uściski Ewo z deszczowego Krakowa.:)
UsuńNa grzyby mogę patrzeć i podziwiać długo.Te czerwone kozaki są cudne ,no uwielbiam je.Ciekawe czy tylko my Polacy tak uwielbiamy grzybobrania ,czy jest jeszcze jakiś naród który tak jak my zbiera grzyby.Będąc w Niemczech spotykałam grzyby na brzegach dróżki rowerowej przy lasku i stały sobie ,nikt nie zrywał tylko ja:)Mimo wszystko jesień to dla mnie grzybobrania ,choć czasem ,choć daleko do lasu ale czekam na takie wypady z niecierpliwością dziecka.Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńNasi sąsiedzi ze wschodu też ruszają w lasy tłumnie, podobnie jak my, Polacy. Sporo jest grzybiarzy również u naszych bratanków Węgrów, ale wśród innych nacji chyba nie ma takiego sportu narodowego jak grzybobranie.
UsuńPozdrawiam serdecznie i udanych wypadów do lasu życzę!