Powiało przez ostatnie dni ostro i przywiało nam nie tylko deszcz, ale i pierwszy śnieg, z którego Michałek i Krzyś cieszyli się bardzo, a ja ani trochę. Jestem stworzeniem ciepłolubnym i późnojesienne i zimowe temperatury zdecydowanie nie należą do moich ulubionych. A zrobiło się lodowato. W niedzielę mieliśmy iść do Puszczy Niepołomickiej po czubajki i zdjęcia grzybowych ciekawostek. Od nocy wiało i lało niemiłosiernie. Krople deszczu ładowały się prosto w moje dopiero co umyte okna, chociaż mają do przebycia dwa metry zadaszonego balkonu i rzadko kiedy docierają do szyb. Ale mniejsza z oknami. Porywy wiatru były na tyle mocne, że mogły powalać drzewa, więc w lesie tym razem nie byłoby całkiem bezpiecznie. Poza tym chłopcy nie mieli najmniejszej ochoty na spacer. Darowałam im ten spacer, po raz pierwszy chyba w życiu. Od niepamiętnych czasów, po raz pierwszy zostaliśmy w wolny dzień w domu. Koniska w tym dniu też miały areszt stajenny, bo szefowa zadecydowała, że nie będzie ich wyganiać na taki straszliwy wiatr, ziąb i deszcz.
Wiedząc, że konie w niedzielę miały przymusowy postój, zaplanowałam poniedziałek tak, żeby wpaść do nich na chwilę i je poruszać, na wypadek, gdyby aura znowu była niesprzyjająca do wypuszczenia ich na padoki. A od poniedziałkowego poranku pogoda była bardzo dynamiczna - wiało już co prawda słabiej, ale zrobiło się zimno i co chwilę padał deszcz, deszcz ze śniegiem albo śnieg. Ale były też chwile momenty pełne słoneczka, które przedzierało się chwilami przez czarne chmury pędzące po niebie.
Odstawiłam chłopaków do szkoły, popracowałam chwilę w domu, żeby przeczekać największe korki i pojechałam do stajni. Konie, spragnione wybiegu, dobijały się do drzwi od swoich boksów. Wypuściłam na ujeżdżalnię Ramzesa, żeby sobie pospacerował swoim tempem, ile będzie chciał. Reszta koni rżała z zazdrości, a najbardziej wkurzona była Latona. Bo jakże to, Ramzesa wypuściłam, a jej nie??? Ale Ramzes to już prawe emeryt i praktycznie wcale nie pracuje, a Latonie należy się porządne wybieganie. Zanim zeskrobałam z niej warstwę dokładnie nałożonej, błotnistej panierki, szefowa stajni zarządziła wypuszczanie na padoki. Teraz Latona wkurzyła się już na poważnie, bo poszły wszystkie i hasały po błotnistym wybiegu, a ona musiała zostać i zadowolić się moim towarzystwem. Po chwili pogodziła się z losem i zaczęła współpracować, dzięki czemu dalsze czyszczenie i wspólne bieganie poszło nam doskonale. Po pracy niezwłocznie wypuściłam ją do stada koleżanek. Na zdjęciu poniżej jest jeszcze czyściutka, ale za chwilę upodobniła się do reszty stada, tarzając się w błocku rozrobionym kopytami.
Poczyściłam jeszcze kucyki i wybrałam się do działu naukowego gospodarstwa, na którego terenie znajduje się stajnia. Miałam nadzieję, że uda mi się zakupić dynie na szkolne "halołiny" dla chłopaków. Okazało się jednak, ze dynie jeszcze nie zebrane, nie przebadane i nie zważone, więc nie ma szans na ich pozyskanie. Za to pod modrzewiami obok działu naukowego znalazłam dwa młodziutkie maślaki żółte. nie spodziewałam się, że mogą być jeszcze takie młodziaki z tego gatunku, a one były i wyglądały jakby dopiero wyszły spod ściółki.
I co tu zrobić z tak pięknie zaczętym grzybobraniem? Stwierdziłam, ze jak urwę jeszcze z pół godzinki, to jakoś ze wszystkim zdążę. A tu akurat była ta chwila, kiedy słońce świeciło... Takie zaproszenie.:) Ruszyłam szybko przez pola w stronę rowów melioracyjnych, nad którymi rosły zawsze uszaki. To nie dalej jak pół kilometra, a wiatr wiał mi w plecy, więc szło się cudnie, jak na skrzydłach.
Na polach też już jesień późna zagościła. Buraki cukrowe leżą w stertach, oziminy się zielenią (sarenki będą miały paszę na całą zimę), a tam, gdzie nic nie rośnie, ziemia jest przygotowana do oczekiwania na wiosnę.
Dotarłam do dzikich bzów i rosnących na nich uszaków. Te grzybki, które wyrosły w miejscach wystawionych bardziej na działanie wiatru, były już podsuszone na brzegach małżowin. Zaskoczyło mnie to, bo przecież cały czas pada deszcz i wilgoci nie brakuje.
Bliżej ziemi i w miejscach bardziej osłoniętych od wiatru uszaki były świeżutkie i mięsiste. Zabrałam wszystkie.:) To pierwszy uszakowy zbiór tej jesieni. Suszy się teraz na kaloryferze.
Podczas powrotu do domu wpadłam w śnieżycę, która szybko przeleciała, aby odczekać, zebrać siły i zaatakować, kiedy jechałam po chłopaków do szkoły. To właśnie z tego śniegu tak się cieszyli. A mnie się marzy jeszcze parę cieplejszych dni bez deszczu i śniegu.
Fajne te uszaki ,takie już moje znajome :) Ten huragan to mnie tak wnerwiał ,wszędzie stukało ,piszczało,waliło ,przewracało wszystko co tylko dało się przewrócić .Rozwaliło mi całą szklarnię ,doszczętnie.Ale nie załamuje mnie to nic a nic bo to nic nie da.Już mam nowy plan na wiosnę.Taka wichura zawsze wprowadza jakiś niepokój.Nie pamiętam takiego roku żeby aż tyle tego wiania było.Też jestem mocno ciepłolubna i lubię jesień ale taką z ciepłem i oczywiście grzybami.Moje okna też umyłam ale po co już nie wiem .Ale ważne są tylko te chwile na które czekamy jak to śpiewał Marek G i tego się trzymajmy :)Pozdrawiam i oby nam już nie wiało!
OdpowiedzUsuńZ tego, co czytam, to odnoszę wrażenie, że tak odrobinę to się cieszysz, że ten wiatr rozwalił szklarnię. Jest powód do zmian.
UsuńNa szczęście już tak nie wieje i oby już żaden huragan nas w tym roku nie nawiedziła, bo tych zniszczeń, ręką natury poczynionych, jest wystarczająco dużo.
Pozdrawiam z Krakowa skutego porannym przymrozkiem.:)
Ja też jestem ciepłolubna.Tez nie lubię deszczu i mrozu.Chociaż prawdę mówiąc już od 5 lat jest to dla mnie obojętne bo moje życie toczy się jedynie w pomieszczeniu i na powierzchni 38m. Miło było popatrzeć na Ramzesa i Latone. Kiedy będziesz kłusowała po polach i rżyskach? Uściski i aby do grudnia nie było śniegu.Uszaki te świeże cudowne
OdpowiedzUsuńZawsze to Ewo nawet przez okno przyjemniej popatrzeć na słońce niż na deszcz. Na polach jest straszne błoto, które wciąga końskie nogi. Skutkiem takiego podłoża mogą być nawet pozrywane ścięgna. Dopóki trochę nie obeschnie po ostatnich deszczach, to po polach można bezpiecznie tylko poczłapać stępem. Przymrozki też wyciągają wilgoć z ziemi, więc mam nadzieję, że na koniec tygodnia będzie lepiej.
Usuń