Na okratki australijskie w krakowskiej miejscówce polowałam od roku. Wszystko zaczęło się od tego, jak rok temu jesienią koleżanka podrzuciła fotkę zejściowego okratka z pytaniem co to za cudo. Wypytałam dokładnie o miejsce, w którym na niego trafiła i dokładnie penetrowałam fragment lasu, w którym zostały znalezione owocniki tego tropikalnego śmierdziela. Niestety, było już chyba za późno dla nich i nie udało mi się ich zlokalizować. A zależało mi na spotkaniu z nimi, ponieważ, po pierwsze, okratka w naturze widziałam tylko raz i to dawno temu, a po drugie, nie słyszałam, żeby ktoś w okolicach Krakowa spotkał ten gatunek. Jest to zatem jedno z pierwszych stanowisk tego gatunku na moim terenie.
Ponieważ do lasku, w którym spotkała je koleżanka, mam niedaleko (to Las Borkowski, którego spora część została tej wiosny wycięta), byłam tam już kilka razy od powrotu z wakacji. I dopiero teraz, na koniec października, udało mi się znaleźć to, czego szukałam.
Pierwszy owocnik był już mocno nadwyrężony przez wiek i ślimaki, ale chyba najbardziej mnie ucieszył, bo nie wiedziałam jeszcze, że za chwilę znajdę się wśród kilkudziesięciu czerwonych ośmiornic. Poświęciłam mu sporo czasu na zdjęcia i dopiero po dokładnym udokumentowaniu tego ogryzka, zaczęłam szperać w pobliżu.
Wkrótce odkryłam około 30 egzemplarzy okratka australijskiego. Grzybki były w różnym wieku - od młodych, pięknie wybarwionych, po staruszki, które już się rozkładały.
Wzięłam się do roboty - pełzając na kolanach, rozgarniałam liście i robiłam kolejne foty. Ponieważ tuż obok biegnie spacerowa ścieżka, przemieszczające się nią osoby patrzyły na mnie z zainteresowaniem. Nikt jednak nie zapytał, co ja tam robię, więc spokojnie mogłam się oddać fotografowaniu.
Okratki są delikatne i kruche. Utrąciłam im kilka ramion podczas rozgarniania liści, żeby były widoczne na zdjęciach.
No i ten aromat! Po chwili spędzonej z nosem w ściółce, stwierdziłam, że muszę się podnieść i odetchnąć świeżym powietrzem, bo od okratkowego zapachu robi mi się coraz bardziej niedobrze. Mocny zapach zepsutego mięsa, tak nieprzyjemny dla mnie, przyciąga owady, głównie muchy. Owady siadając na owocnikach, zbierają na swoje odnóża zarodniki i w ten sposób przyczyniają się do rozprzestrzeniania się okratków.
Grzyby te wyglądają fantastycznie - rozciągają swoje kolorowe macki po podłożu i wyglądają jak morskie stwory albo kwiaty. Starsze owocniki miały dodatkowo na końcach macek strzępki pleśni, która się na nich rozwinęła.
Młode okratki wyrastają z czarcich jaj, podobnie jak sromotniki smrodliwe czy mądziaki, a rozwijając się, mogą osiągnąć do 15 centymetrów długości ramion. Te, które wczoraj oglądałam, miały taką właśnie wielkość, co oznacza, że dobrze im się w tym miejscu rośnie.:)
Okratki wyrastają na żyznej ziemi, w której rozkłada się sporo substancji organicznych. Spotkać je można zatem w parkach, lasach liściastych, na łąkach czy działkach. Są coraz częściej spotykane w Polsce.
Jak sama nazwa wskazuje, okratki pochodzą z Australii. Do Europy dostały się najprawdopodobniej z roślinami przywożonymi z krainy kangurów i stwierdziły, ze klimat starego kontynentu jest dla nich wystarczająco dobry, aby się rozprzestrzeniać.
Znalazłam informacje, że w Polsce okratka znaleziono po raz pierwszy w latach siedemdziesiątych. Od tego czasu zasiedlił wiele miejsc i jest dość często spotykany.
Okratek nie rywalizuje w lesie z innymi gatunkami grzybów i roślin, więc nie stanowi zagrożenia dla gatunków typowo polskich.
Ze względu na odrażający zapach, jest uznawany za niejadalny gatunek. Nie wiem, czy ktoś odważył się spróbować okratka w formie czarciego jaja (tak, jak zjada się jaja sromotnika smrodliwego). Ja nie zdecydowałabym się na taką degustację, ale może ktoś zechce go skosztować i da znać jak wypadła próba smakowa.:)
W lasku rosły nie tylko okratki. W wielu miejscach są jeszcze dorodne gąsówki mgliste (lejkówki szarawe).
Nie brakuje też wyrośniętych opieniek ciemnych, które tak się wtapiają w podłoże, że mimo ich rozmiarów, wcale nie jest łatwo je dostrzec.
W kilku miejscach były tez stadka gąsek ziemistoblaszkowych.
A na okrasę, na koniec spaceru, trafiłam na przepiękne uszaki bzowe. Zostawiłam je na pniu, bo przez kolejne dni ma padać, więc jeszcze sobie podrosną. Pójdę po nie z Michałkiem i Krzysiem, żeby mieli uciechę ze zbioru zimowych grzybków.:)
Zazdroszczę spotkania z okradkiem , ale jak czytam info od kilku lat to poszerza on terytorium i może trafi na Mazowsze
OdpowiedzUsuńJest bardzo ekspansywny, więc pewnie niedługo dotrze i do Ciebie. Ja czekam, kiedy do mnie dotrą borowiki wysmukłe.:)
UsuńNo fantastyczne okradki,jak duzo ich spotkałaś,chyba to rzadkość spotkać takie stadko,gratuluję Dorotka,ile ja grzybów poznałam w tym roku chyba nie zliczę.Nie przypuszczam abyście w weekend udali się do lasu bo niestety w całym kraju opady i wichury,u mnie za oknem wieje niemiłosiernie.A taka szkoda bo pewnie coś jeszcze rośnie,uszaki jakie cudne,jak malowane
OdpowiedzUsuńJa pierwszy raz taką ilość okratków w jednym miejscu widziałam. Z roku na rok rośnie ich coraz więcej, wiec coraz częściej są spotykane.
UsuńWeekend ma być pogodowo kiepski, ale myślę, ze damy radę.:) Sobota z końmi, a w niedzielę na czubajki do Puszczy Niepołomickiej. Kurtki przeciwdeszczowe wykorzystamy.:)
Zobaczymy ile uszaki podrosną za kilka dni. Sama jestem ciekawa ile ich przybędzie podczas sprzyjającej pogody.
Te okratki to jak z jakiegoś horroru :) albo z książki "Dzień tryfidów" .Takie stwory w lesie ,no nie spodziewałam się ,że taki kształt może mieć grzyb.Jestem ciekawa jaki smak mają te uszaki bzowe,czy podobne do jakiegoś pospolitego grzyba? Raczej będą tam jak wrócisz z chłopcami to oprócz prawdziwych znawców ,chyba nikt nie zbiera.Las to jednak bezmiar niespodzianek.Mam ogromny szacunek i respekt do tego dobra narodowego ,choć niektórzy za swoje poczynania powinni siedzieć za kratkami.Czy aby na pewno nie wysłałaś tych opadów w moją stronę? :)) leje od rana i wieje-brrr coś okropnego.Pozdrawiam spod parasola .:))
OdpowiedzUsuńZapewniam, ze opady zostały u nas.:) Cały dzień mają się dobrze. Uszaki nabierają smaku potrawy, do której ich się doda. Ja najbardziej lubię je duszone z warzywami i ryżem. One są doskonale znane Chińczykom, którzy nazywają je grzybami mun. W polskich sklepach można kupić suszone grzyby mun;mają dość wysoką cenę. A one rosną sobie w naszych polskich zaroślach i mało kto je zauważa. Oprócz walorów smakowych mają też właściwości prozdrowotne.
UsuńGrzyby są niesamowite pod względem kształtów i kolorów. Chyba to mnie w nich najbardziej fascynuje - nie ma dwóch identycznych egzemplarzy; podobnie jak ludzi.
Pozdrawiam spod kaptura, bo nie mam parasola.:)
Dzień dobry, u mnie w tym roku mniej zdecydowanie gąsek ziemistych,a te co rosną często "robaczywe". Szkoda, bo ja bardzo lubię te grzybki, zwłaszcza w śmietanie. Uszaki też namierzyłam, na mirabelce, ale też maleńkie. Korci mnie, żeby iść dzisiaj i sprawdzić czy urosły. :-)) Pozdrawiam, Inka
OdpowiedzUsuńDzień dobry! U nas też gąsek ziemistych jest znacznie mniej niż rok temu. Ja też nimi nie gardzę; uważam, że są całkiem smaczne.
UsuńJak nie zbierzesz teraz uszaków, to nic im nie będzie, bo wilgoci w powietrzu nie brakuje, więc nawet mocny wiatr im nie powinien zaszkodzić.
My dzisiaj odpuściliśmy leśny spacer. Deszcz nam nie przeszkadza, ale taki mocny wiatr może być niebezpieczny. Raz w pobliżu mnie runęło w lesie drzewo powalone przez wiatr i od tego czasu boję się, zwłaszcza z dzieciakami chodzić po lesie, kiedy mocno wieje. Pozdrawiam serdecznie!