Od ubiegłej niedzieli, kiedy to porzuciliśmy Pawełka na pastwę niemiłosiernych rehabilitantek w sanatorium w Busku, jesteśmy w Krakowie sami. W ciągu tygodnia brak Pawełka nie był zbyt odczuwalny, bo tysiące zajęć, ciągła bieganina i Krzysiowe chorowanie wypełniły szczelnie czas. Co innego w sobotę, kiedy zazwyczaj cały dzień spędzamy razem. Tuż po przebudzeniu Krzychu dopytywał, kiedy wreszcie zobaczymy się z tatą i jakże to tak mamy jechać do koni bez niego... To kto rozpali ognisko i z kim pójdziemy do sklepu po zakup niezdrowej żywności??? Ja miałam raczej obawy co do tego, jak szybko chłopcy zaczną się nudzić i marudzić, kiedy ja będę zajmować się końmi. O tej porze roku inne stajenne dzieci rzadko przychodzą, wiec chłopcy nie mają towarzystwa i czasem zdarza się tak, że nie mogą sobie wymyślić żadnego ciekawego zajęcia. Czyszczenie koni i jazda na nich nie są dla Michałka i Krzysia żadną atrakcją, a ile czasu można się pastwić nad stajennymi kotami, które mają ograniczoną cierpliwość. Okazało się jednak, że moje obawy były na wyrost - chłopcy świetnie się bawili, ciocia Beata rozpaliła ognisko, do sklepu poszli sami, a w dodatku przyjechała Zosia, w której towarzystwie chłopcy świetnie się bawią.
Nasz mistrz panierowania - Ramzes wyglądał, jak zwykle uroczo. Latona była tylko w nieznacznie lepszym stanie. Toncię wzięłam na klatę sama i przez blisko godzinę zeskrobywałam z niej zaschniętą maseczkę błotną, żeby wydobyć na światło dzienne jej błyszczące futerko. Ramzesa zostawiłam dla Gabrysi, która przez dwa tygodnie okrutnie stęskniła się za końmi i chciała im poświecić jak najwięcej czasu. Umożliwiłam jej to we współpracy z Ramziatkiem.:) O kucorach to nawet nie wspominam, bo miały na sobie na tyle świeżą warstwę, że nawet nie nadawały się do czyszczenia.
Gabi, która szkoli się w zakresie koniowania już ponad trzy lata, poradziła sobie doskonale z błotem wtartym w zimową sierść i po godzinie Ramzes był jak nowy. Nie docenił zbytnio starań swojej czyścicielki i po wyjściu na padok, niemal natychmiast nałożył na siebie warstwę ochronną w kolorze podłoża padokowego.
W czasie, kiedy Gabrysia czyściła Ramzesa, Julka męczyła na ujeżdżalni Latonę. Zdjęcia z jazd są sprzed dwóch tygodni, kiedy to Pawełek był w stajni i się wyżywał artystycznie. Nawet mu to wyszło.:) Wykorzystuję zaległe fotki, bo dzisiaj było podobnie,tylko słoneczka mniej.
Ramzes już dawno zdążył wrócić do dzisiejszego stanu wyjściowego, a ja się pastwiłam nad Gabrysią i Latoną.
Tymczasem Michaś i Krzyś mieli swoje atrakcje. Oprócz biegania i przemeblowania bazy, udało im się skorzystać z transportu traktorowego. Wujek Wojtek, jeżdżąc o słomę i siano, wywoził chłopaków do stodoły, a oni wracali stamtąd biegiem, bo ich miejsce zajmowało jedzonko dla koni. Atrakcja była na sto dwa. Zdjęcia robiłam z doskoku, więc całej radochy nie uwieczniłam.
A później chłopcy, a zwłaszcza Krzyś, dokładali wszelkich starań, aby upodobnić się wyglądem do koni na padoku. Mieli jednak do tych działań opracowany szczegółowy scenariusz. Założyli mianowicie uprawę kasy. Michałek zarządzał, a Krzyś działał.
Na początek wyznaczyli przy pomocy specjalnego przyrządu magiczne kręgi, w których zasiali pieniążkowe ziarno pozyskane nie wiadomo skąd i jak, ale mniejsza z tym. Później te ziarna, znajdujące się w kręgach, należało podlewać przy pomocy strzykawki krystalicznie czystą wodą.
Dla mnie ta krystalicznie czysta woda, czerpana z kałuży na ujeżdżalni, pozostawiała wiele do życzenia, ale według chłopców, była wystarczająco dobra. Za tydzień ma się odbyć zbiór dzisiejszego wysiewu.;)
Popołudnie było również intensywne. Zgodnie z planem, zabraliśmy się za pieczenie kruchych ciasteczek, o które chłopcy upominali się od jakiegoś czasu, a ciągle brakowało wolnego popołudnia, żeby je zrobić. Ciasto przygotowaliśmy dzień wcześniej, więc można było od razu po obiedzie przystąpić do walcowania i wycinania.
Krzyś, widząc, jak wałkuję ciasto, stwierdził, że to straszny banał i jemu uda się to zrobić dwa razy szybciej i lepiej. Wkrótce wyszło na jaw, ze to jednak nie taki znowu banał i tak ekspresowo i bez wysiłku walcowanie nie wychodzi.:)
Znacznie lepiej poszło wycinanie ciasteczek. Widać, że sprawność manualna i umiejętność planowania (żeby jak najwięcej ciastek wyszło z rozwałkowanego kawałka) z wiekiem wspinają się na coraz wyższe szczeble.
Od dziś ulubionym kształtem Michałka jest gwiazdka.
Ułożył z nich nawet "europejską flagę". Kwiatuszka do środka dołożyłam już ja, zaburzając tym samym koncepcję Michałkową.;)
Michaś ubolewał nad tym, że nie policzyłam wszystkich ciastek, a już część była upieczona i wsypana do michy. Poradziłam mu, żeby przeliczył ciasteczka na kolejnej blaszce, a później pomnożył przez ilość blaszek. Z tego rachunku wyszło Michałkowi 318 ciasteczek. Krzyś podsumował krótko - ale będzie żarcia.
Jak już ciasteczka były upieczone i chwilowo chłopcy nie mieli zajęcia, Krzyś oświadczył: "Ja chcę do taty!" I stwierdził, ze przecież możemy jechać od razu, a nie czekać do jutra. Będzie musiał stęskniony Krzyś wytrzymać jeszcze tę noc, a w niedzielę o poranku ruszymy w odwiedziny do taty Pawełka.
Tymczasem Pawełek, umordowany zabiegami sanatoryjnymi, szuka wytchnienia w parku, poluje na wiewiórki i takie nam obrazki przesyła.
Jak na FB przeczytałam zapowiedz wpisu na blogu już chciałam do Ciebie pisać że pomyliłaś się i napisałaś zamiast kanie w panierce to konie w panierce hii. Ale jak przeczytałam wszystko to okazuje się że konie też mogą być w panierce,o rany jak się z siebie naśmiałam.Cudne te Twoje konie a Pawełek robi rewelacyjne zdjęcia, Latona wygląda cudnie.Chłopaki jak zawsze mieli luz hii,masz do pranie sporo ciuchów.Ciasteczka ślinka leci.Proszę pozdrowić tatę Pawełka,Uwielbiam rude Baśki a tam widać ze są udomowione,ściskam was,Iwonka pozdrawia
OdpowiedzUsuńTak Ewa, konie potrafią idealną paniereczkę zrobić. Z kań łatwiej panierka odchodzi niż z koni.;)
UsuńChłopaki dbają o to, żeby pralka miała co robić. Co prawda czasem się buntuje i zatyka nadmiarem błota lub leśnej ściółki, ale mamy na nią domowe sposoby nakłaniające do dalszej wspólpracy.:)
Pawełka pozdrowimy jutro osobiście, a dzisiaj pewnie sam przeczyta.
Wieczorne pozdrowienia dla Ciebie i Iwonki.:)
Podziwiam zdjęcia z wiewiórkami ,jakie ufne.Jeśli chodzi o pomysły chłopakow np. z sadzeniem kasy to mnie matkę syna z fantazją -nic nie zdziwi.Mają swój świat ,swoje bardzo poważne sprawy i człapiąc po błocie na bank nie myślą o pralce czy spodniach :)Kto powiedział ,że pieczenie ciastek to robota dla dziewczyn ?pięknie i równiutko im wyszło.Może coś dla taty Pawełka zostawią :))To jutro opowieściom nie będzie końca ,tyle nowego,może i kasa wykiełkowała :).Fajnej niedzieli Wam życzę i pozdrawiam ciasteczkowo :)
OdpowiedzUsuńPawełek ma jeszcze tydzień na polowania wiewiórkowe, więc fotek pewnie będzie więcej.
UsuńCo do ciasteczek, to właśnie mam dylemat, czy brać ich trochę Pawełkowi, czy nie... Postanowił się odchudzić w sanatorium i nie wiem,czy ciasteczka nie zaburzą mu harmonogramu.;)
Pozdrowienia przedwyjazdowe! Idę budzić chłopaków.:)
Dorotko, wiem, wiem )))) jakżeby Pawełek choć nie spróbował wypieków ))) toć to niehonor byłby dla Twoich chłopaczków ))) PIĘKNIE ))) RODZINNIE ))) przenoszę wzory na moją famułę ))) seeerdcznie pozdrawiam ))) ciekawe, gdzie, po drodze grzybki wypatrzyłaś )))
OdpowiedzUsuńPawełek się nie złamał i nie zjadł ani jednego ciasteczka, chociaż zabrałam ich sporo do Buska.:)
UsuńPo drodze nie wypatrzyliśmy żadnych grzybków, ale poszliśmy na spacer do lasu, więc coś niecoś nazbieraliśmy.:)
Ewuniu!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za pozdrowienia!
Ciasteczek nie jadłem, gdyż zaprzyjaźniłem się tu z wagą. Dziś pozwoliłem sobie zeżreć dwa śniadania (miałem pozwolenie od nieobecnego kolegi) i demonstrując chłopakom działanie wagi (przed obiadem) z nieukrywanym przerażeniem odkryłem, że moja "nowa przyjaciółka" pokazuje 92,1 kg. 600 gramów więcej niż po treningach w piątek.
Jutro muszę "dać z siebie wszystko"! Planowane osiem zabiegów i dodatkowy basen wieczorem.
Może uda się we wtorek przed śniadaniem udobruchać wagę? :)
Paweł zwany Pawełkiem
No Paweł tak w dwa tygodnie to jeszcze nikt z wagi nie schodzi.Trzeba trochę więcej czasu,jak wrócisz do domku odłóż na bok bułeczki,makarony,chlebek,kluski sosy.Tylko mięsko saute z miską surówek i tak przez miesiąc chociaż.ciemny chleb i chuda wędlina i warzywa,spróbuj,ciężko ale można,uściski
UsuńEwuniu! Z klusek i chleba Pawełek spokojnie zrezygnuje, ale już z ziemniaczków i masełka to będzie bieda.;)
Usuń