Zima przez dłuższy czas rozpieszczała nas wysokimi, jak na nią, temperaturami, zimowe grzybki rosły jak szalone, a my korzystaliśmy z tych dobrodziejstw podczas leśnych spacerów. Jasnym było, że kiedyś ta łagodna zima pokaże jeszcze pazury i tak się stało - w weekend przymroziło konkretnie. W niedzielę zastanawialiśmy się chwilę nad miejscem na spacer i po krótkiej porannej debacie Michaś i Krzyś stwierdzili, że dobrze byłoby sprawdzić, czy zamarzł zalew na Zakrzówku. A Krzysiowi przypomniało się, że w ubiegłym roku w Jaskini Twardowskiego wyrosły lodowe grzyby i trzeba zobaczyć czy są również teraz. Tym samym decyzja została podjęta. Po śniadaniu chłopcy chwilę się pobawili, a później poszliśmy.
Na Zakrzówek chodzimy na piechotę. Wystarczy przejść przez kampus UJ - tu, czyli zwane przez wszystkich "ujoty" i już jest się na ruczajskich łąkach, a właściwie ich resztkach, które jeszcze nie zostały zabudowane i na Zakrzówku właściwym.
Przejście przez "ujoty" wiąże się każdorazowo z odwiedzinami u szkieletu smoka wawelskiego. Za każdym razem chłopcy odnajdują w nim coś nowego, czego wcześniej nie zauważyli, uczą się anatomii i wyciągają wnioski. Tym razem Krzyś stwierdził, że ten smok jest bardziej podobny do dinozaura niż smoka. Zaczęłam się śmiać i powiedziałam mu, że zapewne dlatego, że ma tylko jedną głowę, a każdy przecież wie, że prawdziwy smok powinien mieć co najmniej trzy głowy.:) Krzychu przeliczył zęby w smoczej paszczy - było ich 60. Idąc dalej, chłopcy liczyli ile zębów miałby smok, gdyby miał trze, cztery albo siedem paszcz.
Przeliczanie smoczych zębów skończyło się dopiero przy tablicy edukacyjnej prezentującej drzewa. Pawełek czytał, Krzyś kręcił sześcianami z kolorowymi ilustracjami, Michał myślał dalej o smokach albo samolotach (tego nie wie nikt), a ja szukałam w pobliżu grzybków.
Wbrew stwierdzeniu Pawełka, że przy takim mrozie to już na pewno nic nie znajdę, udało mi się wypatrzyć dwa sztywne od mrozu uszaczki.
Były też liczne rozszczepki pospolite. Mimo, że spotyka się je często i rosną praktycznie wszędzie, gdzie znajdą kawałek podłoża z liściastego drewna - w lesie, parku, na osiedlu, a nawet w centrum miasta, przyciągają wzrok swoją mechatą powierzchnią kapelusików.
Z wierzchu wyglądają ładnie, a jeszcze więcej uroku mają od strony blaszek. Dodatkowo pokryte zmrożonymi cząsteczkami szronu, prezentują się ślicznie.
Trafiła się też jedna trąbka zimowa. Kiedy próbowałam ją odsłonić do zdjęcia, złamałam jej zmrożony trzon i tylko taką mam fotkę.
Dalej na naszej trasie była górka, z której rok temu chłopcy zjeżdżali na sankach. Przypomniało im się jak bawili się w tym miejscu, ale teraz, zamiast zjazdów na sankach, mogli tylko zbiegać na własnych nogach.
Doszliśmy do Jaskini Twardowskiego. Było w niej znacznie cieplej niż na zewnątrz. Lodowe grzyby jeszcze nie wyrosły. Co prawda na "suficie" wisiały sople, z których skapywały kropelki, ale podłoże było zbyt ciepłe, żeby utworzyły się stalagmity. W miejscach, w które spadały krople, zamiast lodowych tworów, powstała tylko cienka warstewka lodu.
Z jaskini szliśmy w stronę zalewu, by zgodnie z planem, sprawdzić, czy woda w nim zamarzła. Podeszliśmy do jednego z punktów widokowych, skąd dobrze było widać, że mróz nie poradził sobie z dużą powierzchnią wody, która pozostawała płynna, a w niej pławili się nurkowie. Nie staliśmy tam zbyt długo, bo wiatr okrutnie dmuchał i przewiewał nas na wskroś. Weszliśmy w las, gdzie wypatrzyliśmy uszaki - zamrożone i pokąsane przez jakieś stworzonka.
Kawałek dalej jest "nasz" małpi gaj, w którym Michałek i Krzyś MUSZĄ się pobawić.
Ten małpi gaj to dobre miejsce grzybkowe. Kiedy chłopcy skaczą po gałęziach, ja rozglądam się za grzybami. Tym razem były tylko podstarzałe płomiennice zimowe/zimówki. To już owocniki schyłkowe i kiedy mróz odpuści, przestaną rosnąć.
Zanim wróciliśmy do domu, poślizgaliśmy się jeszcze do bólu na zamarzniętych kałużach.
Na koniec popatrzyliśmy sobie jeszcze na morsów taplających się w lodowatej wodzie. Na ten widok zrobiło mi się już całkiem zimno. Za żadne skarby nie weszłabym do takiej wody.
trochę mrozu i chłopaki mają nową zabawę, tez pamiętam z dzieciństwa ,że nawet na kałużach zamarzniętych staraliśmy się jeździć na łyzwach
OdpowiedzUsuńDzieciom brakuje zimy, tęskno im za śniegiem, a tu jak na razie tylko przymroziło, a opadów nie widać.
UsuńJa pamiętam, że na łyżwach jeździło się nie tylko po zamarzniętych kałużach, ale i po osiedlowych ulicach, gdzie nikt nie odśnieżał ani nie sypał solą, a samochody (nieliczne) doskonale ubijały śnieg i powstawała wspaniała, gładka powierzchnia.:) Teraz już nie ma szans na takie atrakcje...
też takie czasy pamiętam ,na Warmii gdzie spędziłam dzieciństw od grudnia bywało mroźno ,samochodów mało więc chodniki i ulice służyły ślizgającym się dzieciakom nawet do szkoły jeździłam na łyżwach a potem zakładałam kapcie / był nawet rodzaj do takiej jazdy "śniegówki"
UsuńNo i spacerek był.A jak mróz bez śniegu to nie zima tylko zimno.Czy macie w Krakowie sztuczne lodowisko pod dachem bo na zewnątrz niebezpiecznie u was oddychać.
OdpowiedzUsuńMasz rację! Bez śniegu to nie zima, tylko zimnica.:)
UsuńLodowisko mamy, ale chłopcy nie bardzo chcą na łyżwach śmigać. Próbowali, ale jakoś im ta forma aktywności nie przypadła do gustu. W górskich miejscowościach też jest smog, nieraz większy niż w Krakowie...
Pozdrawiamy serdecznie!
To fakt ,teraz dzieci są ograbione z tej wielkiej frajdy jak szaleństwa różne na śniegowych górkach i wszędzie indziej gdzie śnieg i lód .dzieci miały dużo radości no i zdrowia bawiąc się w co tylko popadło ,nie siedziały w domach .Szkoda wielka ze po te atrakcje to chyba już tylko w wysokie góry i to nie zawsze jest śnieg tam.Morsy w tej wodzie to dla mnie szok ,wydaje mi się strasznym cierpieniem na własne życzenie ale nie muszę wszystkiego rozumieć :)Grzyby nawet zmrożone to zawsze miły widok dla oka .Ponoć idzie zima ,zobaczymy.Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńWczoraj wieczorem sypnęło trochę śniegiem. Wyszliśmy z basenu, a tu biało! Ciekawe na jak długo zostanie te parę milimetrów białego? Chłopcy pojadą w lutym na zimowisko; mam nadzieję, ze chociaż tam będą mieli śniegu pod dostatkiem.
UsuńPodrawiam w środowy poranek!
Zapraszam do nas. Sypało wczoraj cały dzień i całą dzisiejszą noc. Dziś też będzie sypać. W mieście armagedon, ale dzieciaki szaleją. :-) Pozdrawiam serdecznie, Inka
OdpowiedzUsuńDziękuję za zaproszenie! U nas też delikatnie pobieliło.:) W mieście oczywiście to samo, co u Ciebie; powrót z popołudniowych zajęć chłopaków zajął nam dwa razy więcej czasu niż zazwyczaj, ale się śnieżkami porzucali przynajmniej.
UsuńPozdrawiam zimowo!