Pawełek z Michałkiem pojechali nad Jezioro Orawskie, a ja z Krzychem ruszyliśmy na grzybki. Lubię takie wyjścia z jednym dzieckiem, bo można z nim wtedy pogadać o sprawach, których za żadne skarby nie poruszy w obecności brata. W końcu każdy potrzebuje trochę intymności.:) Na teren penetracji wybraliśmy lasy, w których można nazbierać kurek, bo to obecnie jedyne grzybki, na które można liczyć - jakoś sobie radzą z suszą i miejscami wyrastają. Co prawda nie tak gromadnie, jak wtedy, kiedy ściółka jest porządnie domoczona, ale po parę sztuk na miejscówkach można trafić. Nastawiliśmy się na kuraski, nie spodziewając się żadnych rarytasów. Tymczasem las nas znowu zaskoczył.
Zanim dotarliśmy do lasu, zatrzymały nas okoliczności łąkowej przyrody. Krzychu biegał między pajęczynami rozsnutymi na wysokich trawach i wybierał te najładniejsze do zdjęć. Napstrykaliśmy pajęczyn i pająków od groma, aż w końcu doszliśmy do lasu.
A w lesie, zamist grzybów były równie piękne okoliczności przyrody. Wspinaliśmy się pod górkę, Krzyś został z tyłu, a ja, czekając aż do mnie dołączy, uwieczniałam ulotne promienie słońca przebijające się przez jeszcze bardziej ulotną mgłę.
Po przejściu przez kolejne łąki wpadliśmy do zagajnika koźlarzowego. Krzyś wpadł tam z wizją ubiegłorocznych szeregów czerwonych pałek i nie widząc ani jednej, usiadł i się zadumał. Gdybym miała nadawać fotkom tytuły, ta nazywałaby się "Krzyś frasobliwy".
Jak się tak lepiej rozejrzałam po zagajniku, okazało się, ze parę koźlarzy jednak na nas czekało. Poderwałam Krzycha z siadu i kazałam szukać dokładniej. Po chwili miał w łapkach pierwszego, drugiego... I tak dalej. Przesytu nie było, ale parę sztuk zadomowiło się w koszyku, a w Krzycha wstąpił animusz.
Chwilę później dorwał dorodną kaniutkę. Ach!Jaka ona była pyszna! Szkoda tylko, że taka jedna jedyna, samotna.
A później wkroczyliśmy na tereny kurkowe. Bogactwa nie było, ale powoli pojedyncze sztuki trafiały do koszyka.
Z jadalniaków, oprócz kurek,trafiliśmy tylko na pojedyncze borowiki ceglastopore. Najlepsze znaleziska były jednak przed nami.
Młodziutkie korkozęby kieliszkowate rosnące tuż obok dorosłych już owocników to nie jest częsty widok. Ten gatunek jest popularny na Orawie i można go spotkać w każdym lesie. Zazwyczaj jest jednak tak, że wszędzie korkozeby wyrastają w tym samym czsie i są na bardzo zbliżonym etapie rozwoju. A tu nam się trafiły obok siebie całkiem młode owocniki i takie w pełni dojrzałe.
Spotkaliśmy też znacznie rzadszego korkozęba ciemnego.
Hiciorem były jednak kolczakówki kropliste. Tych grzybków nigdy nie mam dość. Teoretycznie nie miały prawa przy obecnych warunkach wyglądać tak pięknie, a jednak udało im się wykorzystać wilgoć z mgieł i porannej rosy. Prezentowały się perfekcyjnie. Rosły w dwóch miejscówkach nad brzegami cieków wodnych. Poznęcałam się nad nimi z nowym aparatem testując szereg ustawień. Opłaciło się, bo z efektów jestem zadowolona.
Aparat testowałam też na ostatnich borówkach i pierwszych rozkwitających dziewięćsiłach bezłodygowych.
Trafiło się też żywe stworzenie do uwiecznienia. Przy przeprawie przez kolejne łąki Krzychu wypatrzył wielkiego świerszcza. Nie mógł go utrzymać nieruchomo, bo świerszczyk bardzo mocno skubał palce swoimi żwaczkami. Wzięłam go na rękę i poczułam na własnej skórze to skubanie. Przestałam się dziwić Krzychowi, że nie może świerszczyka utrzymać nieruchomo.:)
To był cudowny spacer, chociaż koszyk nie został napełniony. Porozmawiałam z Krzysiem na wiele różnych tematów, zapełniłam umysł i kartę orawskimi wspaniałościami i po powrocie do domu mogłam spokojnie oczekiwać na kajakarzy.
Niesamowite są te kolczakówki, jeszcze ich nie widziałem na żywo, fajnie ,że takie skarby czekają na odkrycie:-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDobrze, że natura ma tyle bogactw, że na całe ludzkie życie bez trudu starczy.:) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńKolejne zdjęcia kolczakówek i każde następne lepsze od poprzednich :) Czy to zasługa nowego aparatu czy sam autor doszedł już do takiej maestrii... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Bytomia
seBapiwko
Miło mi, że się fotki podobają.:) W przypadku kolczakówek to zdecydowanie zasługa nowego sprzętu, który daje parę nowych możliwości, jakich dotychczas nie miałam. Cieszę się z nowej zabawki.:)
UsuńPozdrawiam spod Babiej!
Kolczakowki są tak piękne ze aż mi serce bije z wrażenia.Nic więcej nie pisze. Uściski
OdpowiedzUsuńJutro z ciekawości do nich zajrzę, bo koniecznie chce sprawdzić, czy będą miały jeszcze kropelki. Ochłodziło się u nas wreszcie. Pozdrowionka przedwieczorne!
Usuń