Pawełek zaczął swój długi weekend od wizyty w leie i stwierdziwszy, że nie ma czego szukać, a tym bardziej pozyskiwać, obraził się na las na całe trzy dni. Pływał z Michałkiem i Krzysiem kajakiem po Jeziorze Orawskim i leniuchował. W niedzielę namówiłam go na jeszcze jedną weekendową wizytę w lesie. Na trasie była bacówka ze świeżymi oscypkami i żętycą, dzięki czemu motywacja do spaceru zdecydowanie wzrosła. Przed wyruszeniem na spacer Pawełek oświadczył, że koszyka nie bierze i w ogóle za grzybami się rozglądać nie zamierza, tylko będzie sobie podziwiał urocze okoliczności przyrody i uwieczniał je na karcie. Nie miałam nic przeciwko temu, zwłaszcza, że nie spodziewałam się pozysku, którego nie mogłabym sama udźwignąć.:)
Tymczasem zaraz na wejściu do lasu Pawełkowi wyskoczył pod nogi jeden uroczy ceglaczek i podziwianie uroków skończyło się wzrokiem wbitym w ściółkę.
Chciałabym w tym miejscu napisać, że las się obudził i grzybki zaczynają rosnąć. Nic z tego jednak. Tam gdzie doszło wilgoci z wtorkowej burzy - na obrzeżach lasu czy na drogach, wyskoczyły pojedyncze maluszki. Chodząc dość długo po lesie, można ich trochę nazbierać, ale nie są to zdecydowanie ilości powalające.
Pokazały się też pojedyncze borowiki szlachetne i górskie. Jednak ani jeden z nich nie był wolny od robali. Nadawały się za to doskonale do zdjęć.
Najlepiej niewielką ilość deszczu wykorzystały borowiki żółtopore. Miejscami wyrosły gromadnie - młode, jędrne i pięknie wybarwione.
Muchomora czerwieniejącego nie widziałam ani jednego, ale za to wyrósł jakiś inny, zupełnie biały. Nie widziałam chyba jeszcze tego gatunku na Orawie.
Michał i Krzyś wykorzystywali spacer na dzikie szaleństwa, bieganie i skoki. Rano było jeszcze chłodno i nie męczyli się tak szybko.
Kiedy zrobiło się upalnie, więcej siedzieli pod drzewami niż biegali. Takie odpoczynki nazywam posiadami leśnymi. Często, kiedy chłopcy tak sobie posiadują, ja krążę wokól nich i zbieram to, co uda im się wysiedzieć.:)
Wypatrując malutkich borowików, trafiłam na inne, ciekawe grzybki. Zauroczyła mnie młoda, rozwijająca się stułka piaskowa. Dorosłe owocniki już zupełnie uschły w promieniach palącego słońca, ale nowe pokolenie budzi się do życia.
Przy drodze, w obniżeniu terenu wyrosły piękne uchówki ośle. Ponieważ nie miałam nadmiaru grzybów, stwierdziłam, że je zbiorę i zamarynuję. Napracowałam się nad delikatnym przetransportowaniem ich do domu, a następnie oczyszczeniem. I kiedy je obgotowałam przed włożeniem do słoika, stwierdziłam, ze tak strasznie cuchną, że na pewno ich nie będziemy jeść. Na surowo nie miały nieprzyjemnego zapachu, a po wstępnej obróbce przez marynowaniem po prostu śmierdziały. Już nigdy więcej nie skuszę się na zbieranie uchówek. Niech sobie rosną i zdobią las.
Mało mi było przedpołudniowych grzybów i spaceru. Kiedy nakarmiłam chłopaków, poszłam jeszcze przez granicę, na słowackie miejscówki koźlarzowe. Nabiłam kilometrów co niemiara, pot zalewał mi oczy i znalazłam całe trzy sztuki, z czego dwie nie nadawały się do koszyka... Jedynie ten jeden z poniższego zdjęcia był takim malutkim pocieszeniem.
Wracałam do domu przez las i na otarcie łez obfociłam lakownicę brązowoczarną - ubiegłoroczny i tegoroczny owocnik.
Oj Dorotko to teraz można powiedzieć ze pustka w orawskich lasach;Mam nadzieje ze jeszcze przed waszym wyjazdem do domu zdarzy się duzy pozysk;pamiętam ze rok temu po waszym wyjeździe gospodarze wstawiali zdjęcia z ogromem borowików,pamiętasz. Mam nadzieje ze teraz tak nie będzie.Pozdrawiam serdecznie wasza czwórkę
OdpowiedzUsuńObawiam się, ze powtórzy się scenariusz z ubiegłego roku.Dopiero w przyszłym tygodniu ma więcej padać, więc w sam raz na początek września wystartują. Nie ma jednak co narzekać, bo lipiec był bardzo grzybowy. A teraz zaczęły rosnąć kurki. Uściski dla Ciebie i Iwonki.:)
Usuńfajowo macie pozazdraszczam specerów lasu i towarzystwa chłopcow
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że wakacje już się kończą...
Usuń