To była rajdowa niedziela. Umówiliśmy się z naszymi przyjaciółmi z Jaworzna na poszukiwania i sesje zdjęciowe wiosennych grzybów. Paweł, autor dobrze znanego wśród grzybiarzy kanału Paweł i Grzyby, przez cały tydzień przeprowadzał inspekcje na swoich leśnych włościach, żeby poprowadzić nas na swoje miejscówki "na pewniaka" i zapewnić ucztę dla oczu. Okazało się, że nie tylko Paweł w Jaworznie obczaił cały zestaw rarytasów, ale i znajomi grzybiarze z pobliskich miejscowości znaleźli sporo ciekawostek, którymi chcieli się z nami podzielić. Trzeba się było nieźle sprężać, żeby te wszystkie cudeńka zobaczyć. Ale jakoś się udało.:) Dzisiaj zapraszam na pierwszy etap naszej objazdówki po grzybowych miejscach.
Pierwszy las, który chciałam spenetrować znajduje się spory kawałek przed punktem docelowym, jakim było Jaworzno, a dokładnie w Trzebini. To tam w 2017 roku, pod każdym niemal liściem leżącym na ściółce, siedziały stada kielonek błyszczących.
Co prawda Paweł w tygodniu wpadł do tego lasu i na bieżąco relacjonował, że mimo zaglądania pod ściółkowe liście w paru miejscach, nie znalazł żadnej żółtej miseczki. Ja się jednak uparłam, żeby tam jechać, bo gdybym nie pojechała i nie sprawdziła naocznie, że nic nie ma, to nie dawałoby mi to spokoju przez najbliższy miesiąc. Muszę się też przyznać, że czasem sobie myślę:"No któż znajdzie, jak nie ja???"
Natura sama weryfikuje taką butę i sprowadza do parteru - w przenośni i dosłownie. Do poziomu ściółki zeszliśmy wszyscy czworo i ryjąc nosami w uschniętych liściach, szukaliśmy kielonek. Ale im bardziej ich szukaliśmy, tym bardziej ich nie było. Nie pomogły ani specjalistyczne okulary, ani motywacja dla Michałka i Krzysia, którym obiecałam po dwie dychy za wysznupienie kielonek.
Cóż... Z pustego nawet Salomon nie nalał, a z bezgrzybia ani Paweł, ani ja, ani moja Menażeria nie wyczarowaliśmy ani jednej, nawet najmniejszej kielonki.
Za to były przylaszczki, które bardzo się starały, żeby nam chociaż trochę wynagrodzić brak grzybów i mrugały porozumiewawczo milionami oczek. Na takie czary trudno pozostać obojętnym. Słoneczko dołączyło do kwiatków i wyszło zza chmur. Pozostało z nami przez cały dzień, wbrew prognozom, które przewidywały przewagę chmurnego nieba.
Chodziłam między kępkami przylaszczek, uważając, żeby ich nie podeptać i natrzaskałam ponad setkę zdjęć z nimi w roli głównej.
Michaś z Krzychem, stwierdziwszy, ze na zdobycie dwudziestu złotych nie ma najmniejszych szans, oddali się dzikim wybrykom i radosnej, bezcelowej bieganinie w kółko.
Kiedy już się trochę wygonili, Michałek przećwiczył na łonie natury recytację fragmentu "Pana Tadeusza", którego musiał się nauczyć w ramach zadania domowego. W lesie ten tekst brzmiał zdecydowanie lepiej niż w domu.
Kiedy już stwierdziliśmy, że na pewno żadnej kielonki w lesie nie ma, zadzwonił Paweł z Jaworzna z pytaniem, kiedy dojedziemy do niego. To nas trochę pogoniło do wyjścia z lasu. Pojechaliśmy dalej bocznymi drogami, którymi prowadził nas Pawełek i jego dżips. Okazało się, ze część z tych dróg była totalnie rozkopana i zdecydowanie szybciej dojechalibyśmy robiąc nawrotkę do głównej trasy. Ale nic to. Zrobiliśmy turystykę po drogowych wykopkach i dotarliśmy do Jaworzna. Paweł czekał na nas przy drodze, szybko wpakował się do auta i pognaliśmy na smardzówkowe miejscówki naszego gospodarza.
Zaraz na skraju lasu padliśmy na kolana. I tak już pozostało do końca bytności w tym miejscu. Odbyliśmy cudowną pielgrzymkę od jednej do drugiej smardzówki, a później od drugiej do trzeciej, do dziesiątej, setnej...
Paweł pokazał nam wspaniałą, bogatą miejscówkę smardzówkową. Jak to dobrze, że ma się takich grzybowych przyjaciół, którzy dzielą się swoimi znaleziskami i potrafią poświęcić cały dzień na oprowadzanie gości po swoich lasach i pokazywanie grzybków, które sami już oglądali.:)
Ilość smardzówkowych owocników sugeruje, że to będzie doskonały rok dla wszystkich smardzowatych. Oby tylko nie wydarzyło się nic niekorzystnego w pogodzie, a będziemy się mogli cieszyć bogactwem wiosennych grzybków.
Michaś i Krzyś znaleźli i pooglądali pierwsze tegoroczne smardzówki, a Krzychu stwierdził nawet, że jest ich tam więcej niż pierdyliard.;) Widząc, że już im się trochę nudzi oglądanie kolejnych grzybków, wysłałam ich na obrzeża lasku, żeby sobie mogli swobodnie hasać nie stwarzając zagrożenia dla malutkich smardzóweczek ukrytych w ściółce.
Dzieci biegały i wspinały się na drzewa na skraju lasu, a Paweł, Pawełek i ja chodziliśmy delikatnie na kolanach, sprawdzając przed sobą teren, na którym mieliśmy zamiar się oprzeć i robiliśmy zdjęcia, setki zdjęć.
Smardzówki rosły gromadnie. Jak już wystrzelą na długich trzonach i będą dobrze widoczne, będą jeszcze piękniejszym widokiem.
Na razie są jednak maleńkie i mają bardzo urozmaicone kształty.
Niektóre wyglądają jakby założyły balowe suknie i one były najbardziej malownicze.
Inne dopiero szykują się do rozłożenia falbanek na dołach kapelutków.
Były i takie, które się przytulały i dawały sobie całuski.
Taka ilość smardzówek dawała możliwość zobaczenia w jednym miejscu owocników na różnych etapach rozwoju. Zobaczcie jak różnią się wielkością.
Oprócz tych wykształconych już owocników, w ściółce było mnóstwo ledwie zawiązanych maluszków. Takie maleństwamają całkiem płaskie kapelusiki, bez pozwijanych alweoli. Taki maluszek potrzebuje sporo czasu, żeby osiągnąć rozmiar tych większych koleżanek. One były tej wielkości jakiś miesiąc temu. Teraz będzie już cieplej, więc proces wzrostu również przyspieszy.
A tu już zbliżenie na ten najmniejszy owocnik z powyższego zdjęcia.
A tu jeszcze jeden maluszek w towarzystwie starszaka.:)
Na uwiecznianiu smardzówek zeszło nam sporo czasu, a w kolejnych lasach czekały następne wspaniałości. Trzeba było pożegnać pierwszą miejscówkę i pognać dalej, na spotkanie ze smardzami.
Ja dziękuję za te wszystkie wspaniałości i całodniowe towarzystwo. Nawet pogoda nam kibicowała. Dzisiaj dobęckało mi deszczem z gradem. Pozdrowienia marcowe z Krakowa.:)
OdpowiedzUsuńRany boskie ale będą zbiory.Cudowne zdjęcia,moc jest z wami Dorotka.Teraz czekajcie na deszczyk i słoneczko
OdpowiedzUsuńTo prawda, jest moc! Zrobiło się zimno, ale to ma po paru dniach ustąpić. Bedą rosły jak szalone.:)
Usuń