Wreszcie i u nas rok szkolny się zakończył. Nieco później niż w większości szkół, ale skutecznie. Ten rok szkolny był szczególny - pierwszy w nowej szkole, dla Michałka pierwszy w klasach starszych, a dla Krzysia ostatni w młodszych. Atmosfera od rana była napięta, bo w okolicy Krakowa krążyły burze i duchota panowała niesamowita, a Michałek i Krzyś przed burzą zachowują się jak najprawdziwsi górale - najchętniej wyjęliby tomahawki spod łóżek i wybili się do nogi. Nawet wspólnego zdjęcia nie dali sobie zrobić, bo skakali sobie do oczu. Wbicie ich w mundurki galowe wiązało się z pyskówką i groźbami, ze na pewno się usmażą. Na szczęście sala była z klimatyzacją, dzięki czemu przeżyli bez uszczerbku na zdrowiu.
W tym roku od dobrego miesiąca trwała w internecie nagonka na rodziców chwalących się "czerwonymi paskami" - bo to przykro tym, którzy pasków nie mają, a poza tym geniusze wyrastają z dzieciaków, które na świadectwach mają dopy. A Michałek chce się pochwalić swoim świadectwem, które jest nagrodą za jego całoroczną pracę - nic nie "zdawał", nie poprawiał, nikogo nie prosił o podciągnięcie oceny. W ciągu roku szkolnego sporadycznie prosił o pomoc, a zadania odrabiał w szkole, żeby mieć w domu więcej czasu na zabawę.
Krzyś ma jeszcze ocenę opisową w trzeciej klasie, ale oświadczył, że za rok będzie lepszy od starszego brata.:)
Zanim świadectwa trafiły do rąk dzieciaków, obejrzeliśmy serię występów (to, jak wiadomo, zestaw obowiązkowy przy tego typu imprezkach). Najweselsze było przedstawienie Krzysiowej klasy. Odniosłam wrażenie, że bieganie i podskoki na scenie w pewnym momencie wymknęły się spod kontroli, ale właśnie ta żywiołowa zabawa sprawiła, ze z przyjemnością się na tych już czwartoklasistów patrzyło.
Po długim oczekiwaniu nastąpił moment pobrania nagród i świadectw. Krzyś przygarnął kolejnego Pana Kleksa (to już trzeci), a Michałek przeciągnął czas imprezy, bo wszyscy usieliśmy wysłuchać peanów na jego cześć, tym razem wygłaszanych przez osoby postronne, a nie samego Michałka.
Miło jest słuchać jakie się ma cudowne dziecko - najlepszego w szkole ucznia, najgrzeczniejszego chłopczyka w naszej galaktyce, wspaniałego kolegę, który każdemu pomaga i dla każdego jest miły... Szkoda tylko, że w domu te cechy bywają głęboko ukryte, a Michałek ćwiczy na co dzień swój cięty język i moje opanowanie.:) A teraz czekają mnie dwa miesiące całodobowego dyżurowania wakacyjnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz