Nie przychodzi mi nic innego, jak mój ulubiony cytat z Mrożka: "Hej, wysoko ci u nas technika stanęła, wysoko..." A wszystko przez Pawełka, który jeszcze na majówce obiecał bacy, że zainstaluje mu panel słoneczny do produkcji prądu i tym samym po raz pierwszy od zarania dziejów bacówki w Lipnicy zapłonie kaganek oświaty.:) Na pierwszy weekend w czasie naszego wakacyjnego pobytu w Lipnicy Pawełek załadował na tylne siedzenie Doblowoza solara i przyjechał do nas. W sobotę rano ruszyliśmy na bacówkę na dwa samochody, bo przecież sprzęt techniczny zajął całe miejsce dla dzieci. Michał i Krzyś stwierdzili, że będą pomagać tacie, wiec ja miałam wolne na wyjście do lasu.
Zostawiłam chłopaków w pobliżu bacówki i poszłam w kierunku zabacówkowego lasu. Widoki, jak zawsze były cudne. Temperatura sprzyjała wędrowaniu, więc maszerowało się bardzo przyjemnie. Nie spieszyłam się, bo stwierdziłam, że wprowadzanie techniki do miejsca dziewiczego, zajmie chłopakom co najmniej cztery godziny.
Doszłam do lasu i zaczęłam poszukiwania. Nagle usłyszałam za sobą coś jakby syczenie, szeleszczenie, no po prostu coś strasznie niespotykanego w lesie. Nie zdążyłam nawet dojść do wniosku, co to może być... Kątem oka zarejestrowałam jakiś ruch za plecami. Odwróciłam się i zrobiłam dwa kroki w tamtą stronę. Na ściółce leżał rozstawiony namioto - śpiwór w kolorze moro. I to w tym śpiworze coś machało odnóżami wydając te dziwne dźwięki, które zwróciły moja uwagę. Zobaczyłam jeszcze, że obok tego śpiwora leżą kijki do nordic walkingu. Ruch w śpiworze ustał. Nikt nie wyszedł, bo pewnie był przestraszony bardziej niż ja.
Za chwilę zobaczyłam pod nogami ceglasia. Nawet nie wiedziałam, że jestem aż tak przestraszona... Nie mogłam go zebrać, bo ręce mi się trzęsły i były jak z gumy.:) Z następnymi grzybkami było już lepiej. Kolejny wypatrzony okazał się najładniejszym znaleziskiem z mojego spaceru. Jemu już mogłam zrobić zdjęcie, bo ręce przestały się telepać.
Kolejne grzybki prezentowały się w sposób charakterystyczny dla suszy - były to muchomorki popękane na sposób kwiatuszkowy.
Następnym znaleziskiem były suszone kureczki
i dojrzałe śluzowce.
I to by było na tyle jeśli idzie o grzybowe znaleziska - kilka poćków i parę suszonych kurek w koszyku. Las za to wyglądał pięknie. Mimo suszy był zielony i pachnący. Zauroczyły mnie skrzypy leśne i poświęciłam im sporo czasu, żeby uwiecznić grę słońca bawiącego się cieniem rzucanym przez korony drzew.
Wróciłam do bacówki. Powitał mnie Krzychu trzymający w rękach pięknego, oscypkowego grzybka. Nie mógł się już na mnie doczekać, bo bardzo chciał mi pokazać swój pozysk, a równocześnie, jeszcze bardziej chciał go zjeść.:)
Po prezentacji serkowego grzybka, Krzychu wziął nożyk i zaczął go obrabiać, odkrawając kolejne "robaczywe" kawałki, które natychmiast ladowały w jego brzuchu.
Widok z bacówki był taki jak zawsze,
ale bacówka była inna niż zawsze. Technika działała.:)
Co prawda oparta na czym popadło i zamontowana byle szybciej, ale działała. Do bacówki popłynął prąd. Jeszcze jeden panel i nad bacówką ukrytą wśród orawskich łąk i lasów zalśni neon zapraszający miłośników najlepszych na świecie oscypków.:)
Robi się tam naprawdę światowo - oprócz prądu, zagościła na podwórku tablica informacyjna, która w tym miejscu zupełnie nie pasuje. Tylko becokom jest wszystko jedno - byle trawa była i "pastyrz" pokrzykiwał jak zwykle.
Jak ja Ci zazdroszczę tych widoków. I soczyste zieleni. A Krzysiowi tego oscypkogrzybusia. Piękny jest hii był znaczy. Pozdrawiam was serdecznie i życzę aby w nocy padał deszcz.
OdpowiedzUsuńZ deszczem to bieda straszna. Wczoraj przeszła burza i niby padało, a dziś śladu po tym nie ma. Wszystko momentalnie wyparowało.Oby Twoje Ewcia życzenie się spełniło.:) Pozdrawiamy serdecznie!
UsuńNastępny panel ma Baca obiecany. Jak tylko ktoś mu dorobi do tego panela ramkę. Na neon może jeszcze nie starczy ale na turystyczną lodówkę będzie wystarczająca. Wszak gorzałeczka, jak jest zimna to lepiej smakuje. :)
OdpowiedzUsuńPaweł zwany Pawełkiem
No tak... Lekarstwa powinno się trzymać w chłodzie.;)
Usuń