Nadszedł ten (29 lipca), planowany od pół roku dzień i Monika z Mariuszem zameldowali się na lipnickim podwórku. Byłam okrutnie zestresowana ich przyjazdem, bo z szeregu wiadomości wymienionych z Moniką, wiedziałam, ze liczy na zobaczenie wszystkich cudów orawskich lasów oraz okolicy bliższej i dalszej. A tu w lesie jest jak jest i choć cudeńka się od czasu do czasu trafiają, to nie jest to tak, ze się idzie na pewniaka. Na szczęście niewzruszona Babia stoi na swoim miejscu i chyba się nawet nie skurczyła pod wpływem suszy, więc największa atrakcja okolicy, jakby na to nie patrzeć, jest aktualna. Ponadto w sobotę po południu wypatrzyłam pierwsze tegoroczne siatkoblaszki maczugowate. Co prawda miały wielkość 3 - 4 milimetrów, ale kolorek był widoczny. A w przypadku tego gatunku kolor ma duże znaczenie. Ucieszyło mnie to znalezisko okrutnie, bo przynajmniej jeden gatunek do pokazania miałam. I to gatunek wymarzony.
Kiedy goście dojechali i nieco odsapnęli po długiej drodze, zaproponowałam dwa warianty spacerowe - albo do granicy, żeby zobaczyć widoki na okolicę, albo pod Babią na siatkoblaszki. Wygrały grzybki.:)
Oprowadzanie po lesie zaczęłam od prezentacji niezawodnych pniarków obrzeżonych. To jedyny gatunek, na który można liczyć zawsze i w każdym lesie. Monika prychnęła, że pniarki ma również u siebie, ale jak zobaczyła młode owocniki z piękną gutacją, już była zadowolona, ze może je oglądać. Później trafiły się jeszcze żółciutkie wykwity piankowe i muchomory czerwone.
Dotarliśmy do siatkoblaszków. Przez chwilę Monika i Mariusz wpatrywali się we wskazany mech i nie widzieli, ze coś w nim jest. Po chwili dostrzegli fioletowe punkciki i po stwierdzeniu, że strasznie małe są, padli na kolana.
Duże nie były, ale i tak od soboty zwiększyły swoją wysokość o sto procent.
Zrobiliśmy im długą sesję foto.
Tegoroczne siatkoblaszki, z miesięcznym opóźnieniem wyrosły w mojej testowej miejscówce. Zawsze tam pojawiały się najwcześniej. Z doświadczenia wiem, że jeżeli tam ich nie ma, to nie warto nawet zaglądać w inne miejsca, bo też nic nie będzie. Teraz, mimo, że w tym jednym miejscu wyskoczyły, w innych nadal jest pusto.
Po spotkaniu z siatkoblaszkami przeciągnęłam jeszcze gości przez takie fragmenty lasu, w których ostatnio cokolwiek udawało się znaleźć. Tam trafiło się parę sztuk do koszyka.
Stres mnie opuścił, bo widziałam, ze goście cieszą się z tego, co jest i nie marudzą, że tak mało.:)
Było szukanie, znajdowanie i focenie.
Nawet ja się załapałam na parę fotek, co nieczęsto mi się zdarza.:)
Jak to miło się czyta o takich znajomościach wynikających ze wspólnej pasji.
OdpowiedzUsuńGrzyby potrafią łączyć, ale i dzielić dają radę. Pozdrowienia serdeczne spod Babiej!
UsuńGrzybiarki piekniejsze niz grzyby...ale grzyby jeszcze urosna i beda wszyscy zadowoleni...tylko mala uwaga nie chodzimy tak wtstrojeni do lasu...kleszze z borelioza tylko na to czekaja ..uwazajcie dziewuszki na siebie ..pozdrawiam grzybiarz z Krakowa {74 }.
OdpowiedzUsuńGrzybki czekają na większy deszcz. Tu są głównie lasy iglaste i kleszcze trafiają się sporadycznie. Pozdrawiamy z Orawy! :)
UsuńBardzo się cieszę że Monia zobaczyła siatkoblaszki bo o nich marzyła. Pozdrawiam was serdecznie, szukajcie innych ciekawostek
OdpowiedzUsuńZ innymi ciekawostkami Ewuniu kiepściutko, ale na piątek planuję wypad na bagienka. Liczę na kolczkówki.:) Pozdrawiamy serdecznie!
UsuńOj to był fajny dzień. W czwartek z mężem będziemy wchodzili na Babią i zapewne nie obejdzie się bez poszukiwania grzybów. No i z Dorotką muszę ruszyć jeszcze zobaczyć kolczakowki
OdpowiedzUsuńCzasem przy schodzeniu z Babiej można całkiem sporo nakosić.:) A kolczakówek poszukamy w piątek.
Usuń