poniedziałek, 2 września 2019

Pożegnanie wakacji

      Wszystko jest kiedyś ostatnie - ostatni dzień wakacji, ostatnia noc w Lipnicy i ostatni spacer grzybowy. Końcówka wakacji była cudownie grzybowa i w szale pozysku spokojnie można było zapomnieć, ze to już za parę dni trzeba będzie odmoczyć chłopaków z letniego brudu (ach, te czarne pazury!) i wbić ich w galowe mundurki... Tylko od czasu do czasu przypominało im się o "głupiej szkole", ale w ferworze codziennych zajęć, szybko się o tym zapominało. Nieubłaganie nadszedł jednak ostatni dzień sierpnia, dzień przed powrotem. Pawełek podrzucił mnie do lasu w połowie drogi między lipnickim domkiem, a bacówką, a chłopaków zabrał do bacówki. Ja chciałam odwiedzić sporo moich tajnych miejscówek, a chłopcy niekoniecznie mieli na to ochotę.

     Poranne mgły - jedyne źródło wilgoci od dłuższego czasu, szybko opadały, a słońce zaczynało prażyć standardowo. Najpierw obleciałam zagajniczki, w których swoje stanowiska mają rzadkie gatunki kolczakówek. Okazało się, ze ani jedna nie wyrosła w tym roku. Trochę sobie plułam w brodę, bo straciłam blisko godzinę na sprawdzenie tych miejsc i w tym czasie znalazłam zaledwie sześć kurek, trzy maślaki pstre i pięć maślaków żółtych. Aż dziw bierze, że wyrosły w czasie tej suszy, skoro wiadomo, ze maslaki lubią, kiedy jest solidnie pomoczone.
     Z czystym sumieniem, że posprawdzałam znajome miejscówki, doszłam do właściwego, pozyskowego lasu. Zanim weszłam między drzewa, spotkałam pana grzybiarza traktorowego (przyjeżdżającego na grzyby traktorem), który kończył grzybobranie i wracał do swojego pojazdu z dwoma wiadrami wyrośniętych borowików szlachetnych. Zamieniliśmy parę słów na temat suszy i samych resztek grzybowych w lesie. Stwierdziłam też, że pan traktorzysta będzie miał co najmniej 80 procent odrzutu z robalami ze swojego zbioru. No chyba, że będzie suszył z dodatkiem białkowym.;)
     Poszłam w las i juz do końca spaceru nie spotkałam nikogo, któ poszukiwałby resztek grzybowych pozostałych po ogromnym wysypie z drugiej połowy sierpnia.
     Chociaż borowików jest już naprawdę mało, to oko zawiesić można na młodziutkich muchomorach, które zaczynają swoje panowanie w orawskich lasach. Z powodu suszy mają nieco wyblakłe kolory, ale startują całymi gromadkami.
     Oprócz muchomorów czerwonych, na leśnych drogach pojawiło się kolejne pokolenie muchomorów królewskich.
     W miejscach, w których żywota dokonały borowiki ceglastopore, pojawia się sporo młodziutkich borowików żółtoporych. Ich obecność świadczy o tym, że to jeszcze nie koniec orawskich grzybków. Zazwyczaj po nich startują kolejne gatunki. Oby tylko trochę popadało.
     Mimo, że w koszyku miałam najwięcej ceglasi, nie zrobiłam im ani jednego zdjęcia. Za to na fotkę załapał się borowik górski. Upalne lato sprzyja temu gatunkowi. Borowiki górskie zdecydowanie lubią, kiedy jest ciepło. A te znajdowane w ciągu ostatnich dwóch tygodni, były wyjątkowo zdrowe.
     Wyrośniętych borowików szlachetnych można nakosić jeszcze cały koszyk, ale większość z nich nadaje się tylko i wyłącznie do zdjęcia ze względu na bogactwo wewnętrznego życia. Za to wyglądają pięknie.
    Koralówki pojawiły się tylko w miejscach bagiennych. Przy okazji robienia zdjęcia jednej z nich, wpadłam w bagno po pas. Na szczęście tylko jedną nogą. Udało mi się wydostać dzięki młodemu świerczkowi, który wyciągnął do mnie pomocne gałązki.
     W kilku miejscach pojawiły się gromadki naziemków zielonawych. W ubiegłym roku rosły wszędzie i to w ilościach strasznych już od początku lipca, a teraz pierwsze egzemplarze tego gatunku miałam przyjemność oglądać i focić dopiero w ostatnim dniu sierpnia.
     Miałam już pełny, ciężki koszyk, kiedy dochodziłam do bacówki. Naprzeciw wyszedł Pawełek, który zanudził się na śmierć siedząc, jedząc oscypki i pijąc żętycę. Byłam mu wdzieczna, że mnie odciążył i doniósł mój pozysk do samochodu, a ja mogłam bez obciążenia przebiec się jeszcze po bacówkowych pastwiskach. Nie było na nich jednak ani pieczarek, ani kań, ani wilgotnic. Za sucho się zrobiło.
     Pierwszego września opuściliśmy Lipnicę, orawskie lasy i rosnące w nich grzyby. Jak mówią Michał i Krzyś - wakacje powinny trwać co najmniej sześć miesięcy.:) Ale nie trwają i za chwilkę ruszmy do szkoły na rozpoczęcie roku. Coś się skończyło, coś się zacznie.:) A na Orawę jeszcze tej jesieni pewnie nie raz powrócimy.

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Nie było Zibi. Pastwiska wysuszone i nic na nich nie rośnie. Nawet purchawek i czasznic nie ma.:(

      Usuń