środa, 20 listopada 2019

Pierwsze uszakobranie tej jesieni

uszak bzowy
     Kiedy w niedzielny poranek wyszłam na balkon, owiał mnie cieplutki halny, a ptaszęta ćwierkały zupełnie marcowo. Pierwszą myślą, jaka zrodziła się wtedy w mojej łepetynie była ta o bezsensie szukania zimowych grzybów w tak wiosennej aurze. Lepiej chyba poszukać smardzówek. Pawełek najwyraźniej czytał w myślach moich, bo nie minęło dziesięć minut, kiedy stwierdził, że warto byłoby się rozejrzeć za smardzówkami, a nie za jakimiś tam uszakami. Pewnikiem mikroskopijne smardzóweczki już gdzieś tam pod grubą pierzynką ściółki kiełkują i jakby się zaczęło we właściwych miejscach ryć, to penie by się jakąś maliznę wykopało. Ale chyba dać wiosennym marzeniom jeszcze trochę czasu i pozwolić im dojrzeć, a teraz skupić się na gatunkach typowych w drugiej połowie listopada. Plan zakładał dorwanie zimowej trójcy - boczniaka ostrygowatego, uszaka bzowego i płomiennicy zimowej. Pojechaliśmy do Lasku Wolskiego.
    Las wyglądał pięknie! Na drzewach jest jeszcze wyjątkowo jak na ten czas, dużo liści. Szczególnie na bukach trzymają się całkiem mocno, a na ziemi najwięcej leży klonowych. Okoliczności przyrody bardziej przypominają połowę października niż listopada.
     Zaczęliśmy poszukiwania standardowo - od pierwszych krzewów dzikiego bzu, rosnących na skraju lasu. Nic na nich nie było. Cieplutki halny, tak przyjemny dla nas, okazał sie dla uszaków zabójczy i zasuszył je zanim zdążyły wyrosnąć. Im dalej w las, wiatr mniej miał do gadania i uszaki były. Piękne i obficie rosnące na niektórych gałęziach.
uszak bzowy
uszak bzowy
uszak bzowy
    Pierwsze wypatrzył nie kto inny, tylko Krzyś. Już przywykłam do tego, że muszę mu oddać palmę pierwszeństwa, bo i szybszy ode mnie i oczy mu lepiej służą.
uszak bzowy
     Krzychu dostał takiej radosnej głupawki po tym znalezisku, ze najpierw wytarzał się w liściach jak rasowy dzik, wydał kilka dziwnych odgłosów, a następnie zamaszystym kopniakiem zrzucił gumowca do przepaści. O ile zazwyczaj nie interweniuję w sytuacji, kiedy opanowuje go niepohamowane niczym szaleństwo, o tyle tym razem huknęłam, bo bieganie w skarpetkach po listopadowym lesie nie jest przecież najlepszym pomysłem.
    Dobrze, że Michałek gotów był na poświecenie i przyniesienie bratu wyrzuconego w leśną przestrzeń buta.
     Poszliśmy w dół lasu, gdzie oprócz uszaków, powinny być płomiennice zimowe.
chrząstkoskórnik purpurowy
     Zamiast nich, natknęliśmy się najpierw na młodego, rozrośniętego na dużej powierzchni chrząstkoskórnika purpurowego. Ten grzybek, kiedy jest młody, ma kapitalny, liliowy kolorek.
chrząstkoskórnik purpurowy
chrząstkoskórnik purpurowy
    Kilka kolejnych miejscówek, w których regularnie rosły płomiennice zimowe, nie było po nich nawet śladu. Aż w jednym miejscu, we wgłębieniu powstałym między korzeniami powalonego drzewa, rosły płomiennice, ale wcale nie zimowe, tylko letnie. Temperatury są zdecydowanie bliższe warunkom letnim niż zimowym, więc nie ma się co dziwić.
płomiennica letnia
    Płomiennica letnia ma trzon taki sam jak zimowa. Różnią się kolorem kapelusza. Jak widzicie, płomiennicy letniej daleko jest do ognistej barwy charakteryzującej jej zimową krewniaczkę. Kapelusz jest prawie biały, z nieco tylko ciemniejszym środkiem. U starszych owocników pojawiają się rudawe plamy starcze. Płomiennica letnia nie jest często spotykanym grzybkiem, więc trafił mi się rarytasik.:)
płomiennica letnia
    Na kolejnych pniakach, które przez ostatnie lata stanowiły doskonały substrat dla płomiennic zimowych, wyrosły tym razem tylko galaretnice. Ułożyły się w prawie regularne okręgi, wyznaczając miejsca, w których grzybnia zadomowiła się najlepiej.
galaretnica
galaretnica
galaretnica
galaretnica
galaretnica
    Po dokładnym obadaniu znanych i nieznanych punktów, w których ewentualnie mogłyby rosnąć płomiennice zimowe, stwierdziliśmy, że gatunek ten zastrajkował i nie pojawił się w ogóle, w żadnym miejscu.  Dla zimówek jest najwidoczniej za ciepło. Widząc, ze nie ma co na nie liczyć, ruszyliśmy ku bzowym zaroślom. Na drodze stanęły liczne dwuzarodniczki cytrynowe, nad którymi trzeba się było pochylić z aparatem
dwuzarodniczka cytrynowa
dwuzarodniczka cytrynowa
oraz pozostałości fortyfikacji, przez które trzeba było przejść w ramach ułatwiania sobie życia.;)
   A dalej były już uszy, uszaki i uszaczki - w rozmiarach wszelakich, w konfiguracjach rozmaitych i w szerokiej gamie odcienia brązowego.
uszak bzowy
uszak bzowy
uszak bzowy
uszak bzowy
uszak bzowy
   Najwięcej i najdorodniejsze owocniki zasiedliły pnie, konary i gałązki znajdujące się blisko podłoża, gdzie jest najwięcej wilgoci. Na wyżej położonych konarach uszaki wyschły.
uszak bzowy
uszak bzowy
    Zbieraliśmy wszyscy, ciesząc się uszakową obfitością, ale w pozysku przodował oczywiście Krzyś, który lotem ślizgowym dopadał kolejnych punktów, w których czekały usiory.:)
uszak bzowy
Pawełek polował na giganty.
uszak bzowy
    A ja patrzyłam na miejsca, w których zostawialiśmy maluszki. Takie punkty trzeba dobrze zapamiętać, żeby trafić do nich bezbłędnie następnym razem.A będzie po co wracać do Lasku Wolskiego.:) Maluszków uszakowych nie brakuje. Jeśli tylko nie zabraknie wilgoci, będą rosły i rosły.
uszak bzowy
uszak bzowy
uszak bzowy
    Posprawdzaliśmy jeszcze miejscówki boczniakowe, ale nic w nich dla nas nie wyrosło. Nie było też żadnych śladów świadczących o tym, że ubiegło nas w pozysku jakieś stworzenie dwunożne, czworonożne czy pełzajace, po prostu totalna pustka. Zatem plan dorwania całej zimowej trójcy trzeba było zredukować o dwie trzecie - nazbieraliśmy tylko uszaków.
    Za to w boczniakowych miejscówkach wyrosły przepiękne żylaki promieniste
żylak promienisty
żylak promienisty
żylak promienisty
i ciżmówki.
     Natknęliśmy się też na czyjś domek pobudowany w lasku. Michałek i Krzyś od razu stwierdzili, że to mieszkanie żuli. Kazałam im się przyjrzeć jak jest w tym mieszkanku pięknie wysprzątane - wszystko ułożone na swoich miejscach, śmieci posegregowane w workach, liście zamiecione, a kuchenka zabezpieczona, żeby las od niej nie ucierpiał. Ten domek w zestawieniu z pokojem chłopaków, w którym porządek jest rzeczą nieosiągalną,  wyglądał jak dom króla, a nie żula. Jak kiedyś się wkurzę na chłopaków, to też sobie taką chatkę w lesie pobuduję.:)
    Wyszliśmy z lasu na alejkę, po której maszerowało mnóstwo spacerowiczów elegancko, po niedzielnemu ubranych. W tym gronie zdecydowanie wyróżnialiśmy się  w naszych ubłoconych gumowcach, już nie całkiem czystych kurtkach i z koszykiem uszaków. Spacerowicze zerkali ciekawsko do koszyczka, ale jakoś tym razem nikt nie odważył się zapytać, co w nim jest.
    Ja zerkałam na boki i wypatrzyłam pięknie kwitnące poziomki. Koło początku stycznia powinny już być dojrzałe.:)
     Michałkowi już się nie chciało, ale Krzychu nie odpuścił łażenia po drzewie. Dopilnowałam, żeby bezpiecznie znalazł się na ziemi i zostawiłam chłopaków na cywilizowanej alejce, a sama dałam nura w ostatni, niezmiernie dla mnie ciekawy kawałek lasu. Chłopakom już się nie chciało łazikować i powiedzieli, ze sobie posiedzą na ławeczce.
    Poszłam więc sobie na ten mój kawałek lasku, gdzie nie zapuszcza się nikt poza szalonymi rowerzystami, którzy mają tam skocznie rowerowe. Kiedy tylko weszłam w gąszcz krzaków porastających bagienne podłoże, usłyszałam rumor, a moment później przemknął niedaleko pojedynczy dziczek. Czekałam na kolejne odgłosy, ale więcej dzikich świnek nie było. Wypatrzyłam tam jeszcze tylko dwa znacznie mniejsze zwierzątka - zająca i wiewiórkę. A później już były grzyby.
orzechówka mączysta
    Klują się maleńkie orzechówki mączyste. Najczęściej można je spotkać na leszczynach.
orzechówka mączysta
     Obfociłam orzechówki i poszłam w miejsce, w którym w ubiegły roku odkryłam grzybowe cudaki, niezidentyfikowane do tej pory. Byłam bardzo ciekawa czy pojawiły się znowu. Nie zawiodły mnie - wyrosły na tej samej kłodzie w ilości około 20 owocników.
    Na koniec porobiłam jeszcze zdjęcia urokliwym łycznikom późnym. W tym roku rosną dość obficie i mogę się nacieszyć ich kolorkami do woli. Korzystam z tego na każdym spacerku i kolorki zabieram sobie na zimę.:)
łycznik późny
łycznik późny
łycznik późny
    Dotarłam do chłopaków wygrzewających się w słoneczku - Pawełek drzemał, Michaś pochłaniał książkę, a Krzychu się nudził. Pojechaliśmy do domku na obiadek, a po napełnieniu brzuchów wyciągnęłam chłopaków jeszcze na wycieczkę rowerową. Wykorzystaliśmy ten dzień na maksa.:)

2 komentarze:

  1. Z jednej strony super że taką mamy pogodę w listopadzie a z drugiej przerażają anomalia dziejace się w przyrodzie. Bo to wygląda na to że jeszcze trochę i zimy nie będzie. Fajny spacerek, uszaki obrodziły, koszyczek pełny. Szkoda że nie było leśnych flakow.Ale pewnie to jeszcze przed wami. A nie macie miejsca na Rydze bo ciągle jeszcze rosną w lasach, ludzie się chwalą. Pozdrawiam Menażerio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj już tak pięknie nie było - rano przymrozek i cały dzień pochmurny i ciemny. Tak bardziej listopadowo się zrobiło. Boczniaków taj jesieni już trochę nazbieraliśmy, a uszaki pierwszy raz, więc cieszyły ogromnie. Za rydzami trzeba byłoby jechać znacznie dalej, na cały dzień, a dni teraz krótkie, więc wolę gdzieś bliżej wyskoczyć. Za rydzami jakoś nie przepadam ani ja, ani chłopaki, więc nas nie goni za nimi. Osobiście wolę uszaki od rydzów. W tę niedzielę będziemy na Ponidziu, to może jakiś się trafi. Pozdrawiamy Ewciu!

      Usuń