Ten las jest wyjątkowy pod wieloma względami. Przede wszystkim, za każdym razem, kiedy do niego przyjeżdżaliśmy, lało jak z cebra. Nawet jeśli w Krakowie świeciło słońce, po przyjeździe do lasu witały nas deszczowe chmury, z których natychmiast zaczynały się wylewać hektolitry wody. W związku z tym nie widziałam dotychczas tego miejsca w innej niż deszczowa aurze. A na taką pogodę po totalnym przemarznięciu w dniu pierwszego listopada, zupełnie nie miałam. Zanim więc potwierdziłam Pawłowi z Jaworzna, ze na sto procent będziemy u niego w niedzielę, przestudiowałam wszystkie możliwe prognozy pogody. Deszczu miało nie być. Meteorolodzy ostrzegali tylko przed silnym wiatrem. Nie było co marudzić, tylko trzeba było wstać o świcie i ruszać w drogę.
Umówiliśmy się, że w Jaworznie będziemy na dziewiątą, ale drogi były puściutkie i jechało się szybciej niż zwykle. Po drodze dawaliśmy znać, gdzie już jesteśmy, żeby gospodarza zbytnio nie zaskoczyć. Co prawda mój Pawełek mruczał, że za wcześnie będziemy, że nie tak się umawialiśmy, ale szybko mu wytłumaczyłam, że Paweł z Jaworzna na pewno się ucieszy, że jesteśmy wcześniej, bo będziemy szybciej w lesie. A o to przecież chodzi.
Dojechaliśmy do Jaworzna pół godziny wcześniej niż się umówiliśmy. Paweł już na nas czekał. Szybko zapakował się do samochodu i ruszyliśmy w stronę Katowic. Po drodze przytrzymała nas na chwilę kontrola trzeźwości, ale przeszliśmy ją pomyślnie i chwilę później byliśmy już na leśnym parkingu. Nie padało.:)
Po raz pierwszy oglądałam ten przepiękny bukowy las bez zasłony z deszczowych strumieni spadających z góry. Było cudnie. Na początek spaceru szliśmy do soplówek. Po drodze nie brakowało innych grzybowych atrakcji, ale było ich tyle, że podzieliłam urobek zdjęciowy (prawie pół tysiąca fotek) na części, żeby dozować Wam wrażenia.
Do kłody z soplówkami jeżowatymi jako pierwsi dotarli Paweł z Pawełkiem. Ja się w tym czasie pastwiłam nad jakimiś maleństwami, których gołym okiem prawie nie było widać, a i na zdjęciach nie bardzo wiadomo co to za cuda.
Widząc, że chłopaki czekają na mnie z niecierpliwością przy tutejszym rarytasie, zostawiłam mikroskopijne grzybki i poszłam do soplówek. Wyglądały zdecydowanie biedniej niż te ubiegłoroczne. Możecie je porównać TUTAJ.
Przede wszystkim owocniki były zdecydowanie starsze, już chyliły się ku upadkowi. Straciły swoją jędrność i śnieżnobiały kolorek. Mimo wszystko i tak prezentowały się imponująco.
Po sesji zdjęciowej poszliśmy dalej wypatrywać rozmaitych ciekawostek grzybowych. Co chwilę ktoś wołał całą resztę, żeby zobaczyła i obfociła jego znalezisko. Tak jakoś wychodziło, że przez dłuższy czas chodziłam między Pawłem, Pawełkiem, a Krzysiem i podziwiałam, co znaleźli. W końcu, kiedy przez chwilę nikt mnie nie wołał, oddaliłam się od towarzystwa i znalazłam swoją własną soplówkę jeżowatą! To ogromna radość, przyjemność i satysfakcja, kiedy znajdzie się samemu takiego rzadko występującego grzybka. Wszystkie dotychczasowe soplówki jeżowate, jakie widziałam na oczy, były mi podane na tacy przez przyjaciół grzybiarzy. A ta była moja własna.:)
W dziupli wypełnionej spróchniałym drewnem wyrosły dwa owocniki. Nie były tak duże jak te z pierwszej miejscówki, ale za to zdecydowanie młodsze. Co prawda końcówki ich warkoczy zdążyły już trochę zżółknąć, ale jednak dominującym kolorkiem była biel. Wyglądały przecudnie.
Teraz ja miałam powód do zawołania reszty towarzystwa.:)
Paweł z Jaworzna zapisał sobie w pamięci nową miejscówkę i będzie ja od przyszłego roku monitorował odwiedzając ten las. Ma tu zdecydowanie bliżej niż my.
Soplówka jeżowata to rarytas nad rarytasy, natomiast soplówki bukowe rosną w tym lesie jak jakieś pospoliciaki. Można je spotkać na każdym kroku.
Ten grzybek na sam widok wydaje się tak delikatny jak bańka mydlana. Ma się wrażenie, że wystarczy mocniejszy podmuch, by zmieść go z powierzchni ziemi. Ale pozory mylą! Soplówka, jako pasożyt, potrafi powalić nawet ogromne drzewo. Tutaj mamy przykład jej działalności - drzewo złamało się dokładnie w miejscu przerośnięcia przez soplówkową grzybnię. Obecnie owocniki wyrosły w miejscu złamania - zarówno na fragmencie pnia, który pozostał jeszcze w pozycji wyprostowanej jak i na kawałku leżącym na ziemi.
Taki sam los czeka buka z poniższego zdjęcia. Obsiadło go stadko soplówek i za jakiś czas powalą swojego żywiciela.
Najwięcej owocników wyrasta na próchniejących kłodach leżących w ściółce. Tam mają najwięcej wilgoci i panoszą się w najlepsze.
Widoki soplówkowe zapierają dech w piersiach, bo nie dość, ze piękne same w sobie, to jeszcze w ilościach znacznych. Niezwykłe jest również to, że nie widziałam ani jednego owocnika zniszczonego, zerwanego czy skopanego. Las jest popularnym miejscem spacerowym i podczas naszej wędrówki po nim widzieliśmy sporo osób biegających, chodzących i jeżdżących na rowerach. A grzyby zostały nietknięte - wyrastają i umierają tak jak zarządziła natura.
Nie widziałam w tym lesie również śmieci. Jak widać, da się.:)
Przy takim szukaniu i robieniu kolejnych zdjęć nie da się przemieszczać szybko do przodu. Takie tempo spaceru zdecydowanie nie spasowało Michałkowi i Krzysiowi, którzy na zmianę ganiali dookoła nas, a następnie chwilę odpoczywali, żeby znowu móc ganiać, skakać i tarzać się po liściach.
Nie padało! Do końca spaceru nie padało, a nawet zrobiło się tak ciepło, że trzeba było zdjąć z siebie wierzchnią warstwę ubrania.
W następnym wpisie pokażę kolejne ciekawostki z tego lasu.:)
Cudowne soplówki. Niektórzy bukowych szukają wiele miesięcy a wy mieliście tyle na wyciągnięcie ręki. Mówię o bukowych. A już jeżowta to ósmy cud świata. Super jak pasjonaci dzią się wiadomościami i miejscówkami grzybowymi. Pozdrawiam Pawła i Pawełka i resztę Menażerii. A gdzie można obejrzeć zdjęcia Pawełka, w szufladzie?
OdpowiedzUsuńEwciu! Pawełka zdjęć nawet ja jeszcze nie widziałam, chociaż tym razem bardzo szybko je obrobił i podrzucił mi wieczorem dysk z nimi. Mam swoich tyle z tego wyjazdu, że nie zdążyłam Pawełkowych zobaczyć. Ale często jest tak, że zostają w szufladzie, bo Pawełek je upiększa strasznie długo.:) Pozdrawiamy listopadowo i cieplutko!
UsuńJako czytająca bloga dziękuję za pozdrowienia. Ewa z Podlasia. U nas dzisiaj zielonki i podsuszone podgrzybki:)
OdpowiedzUsuńPaweł, tym razem szybciej napisałam niż skończyłam obróbkę boczniaków.:) Dzięki za super wypad! Biorę się za kolejne fotki. Uściski do Jaworzna ślę!
OdpowiedzUsuńEwa! U nas podgrzybki już same trupy. Ciesz się swoimi, póki się da.:) Pozdrawiam w listopadowy poranek!
OdpowiedzUsuń