Odgórne decyzje wywołane przez wirusa w koronie rozwaliły nam szereg pięknych planów. Pogodzenie się z tym zostało okupione potokami łez, złością, rozżaleniem i stu tysiącami innych emocji. Na pewno do tego tematu wrócę jak emocje odrobinkę ostygną. Ale nie zamknęliśmy się w bezdennej rozpaczy i naszym mieszkaniu, tylko natychmiast plany rozsypane w pył zamieniliśmy na nowe. W piątek Michałek i Krzyś byli ostatni raz w szkole. Treningów popołudniowych od środy nie ma, więc wolne popołudnie wykorzystaliśmy na wycieczkę. Pojechaliśmy do Tyńca.
Z parkingu wyruszyliśmy szlakiem w stronę Skawiny, ale zaraz na wstępnie wyszczerzyła na nas kły złowroga tabliczka. Popatrzyłam w przestrzeń za nią, ale żadnych maszyn ani budowy tam nie było. Poszliśmy więc dołem wału od strony Wisły, tak, jak prowadzi szlak. Po kilkudziesięciu metrach zobaczyliśmy budowę - powycinane drzewa, głównie te z baziami.;)
Nad baziami się pochyliłam i porobiłam im fotki. Uwijały się na nich licznie pszczoły, zbierając żółty pyłek. Przed zdjęciami odfrunęły.
Weszliśmy na wał wiślany. Po drugiej jego stronie trwały prace polegające na wycinaniu drzew - kilku facetów z piłami szalało w krzakach. Jeden z nich zaczął do nas wykrzykiwać, że weszliśmy na plac budowy, a po wale chodzić niw wolno. Wybrał kiepski dzień na zakazywanie mi czegokolwiek, bo już byłam podminowana szeregiem zakazów odgórnych, które dotknęły mnie do żywego. Wytoczyłam więc szereg argumentów, ze nie jestem na placu budowy. Pan próbował jeszcze dyskutować, ale nie miał szans. Dowiedziałam się, że "budowa" ma być remontem wału i szlak będzie nieczynny.:( Ale na razie nie jest, bo tabliczka jest na dole, a nie na górze. Krzyś, widząc, że szala zwycięstwa w dyskusji jest zdecydowanie po naszej stronie, rzucił odważnie - "Nic pan nie buduje, tylko wycina te niewinne drzewa!" Pan machnął ręką i zaczął dalej szaleć z piłą motorową, a my poszliśmy w kierunku lasu.
Przywitał nas kwitnącą kokoryczą.
Chłopcy wypruli pod górę, aja się zatrzymałam przy kwiatkach.
Zawilce były już znacznie bardziej rozwinięte niż te spod Miechowa, oglądane w niedzielę.
Zakwitły też pierwsze ziarnopłony.
Byliśmy na szczycie wzniesienia. Chłopcy koniecznie chcieli zejść na dół po drugiej stronie góry, po ostrej stromiźnie. Odmówiłam schodzenia tamtędy, bo moje kolano nie lubi takich stromizn, ale pozwoliłam chłopakom pobawić się na zboczu. Zrobili zawody w rzucie beretem, a właściwie czapką z daszkiem i dobry kwadrans biegali tam i z powrotem po stromym zboczu.
Ja tymczasem szukałam w najbliższej okolicy obiektów do uwiecznienia. Pod zwaloną kłodą drzewną, gdzie było cieplutko i wilgotno, wyrosły czernidłaki błyszczące. Może nie były najpiękniejszymi przedstawicielami swojego gatunku, bo nieco się pozgniatały, a niektóre nawet popękały, ale były pierwszymi tegorocznymi czernidłakami i to im zapewniło długą sesję.
Obok jeszcze miodunkę i parę zawilców sfociłam, a następnie zakończyłam remisowym rozstrzygnięciem zawody w rzutach i przemieściliśmy się dalej.
Ja po stromych ścieżkach staram się schodzić jak najwolniej i jak najdelikatniej, żeby nie odczuwać skutków przeciążenia kolan przez najbliższy tydzień, ale chłopaki z góry zlatują jak najszybciej się da. Ze smutkiem stwierdziłam, ze ja kiedyś tez tak mogłam...
Na jednej z takich stromizn czekała na mnie nagroda za trud schodzenia właśnie tą trasą, a nie inną. Ze ściółki uśmiechnęły się do mnie piękne piestrzenice olbrzymie. Zaskoczyły mnie swoimi rozmiarami. Spodziewałam się raczej takich maleństw, maksymalnie dwu-, trzycentymetrowych, a one wyrosły już gigantyczne; największa miała ponad 10 centymetrów wysokości!
Nie pamiętam takiego roku, w którym wcześniej od dorodnej smardzówki znalazłabym piestrzenicę olbrzymią. A tu proszę! Smardzówka jedna, mikroskopijna dotychczas, a piestrzenice już są całkiem dorosłe!
Jeszcze ładniej wyglądałyby w otoczeniu miodunek, ale te ostatnie rosły zdecydowanie za daleko.
Jeszcze większym zaskoczeniem niż wyrosnięta piestrzenica olbrzymia był dla mnie grzyb blaszkowy - drobnołuszczak jeleni. Kiedy go zobaczyłam z odległości, był przykryty liśćmi i patyczkami. Byłam pewna, ze to jakiś nadrzewniak tam się skrył, ale po odgarnięciu ściółki grzybek odsłonił się w całej okazałości. Wcześnie jak na ten gatunek. Zazwyczaj pierwsze pokazywały się w kwietniu.
Dalej była kolejna zawilcowa polanka.
I tam wypatrzyłam pierwsze w tym roku twardnice bulwiaste, pasożytujące na korzeniach zawilców. W ich wypatrzeniu pomogły mi nowe okulary. MAm nadzieję, ze z takim wspomaganiem nie umkną mi również inne tegoroczne maleństwa.:)
Nie zabrakło tez czarki. One w tym roku sa dosłownie w każdym lesie i każdych zaroślach.
Kiedy po ponad trzech godzinach spaceru szliśmy już w kierunku wiślanego wału,na drodze stanęło chłopakom "epickie" drzewo, które natychmiast wykorzystali. Właściwie to Krzyś wykorzystał, bo Michałka rozsądek na spółę ze strachem powstrzymały. Przy okazji dowiedziałam się, ze Krzyś to przecież urodzony kaskader i żadna krzywda w czasie takich numerów stać mu się nie może.;)
Dalej już tylko niskie kłody las rzucił pod nogi.
Wiślanym wałem w stronę klasztoru można było już wrócić bez przeszkód, bo panowie pilarze skończyli zmianę i teren budowy stał się ogólnodostępny.
Michałkowi i Krzysiowi wcale się do domu wracać nie chciało. Przez dłuższą chwilę bawili się na skałkach nad Wisłą, a ja wspięłam się na skarpę u stóp klasztoru, gdzie kokorycze rozkwitły zdecydowanie bardziej niż w zacienionym lesie.
No i pięknie. Nie dość że świeciło słoneczko to i grzybki ciekawe wyrosły. A kwiatki cieszą oczy. I jak to dobrze ze macie takie leśno wędrownicze zamiłowania bo w lesie korona wirus nie straszny. Ponawiam zdr
OdpowiedzUsuńPozdrawiam oczywiście Menażerio
UsuńLas jest w obecnej chwili jednym z najbezpieczniejszych miejsc.:) I z każdym dniem jest w nim wiosenniej i piękniej. Pozdrawiamy słonecznie!
UsuńCześć! Byłem tam kiedyś i chyba teraz nie zlazłbym tym stromym zboczem, prędzej sturlałbym się do samego dołu:-). Piestrzenica piękna po prostu słodki giguś:)
OdpowiedzUsuńCześć! Z wiekiem stromizny stają się coraz bardziej strome. Ja też już wyrosłam ze schodzenia po takowych. W górę jakoś jeszcze daję radę, ale w dół już nie. Taka kolej rzeczy.:)
Usuń