Zostawiając Orawę i przyjeżdżając do Krakowa na parę dni, miałam ułożony w głowie szczegółowy plan działań, uwzględniający przede wszystkim konieczne działania pracownicze, umożliwiające kontynuację wiejskiego życia, ale i inne przyjemności w tym planie zostały ujęte. Oczywistą oczywistością są codzienne wizyty u koni, które mają w tym roku wyjątkowo długi sezon wakacyjny i nie robią nic poza jedzeniem i produkcją nawozu. Wcale sobie nie krzywdują z powodu wyeliminowania ze swojego życia pracy pod siodłem, ale dobrze im zrobiło przypomnienie obowiązków i końskich powinności. Plan ujął też grzyby, na które na Orawie w tym momencie nie ma co liczyć, czyli żółciaki siarkowe. I szczaw, którego na Orawie nie ma w takich ilościach jak na ruczajskich łąkach. A zupa szczawiowa jest na menażeryjnej top liście najlepszych zup.:)
Sobota. Poranek przeznaczony na działania zawodowe. Zleciał ekspresowo, ale wszystko zostało zwieńczone sukcesem. Przedpołudnie, to cudowne godziny spędzone z końmi. To znaczy - ja z końmi, Michałek i Krzyś na drzewach (wspinaczka jest ostatnio jedną z najlepszych atrakcji), a Pawełek na warsztacie w ramach odpoczynku od rodziny. Później szybki obiad i jazda na rowery na poszukiwania żółtego i zielonego.
Krzyś doskonale pamiętał, że najpierw należy uratować stary dąb będący pomnikiem przyrody. Każdego roku pomagamy mu przeżyć, zabierając pożerającego go żółciaka, ale on i tak coraz bardziej chyli się ku upadkowi.
W tym roku żółciak przypuścił konkretny atak i wysypał owocniki na wysokości od dołu do dwóch metrów, na połowie obwodu pnia. Były idealne do zbioru - żółciutkie, świeżutkie, soczyste i pachnące siarą.
Pozbieraliśmy co większe fragmenty owocników i wyszło tego od biedy ze cztery kilo. Wpakowałam pozysk do jednej sakwy rowerowej i pojechaliśmy na szczawiową łączkę.
Od ładnych paru lat zbieram tam szczaw, bo jest wyjątkowo piękny i nigdy nie widziałam tu ani śladu innego pozyskiwacza. A wczoraj przeżyłam szok - na łące było aż pięciu zbieraczy szczawiu! Pracowali w dwóch grupach dwuosobowych i i jednej jednoosobowej. Aż zadzwoniłam do Pawełka, śmiejąc się, że teraz mamy już taki dobrobyt, że nawet do szczawiu i mirabelek nam konkurencja wyrosła.:)
Michałek był oburzony, ze ktoś śmie zbierać "nasz" szczaw, ale za mocno nie pyskował, bo dla wszystkich łąkowego dobra było pod dostatkiem. Zabraliśmy się za robotę.
W siatce nie było tak widać ile tego szczawiu natargaliśmy, ale musiałam go upychać, żeby do dwunastolitrowego gara się zmieścił. Będziemy mieć zapas przecieru na szczawiówkę na cały rok.:)
Kiedy zakończyliśmy pozysk i ruszyliśmy na rowerach w stronę domu, spotkaliśmy niespodziewanie i przez przypadek koleżanki chłopaków, które również wybrały się na rowery. Dzieciom tak brakuje towarzystwa rówieśników, że nie było mowy, żeby ich rozdzielić. Zrobiliśmy więc małe zgromadzenie, dojechaliśmy nad staw Królówka i dzieciaki mogły się nacieszyć swoim towarzystwem, taplając się w błotku.
Na dziś też mam plan na jednego grzybka. Myślę od wczoraj intensywnie, który las wybrać, żeby dorwać pierwszego w tym roku ceglasia.:)
Dzień dobry, Mam takie wrażenie, że w tym roku żółciaki przypuściły zmasowany atak. Rosną niemalże wszędzie. Zamroziłam nawet trochę i ciekawa jestem co z tego będzie. Nigdy tego nie robiłam, bo zazwyczaj pozysk był konsumowany na bieżąco. No i gar zupy siarkowej :)) stoi w lodówce. Pozdrawiam, Inka
OdpowiedzUsuńDeszcz w odpowiednim dla żółciaków momencie spadł i dobrze to wykorzystały.:) Żółciaki spokojnie można mrozić; ja je zawsze przed zamrożeniem obgotowuję, żeby mniej miejsca w zamrażarce zajmowały.:) Smacznego żółciakowania i pozdrowienia serdeczne!
UsuńTrafiłaś na żółciaki w samą porę, reelka.
OdpowiedzUsuńUdało się.:)
UsuńA ja w tym tygodniu zrobiłem już dwa podejscia do żółciaków w ich dwóch ulubionych parkach i nic. Jeszcze nie wystartowały. Muszę jutro znowu sprawdzić by upolować właśnie takiego świeżego kurczaka jak Wasz 😀
OdpowiedzUsuńKomentarz mirabelkowy w sedno, parsknąłem (skoro byliśmy też w temacie koni) 😂
Dobre mirabelki nie są złe.:) I nalewka z nich zacna wychodzi. Pilnuj swoich żółciaków! Powinny wystartować, bo grzybiarze z całej Polski donoszą, ze już są i to w ilościach znacznych.:)
UsuńWitajcie. Szkoda ze ja nie mam żółciakowego swojego miejsca. Na szczaw w dawnych latach chodziłam ze śp mamą. Tez mieliśmy szczaw na całą zimę a bardzo była to lubiana zupa. Codziennnie pada u nas, niektorzy sie wkurzaja a ja sie cieszę że widmo straszliwej suszy sie oddala. Bo już ta ziemia jednak troche wypiła. Ciekawi mnie czy stan rzek sie poprawił, choć ciut. Dziękuję za żółciakowo szczawiowy spacerek. Pozdrawiam koniki i ich właścicieli
OdpowiedzUsuńEwciu! Może ktoś znajomy podrzuci Ci świeżego żółciaka? Raz Ci się chyba tak udało. Dobrze, że pada. JA nie zauważyłam, żeby wody więcej w większych rzekach było.:( Pozdrawiam niedzielnie!
UsuńA na mojej ogrodowej śliwie w tym roku nie ma corocznego żółciaka. Śliwa ani myśli mu się poddawać :D
OdpowiedzUsuńZa to śliwki dłużej będą się rodziły jak drzewko tak walczy o życie.:) Powodzenia w znalezieniu żółciaka na obcym drzewie.:)
Usuń