czwartek, 12 listopada 2020

Leśny marsz niepodległości


    Patriotyczne grzybobrania w dni 11 listopada maja bardzo długą tradycję, której kultywowanie przerwał na dwa lata Pawełek. Las przestał mu wystarczać i nosiło go po wielkich marszach miejskich. Rok korony sprowadził go jednak na właściwą drogę i mogliśmy wszyscy razem pójść do lasu. Pojechaliśmy do Jaworzna, a następnie, już na dwa samochody, do Katowic, gdzie rośnie piękny bukowy las.  Równocześnie z nami, na parking dotarła reszta śląskiej ekipy.

   Po szybkim powitaniu na parkingu ruszyliśmy w las, zachowując oczywiście odpowiednie odstępy między  uczestnikami leśnego marszu niepodległościowego.:)
    A trzeba było uważać, bo zaraz zaczęły nas atakować gigantyczne koronawirusy, które Michałek transmitował szybko do kolejnych osób. Takie potwory potrafią całkiem znienacka spaść z koron drzew, więc  trzeba było naprawdę uważać.
    Przemknęliśmy przez teren rażenia i znaleźliśmy się na alejce prowadzącej w głąb lasu. Paweł Stasiowski, niczym wódz prowadzący wojsko do walki, rozdzielił nas na oddziały, którym wyznaczył kierunek marszu.
    Znalazłam się w czteroosobowej grupie zwiadowczo - poszukiwawczej.
     Najcenniejszym znaleziskiem z tego etapu spaceru były opieńki, które wdrapały się na znaczną brzozową wysokość i stamtąd prowadziły obserwację okolicy. Widać było, ze drzewo, na którym wyrosły, ma sporo substancji odżywczych w ofercie, bo owocniki były gigantyczne, masywne i muskularne.
    Zostały docenione i uwiecznione.
     Dalej, choć las był piękny i wyglądał obiecująco, nie było na czym oka zawiesić. Dopiero po dotarciu do granic rezerwatu i połączeniu się z oddziałem żeńsko - dziecięcym, zaczęły się naprawdę ciekawe znaleziska. Paweł rozstawił kamerę, a my się uwijaliśmy pomiędzy bukowymi kłodami.
     A było na nich sporo do oglądania i uwieczniania. Przede wszystkich ogromne ilości soplówek bukowych. Mają tu doskonałe warunki do wzrostu. I tak sobie z Pawłem o tych soplówkach rozmawialiśmy i stwierdziliśmy, że gdyby w innych niż rezerwaty lasach nikt nie sprzątał powalonych drzew, to grzyby rosnące na takim substracie miałyby co zasiedlać i okazałoby się, że wcale nie są gatunkami rzadkimi.
    Większość soplówek bukowych była już podstarzała i nie prezentowały się tak jak w najlepszym okresie swojego życia,  niemniej i tak robiły wrażenie.
    Pomiędzy soplówkami pełno było również innych gatunków grzybów i śluzowców. Niektóre kustrzebki osiągnęły rekordowe rozmiary i wyglądały jak miski.
     Nie brakowało też moich ulubionych do focenia modeli - boczniaczków pomarańczowożółtych. Każdorazowo, przy spotkaniu z nimi, nie mogę się napatrzeć na te ich meszki na kapeluszach i grzybnię u podstawy trzonków. Najlepiej prezentują się, kiedy leżą do góry brzuchami.:)
      Chłopcy utworzyli swój własny pododdział do niepodległościowego marszu. Ich działania były tylko luźno skorelowane z całą akcją, ale niewątpliwie miały bardzo głęboki sens - kilkugodzinny odpoczynek od ślęczenia przy lekcjach na komputerze.
    Michał, Krzyś i Łukasz korzystali z każdej chwili wolności - gonili, skakali, prowadzili walki. I zupełnie nie wykazywali zainteresowania płcią przeciwną reprezentowaną przez Mają i Nelę. Dziewczyny już całkowicie wyrosły z dziecinnych wygłupów i spacerowały statecznym krokiem nie wdając się w zabawy chłopaków.
    Las dawał spore możliwości obserwacyjne i rekreacyjne. Dla mnie zawieszony nad ziemią pień porośnięty licznymi owocnikami smoluchy bukowej był obiektem do obfocenia, obejrzenia i podziwiania.
   Paweł z Markiem poszli szukać następnego ciekawego obiektu.

    W tym czasie oddział chłopięcy znalazł właściwe zastosowanie dla kłody porośniętej smoluchą. Była idealna do wspinania się i zeskoków. Zabawa w tym miejscu trwałaby zapewne dłużej, gdyby inne oddziały zatrzymały się, a nie znikały za linią drzew. Po piątym czy szóstym zeskoku pogoniłam wiec towarzystwo w dalszą drogę.

    Następna ciekawa kłoda drzewna leżała na ziemi. Tu chłopcy sprawdzali, co się pod niż kryje. Niektórzy z Was pewnie widzą co, inni się domyślają, a dla niektórych znalezisko będzie niespodziewajką. :) Odkryję ją w następnym wpisie.
    Najdokładniej miejscówkę pod zwalonym drzewem sprawdzał oczywiście Krzychu, czego efektem był jesienny wystrój czapki.
    Na sąsiednich kłodach również kwitło grzybowe życie. Pięknie zaczęły rosnąć galaretnice. Teraz przychodzi ich czas - chłodno i bardzo, bardzo mokro. To jeden z grzybów, których każdy owocnik jest inny. Dwóch takich samych nie da się znaleźć.
    Obok, na wpół złamanym pniu drzewa rozsiadła się piękna soplówka bukowa. To był najmłodszy i najładniejszy owocnik spośród wszystkich spotkanych na spacerze.
    A pod nią wyrosły trujące hełmówki obrzeżone (obecnie hełmówki jadowite).
     Marsz zbliżał się do finiszu. Szliśmy już w kierunku samochodu. Oczywiście w podgrupach, żeby w razie ataku nie wszystkich dopadli niewidzialni wrogowie czyhający w koronach.;)
     Zanim doszliśmy do parkingu jeszcze małe zaskoczenie nas dopadło - purchawki z poczuciem wyższości. Wyrosły na pniu żywego drzewa na wysokości ponad dwóch metrów. Jeszcze w życiu nie widziałam, żeby ten gatunek tak się wywyższał.
Pod drzewem z purchawkami usadowiły się poskręcane lakówki ametystowe.
To już ostatnia prosta przed parkingiem. Na chwilę zrobiło się pusto, ale ogólnie w lesie sporo narodu się zebrało, żeby narodowe święto uczcić.
     Doszliśmy do parkingu, gdzie poprosiłam uczestników o pozowanie do wspólnego zdjęcia.
Pomachaliśmy flagami.
Marek miał największą.:)
    Jeszcze chwila i trzeba się było rozstać. Mocna śląska grupa pojechała na ognisko, a my do Krakowa. Michał miał po południu trening na ściance, a Pawełek musiał popracować. Nie mogliśmy na dłużej zostać z leśnymi znajomymi. Acha! A ja miałam do obróbki pozysk, ale o tym jutro.:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz