Podczas jednej z ubiegłotygodniowych burz, która naszą, Wielką Lipnicę ominęła, miałam nieodparte wrażenie, że cała woda zgromadzona w czarnych chmurach, wylała się nad lasem w sąsiedniej Lipnicy Małej. Oczami wyobraźni widziałam już te borowiki, koźlarze i podgrzybki stojące wzdłuż drogi, którą ja wolnym przemierzać będę krokiem, co chwilkę się schylając i koszyk dobrem leśnym napełniając...
Wyobraźnia, wiadomo, wielka rzecz i tak potrafi człowieka przykręcić, że mu się wydaje, że niewiele potrzeba, aby jawą się stała. Odczekawszy zatem kilka dni, uzbrojeni w koszyk (ponieważ mimo wszystko jestem realistką, nie wzięłam dwóch) i scyzoryki, pojechaliśmy na łowy do Małej Lipnicy.
Parking wysuszony jak podczas poprzednich wizyt nie nastrajał optymistycznie, ale nie tracąc ducha, ruszyliśmy w las. Niestety, okazało się, że cała oferta, jaką miał dla nas, sprowadziła sie do kilku raptem grzybków. Jako pierwsze wpadły nam w oczy gołąbki wypychające się z trudem spod stwardniałej ziemskiej skorupy.
Na drugiej półce leśnej oczekiwały dwa koźlarze świerkowe, które sprawiły mi sporo radości, bo były wyjątkowo dorodne i tylko lekko popękane na kapelutkach. Nie naruszyły ich nawet ślimaki, które też już chyba nie wyrabiają w tej suszy i poszukały sobie jakiegoś bardziej przyjaznego miejsca do przetrwania niż przesuszony las.
Jednym z ciekawszych znalezisk był borowik ceglastopory, który usadowił się na patyczku niczym jakiś nadrzewniak. Jeszcze chyba nie znalazłam przedstawiciela tego gatunku, który rósłby w ten właśnie sposób.
Spośród grzybków niezjadliwych najliczniej reprezentowane były pięknorogi i borowiki żółtopore, którym udawało się przecisnąć na świat w przedziwnych miejscach. Zawsze podziwiałam siłę z jaką owocniki grzybów kapeluszowych potrafią podnosić kamienie czy rozpychać korzenie drzew pod którymi rosną.
Szybko pożegnałam moje wyobrażenia o pełnym koszyku i już bez ciśnienia spacerowaliśmy sobie po lesie korzystając z jego uroków. Michał z Krzychem całkowicie porzucili wypatrywanie grzybków, których nie było na rzecz skakania przez rowy, włażenia na pieńki i zdobywania leśnych wzniesień. Z radością zauważam, że są coraz sprawniejsi, a wypracowana na spacerach kondycja pozwala im przemierzać coraz większe odległości podczas naszych wędrówek.
Dotarliśmy do strumyka, który jest już tak płyciutki, że nawet statki z listków zatrzymują się na podwodnych rafach tuż po starcie. Szeroko w normalnych warunkach rozlane wody skurczyły się do cieniutkiej strużki, którą można pokonać jednym dłuższym krokiem.
W roślinkowo - kwiatowym świecie zrobiło się już całkiem jesiennie. Na przylegających do lasu łąkach zakwitły pierwsze zimowity, przy drogach niebieszczeje goryczka, a na nasłonecznionych polanach wrzosy spieszą donieść, ze to wrzesień szybkim krokiem się zbliża.
A wśród wrzosów można zalec i snuć marzenia o kolejnych wyprawach i niepowtarzalnych zabawach.:)
Bukownica okolice Hedwiżyna-
OdpowiedzUsuńBlisko Biłgoraja-
Było kiedyś tyle borowików ceglastoporych ze na wywrotkę tylko nabrać - nikt ich nie zbiera - Boja się że to szatan
trasa z Biłgoraja w stronę Zamościa
Gdyby była Pani w tych okolicach i znała tam kogoś kto byłby przewodnikiem to warto
wejśc i szukać tylko gdy jest ich wysyp -Pozdrawiam Serdecznie
Na Orawie też wiele osób nie zbiera borowików ceglastoporych. Przykre jest to, że często niszczą grzyby, których nie biorą.
UsuńW okolicach Biłgoraja byłam tylko raz, aby kupić konia.:) Przy okazji nazbierałam kań na łąkach. To jednak dość daleko od Krakowa, więc wyjazd jednodniowy raczej odpada.
Niemniej dziękuję bardzo za namiary; na pewno o nich nie zapomnę. Pozdrawiam serdecznie.:)