Kiedy już znaleźliśmy i obfotografowaliśmy berłóweczki, obeszliśmy najbliższą okolicę i doszliśmy do wniosku, ze to zdecydowanie za krótki spacer. Pawełek zaproponował, żebyśmy podjechali w jakieś znane nam miejsce w najbliższej okolicy. Ja wolałam zrobić rekonesans w nowym dla nas miejscu. W ten sposób trafiliśmy do Uroczyska Tyniec.
Nazwę tego miejsca wyczytaliśmy na tablicy informacyjnej, która została "uzupełniona" przez miejscowych "wieśniaków". Michałek poczytał co nam wolno, a czego nie - oczywiście obydwaj chłopcy zauważyli, że po tym lesie nie wolno jeździć na koniach.
Na kilkudziesięciu metrach w głąb lasu leżało sporo pozostałości po "turystach", ale nieco dalej było już całkiem przyjemnie. W oczy rzuciły nam się wielkie bazie, zdecydowanie większe od tych, które dotychczas spotykaliśmy. Osadzone na nich kropelki nocnej mgły srebrzyły się uroczo w promieniach zaczynającego porządnie przygrzewać słoneczka.
Chłopcy nabrali rozpędu i gnali leśnymi ścieżkami jak szaleni - udzielił im się wiosenny nastrój całej natury rozbrzmiewającej radosnym ptasim śpiewaniem.
Pierwsze ciekawe znaleziska wpadły w Michałkowe łapy - wapienne kamyki przecudnej urody. Jeden nawet z dziurką.:) Obok takiego cacka żaden chłopiec obojętnie przejść nie może, więc kamienie trafiły do kolekcji innych skarbów zgromadzonych w kieszeniach.
Nieco dalej ja znalazłam swoje skarby - przepiękne rozszczepki pospolite. Ten często spotykany grzybek jest tak uroczy jak co najmniej kamyk z dziurką, więc tym razem ja nie mogłam przejść obojętnie i musiałam strzelić parę fotek.
Trafiła się też walentynkowa różyczka wrośniakowa,kilka egzemplarzy kisielnicy kędzierzawej
i pojedyncze trzęsaki pomarańczowożółte.
Równe szpalery nasadzonych drzew przyciągnęły uwagę wszystkich członków menażerii. Robiłam zdjęcia ja, robił Pawełek. I jak zwykle przy takich widokach bywa, obraz zazwyczaj przechyla się w jedną stronę. Ale jedno zdjęcie udało mi się wypoziomować prawie perfekcyjnie.:)
Idąc dalej natrafiliśmy w końcu na pozyskowe grzybki. Na kilku pniaczkach rosły młodziutkie zimówki. Po obfoceniu trafiły do płóciennego zasobnika, a następnie do zupy flamulinkowej.:)
Wypatrywaliśmy oczywiście również śladów nadchodzącej wiosny. Opróczz wyrośniętych baziek trafiły się pierwsze zielone listeczki na gałązkach czarnego bzu oraz... ...całkiem żywa i sprawna dżdżownica. Wiosna jest tuż - tuż i do drzwi puka już.:)
A ja zimóweczek nie znalazłam żadnych tylko uszaki mi pięknie i obficie się pokazują.
OdpowiedzUsuńRobię to jadełko według Twego przepisu - zaskoczyło !!!! LUBIĄ TO
Buziaki Ewa
Ewa! Uszaki są wyśmienite - korzystaj z nich, póki są. Jak nie możesz zjeść wszystkich - wysusz. Widziałam ostatnio w sklepie suszone grzyby mun - 3 gramy za piątkę! Z jednego ucha większego tyle wyjdzie. :)
Usuń