Od dłuższego czasu w naszych orawskich lasach można znaleźć mleczaje jodłowe, które wcześniej zwane były mleczajami późnojesiennymi, a niemal wszyscy nazywają je po prostu rydzami. Smakiem niewiele różnią się od najprawdziwszych rydzów, które rosną pod sosnami.
Wiem, że dla wielu poszukiwaczy grzybów rydze są jednym z cenniejszych trofeów, a mnóstwo osób przepada za ich smakiem. Osobiście zdecydowanie wolę zjadać inne gatunki grzybów, ale przecież nie zostawię w lesie uśmiechających się do mnie pomarańczowych owocników. A jak już się znajdą w koszyku, mają zapewnioną obróbkę i wykorzystanie - małe owocniki trafiają do marynaty (nigdy tych słoiczków nie jest za dużo, bo chętnych na rydze wśród znajomych nie brakuje), a te większe trzeba zjeść. Najbardziej pasuje nam wersja w panierce. Tym razem przygotowaniem grzybów na kolację zajęli się Michaś z Krzychem, a ja pilnowałam tylko, żeby nie doszło do panierkowej wojny i robiłam dokumentację.:)
Umyte kapelusze rydzowe posoliłam samodzielnie, bo chłopcy mają tendencję do sypania wszystkiego w ilościach jak największych, więc dla bezpieczeństwa dalszego procesu kulinarnego, wolałam to zrobić za nich.
Dalsze czynności "paniernicze" odbywały się na stole balkonowym, gdzie najłatwiej posprzątać pozostałości po dziecięcej działalności kucharskiej. Najtrudniejsze okazało się pozyskanie wolnej przestrzeni, gdyż na stole trwały prace budowlane prowadzone przez całą ekipę podwórkową. Niełatwo było tez domyć ręce małych kuchmistrzów.
Trudności zostały pokonane, chłopcy przygotowali sobie samodzielnie wszystkie składniki potrzebne do panierowania i przystąpili do pracy.
Żeby panierka była chrupiąca i nie odchodziła od grzybów, trzeba ją bardzo starannie nałożyć, dbając o to, by poszczególne składniki tworzyły odpowiednio grube warstwy.
Chłopcy doskonale się bawili obtaczając rydzowe kapeluchy kolejno w mące, roztrzepanych jajkach i tartej bułce.
Efektem tej działalności był talerz pięknie opanierowanych grzybów, zaciapany stół i podłoga balkonowa, Michaś wyglądający jakby wyszedł z młyna i Krzyś z włosami posklejanymi jajkiem.
Zanim przystąpiłam do smażenia rydzowych kotletów, doprowadziłam do używalności balkon, a chłopców do wyglądu umożliwiającego pokazanie się w miejscach publicznych.;)
Kilka osób poczęstowanych naszymi grzybami stwierdziło, że są przepyszne. Nam też smakowały.:) Jak już nazbieracie rydzów, spróbujcie ich w tym wydaniu - warto.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz