Sierpień to miesiąc eksplozji grzybowych wspaniałości w orawskich lasach. Wyjątkiem był ubiegły rok, kiedy upalne lato zahamowało rozwój owocników i lasy świeciły pustką. W tym roku wszystko wróciło do normy i w moich lasach jest z każdym dniem bardziej kolorowo - ogromne ilości wszelkich niejadalnych grzybów sprawiają, że leśne spacery są jeszcze przyjemniejsze. Wśród wielu, wielu gatunków są również te należące do rzadkości. Wiem, że większość z nich już pokazywałam, bo spotkaliśmy je również w lipcu, ale są tak cudne, że warto je obejrzeć zamiast kolejnych borowików, koźlarzy czy pieprzników (newsów o nich też pewnie nie zabraknie:)).
Dostateczna ilość wilgoci sprawia, że kolczakówki kropliste (kolczakówki piekące) rosną obficie i są bardzo bogato "wykropelkowane".
Na jednym stanowisku można obserwować owocniki w różnym wieku - od młodzieniaszków po w pełni dojrzałe egzemplarze. Starsze owocniki nie są już tak barwne, nie mają kropelek. Jeśli spotkacie takie dojrzałe kolczakówki, warto zapamiętać miejsce i w następnym roku sprawdzić czy nie ma młodszych, jeszcze kropelkowych. Gatunek ten jest bardzo wierny miejscu wzrostu; zauważyłam nawet, że owocniki wyrastają w kolejnych latach w takich samych grupach - np. trzy rzędy owocników rosnące jeden pod drugim - na jednej miejscówce już chyba trzeci raz wyglądają jak ożywiony kadr z poprzednich lat.
Rosną nadal płomykowce galaretowate, ale jedno z "moich" stanowisk zostało zdewastowane - ktoś, najprawdopodobniej wprost z samochodu wywalił tam co najmniej trzy wory śmieci. Wypatrywanie małych grzybków między zwiniętymi pampersami, plastikowymi butelkami i innymi resztkami nie jest przyjemne.:(
Rośnie też kolejne pokolenie wilgotnic czerniejących. Sierpień i wrzesień to najlepsza pora na wypatrywanie tych kolorowych grzybków, więc rozglądajcie się za nimi podczas wędrówek na skrajach lasów, na łąkach i pastwiskach.
Pojawiły się również siedzunie jodłowe. Są zdecydowanie rzadsze od swoich krewniaków rosnących pod sosnami. Nie jest też tak smaczny, dlatego nie warto go pozyskiwać, bo wrażenia smakowe w przypadku tego gatunku są mizerne.
Siedzunia jodłowego spróbowałam lata temu, kiedy znalazłam świeżo kopnięty owocnik (to się w "moich" lasach zdarza niezmiernie często - pozyskiwacze runa leśnego niszczą wszystko nieznane na swojej drodze). Zamarynowałam wtedy słoiczek i zrobiłam trochę sosu (owocnik nie był zbyt duży, więc były to ilości jedynie "do spróbowania"). Okazało się, że w obydwu potrawach grzybek jest twardy i gumowaty, niesmaczny.
Jeżeli zatem spotkacie takiego grzybka rosnącego pod jodłami, zostawcie go na miejscu - niech zdobi las.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz