Jechaliśmy powoli, kosiliśmy po drodze boczniaki i chociaż wydawało się, ze nigdy nie dojedziemy, dojechaliśmy! Paweł z Mają czekali już na nas na parkingu. Zapakowaliśmy gospodarzy do naszych wozideł (Maja z Michałkiem i Krzychem w przedziale cargo, Paweł z Kopercikami). Za przewodem gospodarza pomknęliśmy do lasu, w którym miały na nas czekać stada gęsi.
Jaworzno otoczone jest lasami, więc daleko już się nie musieliśmy przemieszczać - parę kilometrów i porzuciliśmy automobile koło cmentarza. Dalej ruszyliśmy piechotą.
Pokonanie szlabanu zajęło dobrą chwile, bo szturm trzeba było kilkakrotnie powtarzać w ramach ćwiczeń poligonowych.
Tę przerwę wykorzystali prawdziwi Polacy na wzmocnienie animuszu i wyostrzenie wzroku. Tarninówka w wydaniu Ani jest wyborna (smakowałam przy innej okazji) i wpasowała się doskonale wpasowała się w klimat patriotycznego grzybobrania.
Nasz przewodnik darł ostro w stronę gąskowego eldorado, nie zwracając zbytnio uwagi na "dobrości", jakie wyrosły przy drodze. Ja z Anią robiłyśmy na razie za maruderów, więc nie umknęły nam przydrożne zimówki.
Te dwie sztuki doskonale prezentują cechy gatunkowe dojrzałych owocników - kolorystycznie i pokrojowo to atlasowe okazy. Ale Ania, która zimówki dopiero poznaje zwróciła uwagę przy kolejnym znalezisku na to, że młodsze owocniki nie mają takich aksamitnych, czarnych trzonów.
To fakt. Ja znam zimówki już od lat i dla mnie jest niejako oczywiste, ze młodsze mają trzony w kolorze kapelusza, ale dla kogoś, kto je dopiero poznaje, to istotna informacja. Te pierwsze nie były jedynymi zimówkami na trasie do gąsek - na konarach zwieszających się nad bagienkiem dorwałyśmy jeszcze kilkanaście sztuk - niby niebogato, ale zawsze coś.:)
Kolejnym gatunkiem przydrożnym, jaki znalazł swoje miejsce w koszyku, był podblaszek gromadny. Ania nie próbowała również tego gatunku, ale wzięła grzybki do siebie, żeby spróbować ich smaku.
Dotarliśmy do gąskowego terenu, który był Eldoradem, ale jakiś czas temu. Świadczyły o tym nie tylko relacje Pawła, ale również ślady po tabunach grzybiarzy, którzy nawiedzli miejscówkę wcześniej niż my. Miejscami leżało po kilkanaście obciętych trzonów w jednym punkcie, a punktów takich było sporo.
Po tym kawałku lasu buszowali nie tylko dwunożni pozyskiwacze, ale i stada dzików, które najwyraźniej również lubują się w gąskowym smaku. Szukaliśmy gąsek podobnie jak one, rozgrzebując liście w miejscach przypuszczalnej obecności grzybków.
Raz się udawało utrafić, innym razem nie. Zdecydowanie najlepiej poszukiwania szły naszemu gospodarzowi, który ma wprawę w wyszukiwaniu niewidocznych gąsek w swoim lesie. Po jakimś czasie i nam szło równie dobrze.
Krzychu wypracował najlepszą metodę działania - biegł do każdego, kto akurat coś znalazł i brał wszystko albo znajdował cokolwiek w pobliżu. Czasem musiał włożyć sporo wysiłku w dotarcie do wybranego punktu.
Starałam się wytropić jak najwięcej grzybków, niekoniecznie tam, gdzie znajdował je Paweł i też swoją metodę wypracowałam - tam, gdzie były wyciete trzony, zawsze coś jeszcze na mnie czekało.:)
Sporo gęsiny było również w miejscach rozkopanych przez dziki. Niektóre grzybki były przewrócone i obgryzione, ale trafiały się równiez takie rosnące w pełnej gąskowej krasie.
Oprócz gąsek niekształtnych na tym terenie rosły jeszcze pojedyncze gąski zielonki (ja nie znalazłam ani jednej) oraz wodnichy późne. Dziwiłam się, ze jest ich tak niewiele, bo z wielu rejonów dochodziły mnie słuchy, że w tym roku rosną gromadnie. Tymczasem w lesie naszego grzybobrania były tylko jednostki, chociaż teren dla nich idealny.
Na terenie gąsko-wykopywania rozegrały się tez dramatyczne sceny. Kiedy dojechaliśmy do Jaworzna, nasz gospodarz rzucił hasło, że do kolejnego lasu dzieci nie muszą iść, tylko mogą zostać z mamą Mai i Neli w domu. Nie bardzo miałam ochotę podrzucać chłopaków (wiem, ze są grzeczni, ale wiem też co znaczy czwórka dzieci w domu), więc powiedziałam, ze nie pójdą do dziewczyn do domu. Zaczął się lament, nie tylko Krzysia i Michałka, ale i Mai. Uległam. Na hasło, ze jednak pójdą męczyć ciocię Iwonkę, dzieciaki natychmiastowo zameldowały się na drodze prowadzącej do parkingu.
Cóż było czynić... Koszyczek pełen gąsek również stanął na drodze, na którą powolutku wytaczali się wszyscy uczestnicy patriotycznego grzybobrania.
Zanim jednak ruszyliśmy do wyjścia z lasu, obfociłam trzy gatunki gasek w ramach porównania. Od lewej: gąska ziemista, zielonka, niekształtna.
Teraz widok z boku - od lewej - gąska niekształtna, zielonka, ziemista.
I od strony blaszek. Znowu od lewej - gąska niekształtna, zielonka, ziemista. Muszę dodać, ze gąski ziemiste znaleźli Pawełek z Robertem, którzy opuscili całe grzebiące w listowiu towarzystwo i zwiedzali nieco dalsze okolice. Zabrali tylko trzy sztuki, bo nie byli pewni, co znaleźli. Gąski ziemiste dołączyły do swoich szlachetniejszych krewniaczek - są również jadalne, ale zdecydowanie mniej smaczne.
Jako ostatnia na drodze zameldowała się Ania, która do ostatnich sekund pracowała nad zapełnieniem swojego wiaderka (następnym razem będzie już miała koszyk:)).
Słoneczko rozpromieniło jesienne widoki, więc było na czym oko zawiesić.
Maja z Krzychem oddali patriotyczne skoki.
A na koniec okazało się ze na samym początku to nikt się dobrze nie rozglądał - Krzyś wypatrzył małą kępkę boczniaków rosnących tuż przy drodze, metr od wejścia do lasu. Wszyscy tamtędy przeszliśmy i nikt tych boczniaków nie zauważył...
Efekty dotychczasowego grzybobrania zostały umieszczone w bagażniku.
Dzieci załadowały się samodzielnie, spiesząc się do domu Mai i Neli.;) A my, dorośli, szykowaliśmy się na dalsze świętowanie dnia niepodległości, tym razem w rydzowym lesie.
Resztę jesiennych grzybków chyba przysypało. U nas biało.:(
OdpowiedzUsuńPołączone przyjemne z pożytecznym i w tak radosnej atmosferze
OdpowiedzUsuńO tak! Wesoło było bardzo.:)
UsuńOj piękne zdjęcia jesiennego lasu,jakie kolory,fajne spacerki.Koszyczki rewelacja a pewnie kolacja smakowała wybornie,w listopadzie świeże grzybki jedzą nieliczni.dopiero teraz z internetu dowiaduje się że w takim okresie można zbierać grzyby niektórzy pod śniegiem,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo był chyba ostatni dzień na jesienne kolory - Teraz już biało w lesie i tylko wygrzebywanie grzybków spod śniegu pozostało.:) Pozdrawiamy Ewo serdecznie1
Usuń