Gęsina na świętego Marcina leżała już bezpiecznie w koszykach umieszczonych w bagażnikach, dzieci zostały podrzucone cioci Iwonce, która, jak oświadczył Paweł jaworzański, kocha wszystkie dzieci w ilościach wszelkich, a reszta towarzystwa wyruszyła do kolejnego lasu, w którym naszz gospodarz miał nasadzić rydzów nie do wyniesienia. Pojechaliśmy jednym samochodem. Atmosfera była coraz gorętsza.
Teren, do którego przyprowadził nas Paweł, był podobny do Pustyni Błędowskiej. Trochę żałowałam, że dzieciaki zostały w domku Mai i Neli, bo miałyby w tym piaskowym lesie niezłą zabawę i mnóstwo uciechy.
Przeszliśmy przez niemal odkryty, płaski, piaszczysty odcinek trasy (przewodnik darł naprzód bardzo szybko, więc nawet nie bardzo był czas na rozejrzenie się za ciekawostkami po pustynnym terenie). Dotarliśmy nad rów wypełniony wodą i błotem. Rosły tam pochylone nad wilgotnością wierzby usiane zimóweczkami (płomiennicami zimowymi). Zaczęłyśmy je z Anią skubać, ale Paweł poganiał dalej - na górkę, tam,gdzie czekają na nas rydze.
W przelocie złapałam jeszcze maleńkie trzęsaki mózgowate, które wyrosły na leżącej na mokrej ziemi gałęzi sosnowej. Później musieliśmy się przeprawić przez wypełniony błotnistym szlamem rów.
A po drugiej stronie powitały nas stada gąsek. Przed szereg wypchnęły się te, których, mimo starań, nie udało mi się zidentyfikować. Wyglądały ładnie i to na ten moment musi mi wystarczyć. W wolnej chwili jeszcze poszperam w celu nadania im pełnego imienia.
Tuż za nimi ustawiły się w szeregach i kręgach gąski ziemistoblaszkowe, najczęściej pomijane przez grzybiarzy. Uważam, że niesłusznie, bo są to całkiem smaczne grzybki, nadające się na sos czy zupę. Zebrałyśmy z Anią trochę tych gąsek. Zrobiłam z nich dwa słoiczki marynaty; sprawdzimy jak będą smakowały w takim wydaniu (nigdy wcześniej ich nie marynowałam).
W trzecim szeregu czekały pięknie wyrośnięte zielonki. Dorwała je Ania.
Wciąż nie mogliśmy wytropić ani jednego rydza! A to właśnie one miały być bohaterami tego lasu. Zarzuciłam nawet Pawłowi, że obiecał nasadzić rydzów tyle, żebyśmy mieli czym koszyki napełnić, ale wybrnął pięknie broniąc się przed zarzutem niedopełnienia "obowiązku" gospodarskiego. Oświadczył, że rydze czekały przygotowane dwa tygodnie wcześniej, kiedy mieliśmy na nie przyjechać, ale choroba Michałkowa zatrzymała nas w Krakowie.
Przyjęłam tłumaczenie z wyrozumiałością, szczególnie, że na horyzoncie pojawiło się coś pomarańczowego. W efekcie po półgodzinnym przedzieraniu się przez sosnowy młodnik dopadłyśmy z Anią po trzy sztuki. Nie było tego za bogato, ale jakby na to nie patrzeć, rydze zostały "zaliczone".
Po przeszukaniu wskazanego przez Pawła terenu rydzowego nadal przedzierałyśmy się z Anią przez chaszcze, dokładając do koszyków pojedyncze gąski wszelakie i gąsówki nagie. Panowie od dawna przemieszczali się wygodnymi drogami, podgrzewali atmosferę, śmiali się i dyskutowali na tyle głośno, ze bez problemu mozna ich było zlokalizować.
Kiedy dotarłyśmy do nich, umacniali swoją przyjaźń krakowsko-krakowską i krakowsko-jaworzańską, obłapiając się na misia. Nie kryli też zachwytu, że ktoś uwiecznia ich radosne świętowanie dnia niepodległości.
W drodze powrotnej Paweł co rusz nurkował w lesie wynosząc kolejne grzybki, a Robert podążał za nim z paliwem podtrzymującym chęć do dalszych działań.;)
Na koniec była sesja kończąca grzybobranie i pojechaliśmy po dzieciaki.
Kiedy Pawełek poszedł przekonywać Michałka i Krzycha do ubrania się i powrotu do domu, my z Anią podzieliłyśmy łupy z patriotycznego grzybobrania - żeby kazdy miał co obrabiać do upadłego.:)
Pawłowi w Jaworznie też coś zostało - nowe, odkryte podczas patriotycznego grzybobrania stanowisko boczniaka ostrygowatego. Maluszki zostały na miejscu i będą sobie rosły do rozmiarów słusznych, aż je Paweł pozyska.:)
Wróciliśmy do Krakowa, żałując troszkę, że ten piękny listopadowy dzień był taki krótki. Dziękujemy wszystkim uczestnikom spotkania za cudne chwile spędzone razem w lesie. I do następnego grzybobrania!
Paweł,bo to na mróz
OdpowiedzUsuńFantastyczne spotkanie a do tego jeszcze koszyczki ze świeżymi grzybami,cóż chcieć więcej
OdpowiedzUsuńZawsze można chcieć więcej grzybów.;)
UsuńNie tylko Tobie Pawełku.:) Tak to już z tym mrozem jest - pić się chce!
OdpowiedzUsuń