Wyjście na zimowe grzybobranie to nie tylko okazja do napełnienia koszyków mrożonkami, spotkania z równie zakręconymi znajomymi czy poszukiwania nadrzewnych cudeniek rosnących cały rok. To także okazja do naleśnienia, złapania oddechu przed nowym tygodniem pełnym obowiązków, a dla dzieciaków okazja do swobody, szaleństw i wyładowania nadmiaru energii. Zapraszam na parę leśnych chwil w zaśnieżonym, mroźnym lesie.
Dzień przed niedzielnym wyjazdem na pozysk pieprzników trąbkowych byliśmy po południu na Krakowskim Rynku, żeby pokazać chłopakom trochę miasta, a nie tylko lasy, pola, łąki i konie.;) Przez całe nasze chodzenie po świątecznym jarmarku byłam skupiona wyłącznie na trzymaniu małych łapek, żeby mi się chłopcy w tłumie nie pogubili. Niewiele zobaczyłam i w bardzo szybkim czasie czułam się tak przytłoczona ilością ludzi i zmęczona pilnowaniem dzieci, że praktycznie po kwadransie miałam najwyższą ochotę uciec stamtąd.
I właśnie to wrażenie z miasta uderzyło mnie w lesie, kiedy swobodnie maszerowałam w kierunku grzybowych miejsc, zupełnie nie przejmując się tym, co robią Michałek z Krzychem. Nawet kiedy znikali mi z pola widzenia, wiedziałam, ze nic im nie grozi, że nie zginą, że nikt nie zrobi im krzywdy. Las to dla nas środowisko naturalne, bezpieczne i przyjazne.
Odrywając się co jakiś czas od koszenia "trąbeczek", łapałam w kadr ulotne słoneczne promienie przedzierające się przez korony wysokiego lasu i oświetlające zimową ściółkę. Łapałam też Michałka i Krzysia, którzy dokazywali aż miło.
Kiedy zeszliśmy z drogi, na której było znacznie więcej śniegu niż pod drzewami, chłopcy też sie nie nudzili. Skakali i biegali, dzięki czemu nie było im zimno.
W ruch poszły też leśne "bronie" pozyskane ze ściółki. Za ich pomocą rozegrane zostały liczne pojedynki, w których każdorazowo zwycięzcą był Krzyś. A jeśli ktoś ośmielił się twierdzić inaczej, kij znowu stawał się rycerską bronią.
W przerwach między kolejnymi walkami ratowałam wojowników gorącą herbatką z termosu.
Zostawiamy dzieciaki ich zabawom i rozejrzyjmy się za grzybkami innymi niż pieprzniki trąbkowe. Ta wysuszona i zmrożona lakówka stała na straży i zastąpiła nam drogę, kiedy z leśnego duktu wkraczaliśmy w las.
A dalej były kolejne nie-koszykowce w zimowych ubrankach śniegowych. Takie grzybowe bałwanki.
Niektóre grzybki, jak na przykład ta żagiew zimowa, pod warstwą śniegu miały dodatkowo lodowe skorupki. W przeciskających się do dna lasu promykach iskrzyły się przepięknie.
Ja zbierałam i fociłam grzybki, Pawełek robił zdjęcia całej reszcie stworów leśnych. Dzięki temu mam dokładnie udokumentowane zabawy chłopaków.;)
W oczekiwaniu na najbliższą niedzielę i kolejny rodzinny leśny spacer - reklama gabinetu dentystycznego z Michałkiem w roli głównej.;)
To dla mnie takie nowe,zabawy w lesie w grudniu ,i fantastycznie się to ogląda i czyta.Grzybki w śniegowej czapeczce,śliczniutkie.A wszystko przebiła reklama stomatologa hii,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚnieg poznikał. Grzybki po rozmrożeniu już nie będą tak uroczo wyglądać - dokonają żywota w lesie, na swoich miejscach. Zostaną tylko te rosnące głęboko w ściółce i nadrzewniaki. Ale las zawsze czeka z otwartymi drzwiami na nas.:)
Usuń