Opuściliśmy las opanowany przez kielonki i ruszyliśmy za naszym przewodnikiem w stronę Jaworzna. Po drodze zatrzymaliśmy się w wiele obiecującym, topolowym lasku. Mimo poszukiwań prawie na czworakach, nie znaleźliśmy tam nic oprócz leśnego szczypiorku. Pozyskaliśmy go po wiązeczce, a Michaś i Krzyś poskubali zieleniny prosto z kępek. Dno lasu pokryte było bardzo grubą warstwą suchych liści i jest wielce prawdopodobne, że smardzówki jeszcze się tam pojawią, tylko muszą przebić się przez warstwę ochronną. Stąd pojechaliśmy już na prywatne miejscówki Pawła, gdzie, według zapewnień, miało nie braknąć grzybków do pochwycenia na aparatowe karty.
Dotarliśmy do lasu nad rzeczką, w którym jeszcze nie byliśmy. Na pierwszej miejscówce smardzówkowej okazało się, że dziki nas uprzedziły i tak dokładnie przeryły ściółkę, że nic w niej się nie ostało. Uznaliśmy zgodnie, ze nie ma się czym przejmować, tylko trzeba iść dalej.
Na drugim stanowisku malutkie smardzóweczki czekały na nas wystawiając główki z ziemi. Kiedy ja fotografowałam modelki rosnąca na skraju zagajnika, chłopcy szukali kawałek dalej. I nagle rozległ się triumfalny ryk Krzysia - "Mam! Mam smardza!"
Wszyscy rzuciliśmy się oglądać Krzychowe trofeum. Obok największej sztuki (tak z 5 centymetrów) rosły jeszcze dwa maluchy. Drugiego smardzyka wypatrzył Michałek. Obfocilismy to, co udało się dostrzec i nie grzebaliśmy dalej w ściółce, żeby nie poniszczyć maleńkich owocników, które tam na pewno czekają przyczajone na swój właściwy czas.:)
To nasze pierwsze tegoroczne smardze stożkowate. Znaleźliśmy je tylko i wyłącznie w tym jednym miejscu. Oby to był dobry początek sezonu smardzowego 2017.
Na koniec został nam las znany już z ubiegłorocznej wiosennej wizyty w Jaworznie. To w nim fotografowaliśmy setki smardzów podczas naszego pierwszego spotkania z Pawłem jaworzańskim. Tutaj byliśmy już prowadzeni do kolejnych rarytasów grzybowych jak po sznurku - Paweł zrobił wcześniej kilka rekonesansowych wycieczek i teraz pokazywał nam swoje grzybki, nie dając wielkich szans na samodzielne poszukiwania.
Były krążkownice. Jeszcze nie tak dawno temu, napisałabym, że to krążkownice wrębiaste - smaczne wiosenne grzybki, ale krążkownice zostały przez naukowców przemianowane na piestrzenice, a poza tym badania mikroskopowe wykazały, że nie wszystkie grzyby, z wyglądu będące tym gatunkiem, są właśnie nim. Ze względu na cechy mikroskopowe wydzielono kilka gatunków. Ponieważ badać pod mikroskopem znalezionych grzybów nie zamierzam, są dla mnie po prostu krążkownicami. Te ze zdjęć nie zostały zebrane i pożarte - rosną sobie nadal, a Paweł będzie mógł je sobie obserwować.
Tuż obok zakwitł wawrzynek wilczełyko.
Pod nim przycupnęły dwie malutkie trąbki zimowe/trąbki otrębiaste.
A na zmurszałym pniaku kędziorek rozpylał dojrzałe zarodniki.
Do następnych miejscówek trzeba było przedrzeć się przez łąkę zarośniętą wyschniętymi badylami. Można było co prawda przejść przedeptaną ścieżką (Paweł nabija tam kilometry parę razy w tygodniu.;)), ale to było zbyt proste dla Krzysia - MUSIAŁ wpakować się w największy gąszcz, który kilkakrotnie powalił go na ziemię. To Krzysia wcale nie zniechęcało, a wręcz przeciwnie - było doskonałą motywacją do walki z suchymi łodygami.
Krzychu pokonał licznych przeciwników i prawie równo z cała resztą dotarł do kolejnych grzybowych miejscówek. Tym razem przed obiektywy trafiły piestrzenice kasztanowate.
Niedaleko od nich wyrosły pierwsze tegoroczne dzwonkówki wiosenne. Gatunek ten nazywał się wcześniej wieruszką wiosenną i pod taką nazwą funkcjonuje w mojej pamięci. Tak będzie zapewne opisany również w starszych wydaniach atlasów.
Zaraz za wieruszkami czekały na nas smardzówki na typowym dla siebie miejscu i w typowym towarzystwie kielonek błyszczących.
Michałek już całkowicie zrezygnował z szukania czegokolwiek i bawił się chodzeniem po drzewach przy leśnej drodze. W Krzysiu natomiast obudził się, po raz kolejny w tym dniu, duch prawdziwego grzybiarza - wyszukiwał kolejne owocniki i nawoływał, żebysmy je sfotografowali.
Smardzówki dopiero zaczynają wyrastać. Te, które sa na zdjęciach to największe sztuki spośród tych, które widzieliśmy. Potrzebują jeszcze z dwóch tygodni, żeby wybić się porządnie ponad ściółkę.
Krzychu współpracował z Pawełkiem podczas sesji.
Niestety, podczas odsłaniania ściółki, żeby sfotografować grzybki, nie uniknęliśmy zniszczenia, zapewne nie tylko tej jednej smardzówki. Paweł pozbawił ją łączności z podłożem, ponieważ jej nie widział, kiedy przygotowywał kielonkę do pozowania przed obiektywem. Zrezygnowaliśmy z dalszej penetracji tego miejsca, żeby nie uszkodzić więcej maluchów. Niech sobie spokojnie rosną; kiedy przyjdzie czas, same się pokażą ludzkim oczom.
Poszliśmy dalej, a tam czekały na nas wypasione czarki austriackie i...
...pięknie rozwinięte miseczki oranżówki wrzecionowatotrzonwej.
Nie brakło też dojrzałych, ubiegłorocznych purchawek, które doskonale "purchały" zarodnikami pod nogami Krzycha.
Skupiłam się na fotografowaniu grzybków i niewiele innych dokonań chłopaków udało mi się uwiecznić, ale tarzanie się po ziemi, walki na piaszczystej skarpie czy wiszenia leniwców na konarze nie mogłam pominąć.:)
To nie był jeszcze koniec naszej wizyty w Jaworznie. W drodze do parkingu jeszcze sporo pięknych grzybków widzieliśmy, ale o nich będzie następnym razem.:)
Super!
OdpowiedzUsuńTak może być tylko w lesie.:)
UsuńMieliście super przeżycia na spacerku,piękne grzybki,super zdjęcia,czekam na cd,pozdrawiam Menażerię i Pawła z rodziną
OdpowiedzUsuńPracuję nad dalszym ciągiem.:) Pozdrawiamy Ewo!
UsuńJak zawsze w Jaworznie.:)
OdpowiedzUsuńPiękny spacer Mam pytanie bo nie spotkałem się nigdy z leśnym szczypiorkiem - co to za roślina ?
OdpowiedzUsuńKurczę, nie zrobiłam zdjęcia - podobny do sklepowego/ogródkowego szczypiorku, tylko bardziej intensywny i ostry w smaku. Ma delikatniejsze pędy. Kiedy na drzewach urosną liście, zanika. Teraz jest najlepszy czas na korzystanie z niego - ma wiele witamin, które wiosną są szczególnie pożądane.
UsuńGratuluję cudownej wyprawy
OdpowiedzUsuń