Ten szybki popołudniowy wypad został zainspirowany przez Krzysia, który zaczął narzekać, ze już wszyscy znaleźli w tym roku pociusie (borowiki ceglastopore), a on nie. Już od dawna zazdrościł mi, że w czasie majówki pojechałam z wujkiem Pawłem i znalazłam moje pierwsze ceglasie, a on, Krzyś, jeszcze ich nie zaliczył. Ponieważ na niedzielę mamy w planie dłuższą wycieczkę w miejsca, gdzie borowika ceglastoporego raczej na pewno nie spotkamy, a bardzo mnie cieszy Krzysiowy pęd do szukania grzybów, stwierdziłam, że w sobotę po południu, jak już wrócimy od koni, a Pawełek z pracy, możemy zrobić szybki wypad do najbliższego poćkowego lasu pod Krakowem. ku mojemu zdziwieniu, nawet Michałek był zadowolony z perspektywy spaceru, chociaz szukanie grzybów go za bardzo nie interesuje. Kiedy już wszyscy dotarliśmy do domu po porannych zajęciach, rzuciłam się do szybkiego wydawania obiadu. Krzyś zjadł w tempie ekspresowym i zanim Michaś i Pawełek skończyli opróżniać talerze, stał już ze scyzorykiem w ręce i ponaglał do wyjścia. W myślach przeczesywałam miejscówki w Lesie Bronaczowa i zaklinałam grzyby, żeby tylko były i czekały na Krzysia, który tak bardzo, bardzo chciał je znaleźć.
Zanim zdążyłam przebrać buty na parkingu, Krzyś już wydarł naprzód z koszykiem i trudno go było dogonić. Chwilę później oznajmiał światu znalezienie pierwszych pociusiów.
W grupie rosły cztery. Z dwóch zostały tylko resztki trzonów tkwiące w podłożu, a pozostałe dwa też zostały poważnie nadszarpnięte ślimaczymi zębami. Krzyś zachwycał się pięknem znalezionych grzybków, a ja do tych zachwytów dołączyłam. Odetchnęłam z ulgą - jak to dobrze, ze wyrosły i że Krzyś je znalazł! Był teraz najszczęśliwszym z Krzysiów na całym świecie. A ja wiedziałam, że skoro są tutaj, to będą też w innych miejscach.:)
Obok Pawełek znalazł jeszcze jednego - swojego pierwszego, do którego nie zdążył dobrać się żaden ślimak. I Pawełek też już był szczęśliwy i zadowolony, że zamiast uciąć sobie poobiednią drzemkę, pojechał z nami na leśny spacer.
Na tej miejscówce Krzyś wypatrzył jeszcze kępkę maślanek wiązkowych. Wie dobrze, że to niejadalne grzybki, ale i tak się nimi zainteresował i stwierdził, że są piękne.
Na następnym miejscu poćkowym Krzychu wydłubał z ziemi przedszkolaka. O prowadzonych pracach wykopaliskowych najlepiej świadczy typowy dla grzybiarza - kopacza kolor rąk i czarny manicure.;)
Był bardzo rozgoryczony, że następne dwie sztuki, zdecydowanie większe, wpadły w moje łapki.
Z tego rozgoryczenia dopadł następne dwa ceglasie, znacznie większe od moich. I znowu był szczęśliwym Krzysiem.:)
Na kolejnej miejscówce borowiki ceglastopore rosły szeregowo na skarpie. Nawet Michałek chciał się na nie rzucić, ale mu się nóżka powinęła i wylądował na glebie.
W drodze do ostatniego miejsca Krzyś wybierał, jak niemal zawsze, ten najłatwiejszy wariant trasy.
I tak był pierwszy do ostatniego poćka z dzisiejszego wypadu. Zaspokoił swoje pazerniacze żądze i kierowany piszczeniem żoładka domagającego się kolacji, zakomenderował odwrót.
Żeby sobie umilić trasę powrotną, wybierał różne patykowe bronie, wśród których nawet bazuka się trafiła. Michałek nie był nastawiony bojowo i rozwodził się na temat rozmaitych doświadczeń fizyczno - chemicznych, więc Krzyś z powodu braku partnera do wojny, musiał strzelać do drzew.
Zanim odjechaliśmy, szczęśliwy Krzyś pozował z dzisiejszym pozyskiem na tle lasu.
Fajna z Ciebie mama i super spędzasz czas ze swoją rodziną.Uczysz dzieciaki miłości do przyrody i budujesz świetny kontakt.
OdpowiedzUsuńStaram się. Dziękuję! :)
Usuń