Pierwsza noc w Zielonej Polanie zleciała bardzo szybko. Wstaliśmy "jak zawsze" koło siódmej, ale nie dało się iść do lasu od razu po czynnościach porannych, bo trzymała nas godzina śniadania. Ponieważ dzień wcześniej tylko dzieci zwiedziły teren ośrodka, biegając wszędzie podczas zabawy, zaproponowałam im, żeby nas oprowadzili i pokazali ciekawe miejsca.
Pierwszym ciekawym punktem był maślak Andrzej, który został odkryty i obdarzony imieniem w środę. Stwierdziłam, ze to doskonałe miejsce do obserwacji. Nakryliśmy Andrzejka kołderką z liścia, a Michałka poprosiłam, żeby napisał kartkę, że to maślak Andrzej służący poważnym obserwacjom naukowym i żeby go nie zrywać. Michał niestety o kartce zapomniałi to przypieczętowało los obiektu obserwacyjnego, który nie dotrwał do końca zlotu.
Później poszliśmy na boisko, bo wiedzieliśmy, że gdzieś na nim zostały zlokalizowane wilgotnice. Chwilę zajęło nam odszukanie stanowiska, ale się udało.
Pawełek z Michałkiem popływali jeszcze w basenie pozbawionym już wody i tak nam zeszło do śniadania.
Mieliśmy ruszyć zaraz po jedzeniu, ale Krzyś, po szeptach z kolegą, przyszedł zapytać, czy Kacper może z nami iść do lasu. Oczywiście nie było z tym problemu, ale Kacper musiał uzyskać zgodę swojej mamy, przebrać spodnie i tym podobne. Krzyś nawet wziął do lasu swój mały koszyczek, żeby zbierać do niego razem z kolegą. Kacpra poznaliśmy rok temu na grzybiarskim spotkaniu na Mazurach i chłopcy zapałali do siebie sympatią od pierwszego wejrzenia.
Kiedy tylko wszystko było gotowe, Krzyś z Kacprem pognali pierwsi pod górę. Oświadczyli, ze będą do swojego koszyka zbierać tylko borowiki szlachetne, które w dodatku muszą być idealnie zdrowe i bez odciśniętych zębów ślimaczych. To miał być najładniejszy koszyczek na całym zlocie. I był. Miałam go uwiecznić razem z chłopakami już po powrocie do ośrodka, ale kiedy wróciliśmy, to widziałam ich tylko kilka sekund, kiedy pili wodę, a zaraz potem zniknęli i do posiłku gonili jak dzikusy. W efekcie mam na zdjęciu ich koszyk tylko częściowo pełny, w towarzystwie maślaków zwyczajnych, których znaleźliśmy ilości straszne.
Krzyś z Kacprem doskonale współpracowali - koszyczek nosili na zmianę, wspólnie oczyszczali znalezione grzyby i doskonale się przy tym wszystkim bawili.
Michałek tylko chwilami dołączał do wspólnej zabawy, generalnie nastawiony był w tym dniu nostalgicznie i chciał, żeby jak najszybciej wrócić ze spaceru, bo przerwał w połowie czytanie ciekawej książki
Wróciliśmy do Zielonej Polany półtorej godzinki przed obiadem. Michaś oddał się czytaniu, Krzyś bieganiu, a ja obrabianiu. Do obiadu nie skończyłam roboty z grzybami, a moje moce przerobowe okazały się za małe. Jedna dobra dusza pożyczyła mi wolną suszarkę i dzięki temu rozparcelowałam wszystkie zbiory. Trzecia suszarka w malutkim pokoiku spowodowała rozpacz Pawełka, który woli niższe temperatury. Dobrze, że noce są chłodne i przy otwartym oknie da się z tymi suszarkami żyć.:)
W czasie, kiedy ja obrabiałam grzyby pozyskowe, innie uczestnicy zlotu zrobili piękną wystawę grzybów. Eksponaty były świetne, a aranżacja, w jakiej je pokazano, po prostu doskonała. Zobaczcie parę ujęć.
Trochę później był wykład o grzybach, a po nim można było obejrzeć grzyby pod mikroskopem. Michaś zgłosił się do przygotowania preparatu i oglądania zarodników.
Dzień drugi zakończył się wieczornymi tańcami i hulankami.
:Złotak wysmukły" został znaleziony w Bieszczadach?
OdpowiedzUsuńNie! Został przywieziony na wystawę, a później zneutralizowany, żeby jego zarodniki nie dostały się do lasu. Dzięki temu, że ktoś go przywiózł, ja i parę innych osób mieliśmy okazję zobaczyć go na żywo.:)
Usuń