4 września odbyłam moją drugą pielgrzymkę do piekła, które spokojnie można nazwać szatańskim rajem.:) Z terminem wyjazdu celowałam wcześniej niż w ubiegłym roku, kiedy wspaniałe borowiki szatańskie były już mocno wyrośnięte. Wydawało mi się, że jeżeli będę u nich tydzień wcześniej, to będą małe, beczułkowate i pięknie wybarwione. Jednak przyroda w tym roku bardzo się spieszy i szataństwo wybujało szybko, osiągając rekordowe rozmiary. Zapraszam na spacerek po ponidziańskim piekle.:)
Przewodnikiem po szatańskim lesie był sam Król Ponidzia, mój grzybowy przyjaciel Zibi. Zna w tym miejscu każde drzewo i krzaczek, a nawet ma ewidencję rosnących tam gatunków i poszczególnych owocników. Spacer z nim i dyskusje o grzybach i nie tylko są same w sobie przyjemnością, a w połączeniu ze stadami szatanów, wycieczka taka staje się doznaniem niemal mistycznym.
Z ewidencji Zibiego wynika, że borowików szatańskich wyrosły w tym roku miliony. Na moje oko, które być może wszystkiego nie dostrzegło, było ich koło tysiąca. Ale pozostańmy przy rachubach Zibiego, bo one zdecydowanie lepiej działają na wyobraźnię. Mamy więc miliony szatanów, które rosną dosłownie wszędzie. Gdyby tam było tyle samo borowików szlachetnych, można byłoby nimi zapełnić tira.
Większość szatanów leżała już rozkładając się na ściółce, ale było też mnóstwo starych owocników, doskonale jeszcze zachowanych. Większość z nich osiągnęła rozmiary dochodzące do 20 - 25 cm średnicy, a były między nimi również giganty o jeszcze większych kapeluszach.
Nawet takie staruszki robią wrażenie swoją potęgą, zwłaszcza jak rosną gromadnie.
Najmłodsze szatanki z obserwowanej stawki były jeszcze nie najgorzej wybarwione (chociaż marzyły mi się takie idealne, z ciemno-bordowymi trzonami). Nadwyrężone też zostały nieco przez ślimaki i inne leśne stworki. Zobaczcie sami.
W szatańskim spacerze towarzyszyła nam Koka widoczna na poniższej fotce. Pilnowała swojego pana i mnie, biegając między nami, kiedy zbytnio się oddaliliśmy od siebie. Koka jest wybitnie przyjaźnie nastawiona do całego świata i nawet skaczącej żabie przygląda się z zaciekawieniem, bez krzty myśliwskiego instynktu.
Następny egzemplarz musiał być już przez kogoś uwieczniany (chyba nawet wiem, przez kogo, bo grzybek od razu wydał mi się znajomy, mimo, ze starszy o tydzień), bo był idealnie wyczyszczony, zarówno on sam, jak i jego otoczenie.:)
Natrzaskałam mnóstwo zdjęć, ciesząc się z obecności borowików szatańskich. W porównaniu z ubiegłym rokiem znacznie mniej z nich zostało zniszczonych, bo w lesie prawie w ogóle nie rosną obecnie grzyby jadalne, więc i grzybiarzy niewielu zapuszcza się do szatańskiego królestwa. Do ostatniego zdjęcia wykorzystałam owocnik, który leżał wyrwany.
Oprócz borowików szatańskich widziałam na Ponidziu parę innych, również ciekawych gatunków. Jak tylko opanuję ogrom zdjęć i będę mieć chwilę czasu, podzielę się z Wami tymi grzybkami.:)
Faktycznie Bobson trafił zdecydowanie lepiej.
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam... Szatany były? Były! Pofociłam i się z Tobą obściskałam i nagadałam. A to jest bezcenne.:)
Usuń