piątek, 23 listopada 2018

Koszmarne zakupy

    Od dwóch dni zastanawiałam się, czy podzielić się z Wami moimi koszmarnymi przeżyciami z zakupów, czy też lepiej tę historię przemilczeć. W wyniku tych dogłębnych zastanowień doszłam do wniosku, że warto napisać, bo może parę osób się pośmieje, a może znajdzie się ktoś, kto miał tak samo jak ja i moja opowieść złagodzi jego traumę po zakupach?


    Nie lubię chodzić po sklepach i na co dzień zakupy robię głównie w małych sklepikach, w których znam sprzedawców, a niektórzy z nich rozpoznają również mnie. Wiadomo, że takie zakupy zajmują trochę więcej czasu niż w sklepie, w którym jest wszystko, bo trzeba pójść osobno do jarzyniaka, sklepu z rybami, papierniczego czy piekarni. Parę osób uświadamiało mi też, że w tych małych sklepach jest strasznie drogo i wydaję w nich więcej kasy, niż gdybym poszła do hipermarketu. Pewnie tak, ale kupuję tylko to, co mi jest potrzebne, bo nic ponadto nie włazi mi samo do koszyka, więc pewnie te koszty się wyrównują. A poza tym mam przy okazji zakupów spacerek, zerknę pod osiedlowe drzewa, czy jakieś grzyby nie rosną i jest miło i przyjaźnie.

    Ale złożyło się dwa dni temu tak, że miałam mało czasu, a potrzebowałam zakupić sporo rzeczy, bo oprócz standardowych artykułów jedzeniowych, kończył mi się płyn do prania, pasta do zębów dla dzieci (ostatnio chyba ją jedzą), Krzyś zawiesił rano ostatnią rolkę srajtaśmy, a na dokładkę Michałowi skończył się zeszyt do polskiego. Aha! I jeszcze cukierki na Krzysia urodziny, żeby mógł kolegów i koleżanki w szkole poczęstować.  Podczas odwożenia chłopaków do szkoły, układałam w głowie plan, jak to zrobić, żeby się wyrobić i obskoczyć parę sklepów w jak najkrótszym czasie. Zatrzymałam się na czerwonym świetle, popatrzyłam w prawo i olśniło mnie! Przecież niedaleko szkoły chłopaków jest Tesco! Pójdę tam, chociaż nie lubię, rano będzie mało ludzi, więc szybko załatwię wszystkie sprawunki w jednym miejscu! Pełna podziwu dla swojej pomysłowości, odstawiłam Misia i Krzysia do szkoły i co wymyśliła, to zaczęłam realizować.

     Trochę się naszukałam tych wszystkich artykułów, które były mi potrzebne, ale jakoś to w miarę sprawnie poszło i jak już z mojego wewnętrznego rachunku sumienia wynikało, że mam wszystko, co chciałam zakupić, pognałam do kasy. Podchodzę, patrzę - na taśmie do kasy, w której siedziała pani kasjerka, wyłożona jest tabliczka, że kasa nieczynna. Przeszłam wzdłuż szeregu kas w jedną stronę, przeszłam w drugą - wszystkie nieczynne! Wróciłam do tej kasy z tabliczką informującą o nieczynności. Pani kasjerka nadal w niej siedziała i liczyła pieniążki. Zapytałam więc, czy NAPRAWDĘ ta kasa jest nieczynna i czy NAPRAWDĘ nie ma żadnej innej czynnej. Pani dość opryskliwie powiedziała, że nie ma, że są kasy samoobsługowe...

    Ja te kasy samoobsługowe widziałam już wcześniej, ale zawsze omijałam je szerokim łukiem. Wolę kontakt z żywym człowiekiem, który wie, co robi, umie skasować, umie zważyć i sam to diabelskie urządzenie zwane kasą obsługuje. Ja nie chcę! - przegalopowało mi przez mózgownicę. Momentalnie zrobiło mi się gorąco i miałam ochotę porzucić koszyk z zakupami i uciec jak najdalej z tego sklepu. To był początek jakiegoś ataku paniki. Dałam sobie wewnętrznego kopa i poszłam do tych samoobsługowych kas, jak jakiś skazaniec. 

     Stanęłam przy tym pierońskim urządzeniu, które próbowało mi coś tam podpowiedzieć i trzęsącymi się z deka łapami zaczęłam skanować kolejne rzeczy wyjmowane z koszyka. Chciałam od razu pakować, więc wyjęłam z plecaka płócienną siatkę, a maszyna do mnie, ze w strefie pakowania jest produkt, który nie powinien się tam znaleźć. Łapy roztrzęsły mi się na dobre. Wydawało mi się, ze wszyscy ludzie przy innych kasach gapią się na mnie. Przecież nie chciałam nic ukraść! Zaczęłam gorączkowo myśleć, czy nie przełożyłam z lewa na prawo. Nie wiedziałam, czy przekładać towar z powrotem, czy skanować go jeszcze raz... I znowu opanowała mnie przemożna chęć ucieczki gdziekolwiek,byle dalej stąd. Zagryzłam zęby, powiedziałam maszynie, żeby się odczepiła i próbowałam kasować następne rzeczy, a ona z uporem maniaka, że mam tam towar, którego nie powinno tam być. Ciśnienie mi skoczyło i czułam, że na policzkach zaczyna mi buchać gorącem. Tłumaczyłam sobie we wewnętrzu, że trzeba myśleć logicznie, zastanowić się, co zrobiłam nie tak. Analizując wszystkie wcześniejsze poczynania, stwierdziłam, ze to może ta moja siatka nie powinna się tam znaleźć. Eureka! Zabrałam siatkę i maszyna się w końcu zamknęła. Jak taka kurczę mądra, to powinna wiedzieć, ze to nie żaden towar, tylko moja prywatna, osobista anużka! 

    Ale to nie był koniec tych straszliwych przeżyć. W woreczku miałam cukierki na wagę. Te urodzinowe, dla Krzysia. Maszyna zważyła, ale kazała mi wpisać co to jest. no to wpisuję: cukierki, słodycze, czekoladki... A ona do mnie, ze takiego towaru to nie ma. Miotałam się przy tej samoobsługowej kasie okrutnie i prawie mi już z oczu łzy leciały. Dorwałam panią, która miała przy tych kasach pomagać takim jak ja gamoniom. Pytam o te cukierki,jak one się według tej maszyny nazywają, a pani mówi, że przecież praliny! Tak to powiedziała, jakby to było oczywiste dla każdego stworzenia we wszechświecie. A dla mnie nie było! Widziałam przecie w swoim życiu praliny i one wyglądały inaczej niż to, co miałam w woreczku... No dobrze. Zważyłam w końcu i skasowałam te cukierki zwane przez maszynę pralinami. Teraz trzeba było zapłacić. Stwierdziłam, ze bezpieczniej będzie kartą niż gotówką, bo terminal płatniczy już umiem obsługiwać, a banknoty to nie wiadomo, gdzie do tej maszyny pchać. Wybrałam opcję płatności karta, a maszyna mi mówi, czekaj i czekaj... A jak już poczekałam, to że nie ma połączenia. Po raz kolejny chciałam ciepnąć to wszystko i zwiać. Szkoda mi jednak było mojego dotychczasowego poświęcenia, więc zrobiłam drugie podejście. Udało się! A maszyna oświadczyła, ze teraz mogę pakować moje zakupy. Powiedziałam jej pod nosem bardzo brzydko. Mam nadzieję, że moje słowa dotarły tylko do adresata.:)

     Spakowałam zakupy trzęsącymi się nadal rękami i wreszcie mogłam opuścić to wrogie miejsce z gadającymi maszynami. I wiem, ze już tu nigdy nie wrócę. Pewnie nie ja pierwsza i nie ja ostatnia miałam takie przejścia z samoobsługową kasą. Nie powinnam się tym przejmować, ale jakoś nie mogłam. Na samo wspomnienie gadającej kasy, która mnie lżyła sugerując kradzież, robi mi się gorąco. I nie po raz pierwszy stwierdzam, że nie mogę znaleźć swojego miejsca w świecie nowoczesnych technologii.:(    


4 komentarze:

  1. Dorotka ,spokojnie ,wierz mi jest nas więcej.W ''naszym'' Tesco jest pani też i ja nawet nie zaczynam próbować tylko od razu proszę o pomoc czyli zrobi to szybko i sprawnie bo robi to tam 8 godzin.Owszem raz próbowałam ,ale że byłam z córką to wtedy ona to obskoczyła.Wymyślają coraz to nowsze wariacje.Teraz jestem w Niemczech i tu w Edece jest pani która tylko nabija towar a płacę wkładając banknot do podłużnej dziury poniżej kasy i zabieram wyrzuconą resztę z otworow -jeden na banknoty ,drugi na monety.Ponoć to jest zabezpieczenie przed napadami.Te obawy to może w temacie ubogacania kulturowego :)Miejmy tylko nadzieję ,że nie zrobią nam tego w każdym sklepie większym ,bo na pewno nie tylko my dwie mamy z tym nerwy.Male sklepy są super ,można o wszystko spytać a w markecie jak chcesz wiedzieć co będziesz jeść to koniecznie z lupą trzeba patrzeć na skład bo ta maczkowa czcionka w jakimś celu jest taka.Ale obyśmy zdrowi byli to jakoś to będzie.Pozdrawiam zimowo -:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego ubogacenia kulturowego to Wam nie zazdroszczę. Pewnie szereg innych zabezpieczeń przed nim trzeba wprowadzać w życie.:(
      Cieszę się, że nie tylko ja nie lubię gadających maszyn.:) Pozdrawiam mgliście, bo za oknem świata nie widać.:)

      Usuń
  2. Histeryzujesz, takie samo jak komórka tylko trochę większe i też mówi co masz robić. Komputer opanowałaś to takie małe "CÓŚ" też dasz radę. Czasem w samoobsługowych jest szybciej... tylko piwa mi nie chcę sprzedać, bo wg nich niepełnoletnia jestem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na telefon i komputer też się czasem złoszczę, jak chcą być mądrzejsze ode mnie.:) Ale tym, że gadająca maszyna ma czytnik wieku to mnie zaskoczyłaś na tyle, ze podejmę jeszcze raz próbę, żeby sprawdzić jak zweryfikuje mój wiek.:)

      Usuń