W Sudetach nigdy nie trafiłam na wielkie bogactwo grzybowe. Może dlatego, ze bywam tm jedynie wiosną i to niezbyt często. Niemniej, zawsze, podczas wędrówek po szlakach mój wzrok wbija się w ściółkę i krąży po drzewach. W porównaniu z poprzednimi znaleziskami w tym rejonie, to ten rok i tak jest obfity w wytropione gatunki. Takie zestawienie grzybów znalezionych w Górach Stołowych i Górach Sowich ułatwi porównanie z odkryciami, których dokonam w przyszłości, za dwa, trzy lata. Bo pewnie wcześniej tam nie pojedziemy.
Już wcześniej dzieliłam się moją ogromną radością ze znalezienia smardzów stożkowatych i ciemnobiałek płowych, więc tu tylko jako przypomnienie, ze były.:)
Te gatunki wyrosły w Górach Sowich, gdzie natura była na znacznie bardziej zaawansowanym etapie rozwoju niż wyżej, w Górach Stołowych. Tak na oko, to w rozwoju roślinności różnica wynosi co najmniej dwa tygodnie. Pewnie tych grzybków byłoby zdecydowanie więcej, gdyby w glebie było cokolwiek wilgoci. Niestety, na całym terenie, który przeczłapaliśmy w okresie świątecznym, panuje tragiczna susza. Szyszki świerkowe i jodłowe, po nadepnięciu na nie, rozsypują się w proch.
W Górach Stołowych, mimo przeszukania setek idealnie wyglądających miejscówek, ani sardzów, ani ciemnobiałek nie udało się zlokalizować.
W Osówce (to również Góry Sowie) w jednymmiejscu zlokalizowałam moje pierwsze tegoroczne drobnołuszczaki jelenie. Wyrosły przy składowisku drewna, w pobliżu przepływającego strumienia, od którego miały odrobinę wilgoci.
Szyszkówki świerkowe można było spotkać przy wszystkich szlakach, ale tylko w miejscach, gdzie w czasie poprzednich przyjazdów w te rejony, stała woda. Teraz o stojącej wodzie można zapomnieć. Nawet małe cieki wodne zupełnie wyschły i nic w nich nie płynie.
Miejsca te dysponowały jednak wystarczającymi zasobami wilgoci, zeby małym grzybkom udało się wytworzyć owocniki.
W miejscach, do których docierało słońce, szyszkówki wysychały w oczach. Tegoroczny czas dla tego gatunku kończy się bardzo szybko.
Kolejne znaleziska pochodzą juz tylko z Gór stołowych, po których chodziliśmy zdecydowanie więcej.
Bardzo ucieszyło mnie spotkanie boczniaczków pomarańczowożółtych, bo nieczęsto mam okazję spotykać ten gatunek, a są to grzybki niezwykle urokliwe. Wyrosły tylko w jednym miejscu (albo raczej ja je znalazłam tylko w tym jednym miejscu) na leżącej kłodzie bukowej.
Owocniki były malutkie i młodziutkie, ale już zaczęły wysychać i zamierać. W takich warunkach pogodowych nie miały szans na osiągnięcie dorosłości i wysypanie zarodników.
Również w jednym miejscu wypatrzyłam błyskoporka podkorowego (czagę). Jestem z siebie dumna, bo grzybek rósł w pięknych okolicznościach przyrody, które podziwiali wszyscy turyści i przypuszczam, że dotychczas nikt nie zwrócił uwagi na dorodny egzemplarz rosnący w bardzo niedostępnym miejscu. Z robieniem zdjęć tego egzemplarza był cały cyrk.
Grzyb wyrósł na pniu złamanej brzozy, która rosła kiedyś na pięknej skale. Padła, jak wiele innych drzew, które nie utrzymały się na podłożu. Niespadła jednak na ziemię, tylko zawisła w przestrzeni powietrznej, wspierając się jednym końcem na skale, której się nie utrzymała, a drugim na rosnącym drzewie. Błyskoporek rósł na wysokości 6 - 7 metrów. W dodatku pod słońce. Próbowałam go ściągnąć moim aparatem, ale nie było na to szans. Nie mam aż takiego zoomu, żeby zdejmować grzybki z paru metrów. Pawełek, w dobroci swojej niezmierzonej, zaoferował się, ze zrobi mi fotkę swoim aparatem, przy użyciu jednego z obiektywów, których ja za żadne pieniądze bym nie taskała w plecaku podczas całodziennych wędrówek.
Pawełek cyknął parę fot, ale nie wiedziałam, czy złapał grzybka tak jak ja bym chciała, więc poprosiłam go, żeby mi dał swoją lufę. Pierwszy raz robiłam fotki tym aparatem i obiektywem. Przede wszystkim byłam w szoku, że przybliżył mi grzybka na wyciągnięcie ręki. Teraz widać, że to jest błyskoporek, a nie jakaś ciemna plama.:)
Trafiały się też od czasu do czasu niszczyce anyżkowe, które były tak wysuszone, że zapach, który potrafi być naprawdę intensywny, można było wydobyć dopiero po starannych roztarciu kawałka owocnika.
W kilku miejscach rosły nieidentyfikowalne dla mnie nadrzewniaki rozlewające się na sporych powierzchniach pni martwych drzew.
Zdecydowanie najwięcej było hubiaków, które miejscami bardzo tłumnie obsiadały pnie, tworząc całe kolonie. To dzięki nim było na czym grzybowym oko zawiesić na każdym spacerze.
Podczas wypatrywania grzybów w obiektyw wpadło tez parę leśnych stworzonek.:)
Prawdziwe motylki były za szybkie, więc tylko taki liściowy został uwieczniony.
Sudeckie szlaki polecam z całego serca wszystkim miłośnikom wędrówek górskich, leśnych spacerów i przepięknych widoków. Chociaż pod względem grzybowym góry te nie wypadają zbyt bogato, przynajmniej w moim odczuciu, to i tak zawsze coś się trafi. A wędrowanie jest przyjemne, w większości po płaskich blatach gór - stołów, z nielicznymi stromymi podejściami. Nie trzeba mieć super kondycji, żeby przemierzać takie szlaki.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz