Na wyjazd majówkowy nie mogłam się doczekać bardziej niż dzieciaki. Oczywiście wszystko przez te grzyby. Normalnie śniło mi się po nocach jak w końcu te znalezione na Słowacji smardze mogę legalnie wpakować do koszyka, a nie tylko fotki robić. Oczywiście w wizjach moich te koszyki były po brzegi wypchane dorodnymi, świeżutkimi smardzykami. Zanim dojechaliśmy do kwatery, odbiliśmy na najbliższą miejscówkę za polsko - słowacką granicą. Chcieliśmy tam wpaść tak na chwilkę, kontrolnie, żeby w czasie szukania nie zepsuł nam się prowiant majówkowy, bo temperatura była letnia - 28 stopni na plusie.
Wpadamy zatem na szybko i jest! Pierwszego smardzyka znalazł oczywiście Krzychu. Tym pierwszym otworzył sezam i sypnęły się kolejne. Radość nasza było przeogromna.
Co dziwne, większość owocników wyrosła w suchych trawach, na nasłonecznionym terenie. Smardze były podsuszone i praktycznie niewiele im trzeba było dosuszania, żeby je umieścić w słoju z suszeniakami.
Zdecydowanie młodsze owocniki były w zacienionym punkcie, pod listkami lepiężników różowych. Takie lubię znajdować najbardziej - niezbyt wyrośnięte, jeszcze jasne.
Zebraliśmy te pierwsze tegoroczne orawskie smardze i pognaliśmy do lipnickiej kwatery. Wrzuciłam zapasy żywnościowe do lodówki, chłopaki przebrały się ze strojów szkolnych w majówkowe i zanim zaczęło się ściemniać, uwieczniłam pozysk z pierwszego dnia.
Po przeliczeniu okazało się, ze wpadło nam w łapy 59 sztuk.
Drugi dzień miał być piękny, cudowny i wspaniały. Scyzoryki czekały w gotowości bojowej od wieczora. Tuż przed wyjazdem poszłam wyrzucić śmieci, patrzę, a pod trampoliną leży biały kłębuszek i się trzęsie. W ubiegłym roku przychodziły do nas od czasu do czasu jagniątka od sąsiadów i byłam przekonana, że to jagniątko tak sobie śpi. Zamiast sprawdzić, poleciałam do cioci Ani, która również przyjechała na majówkę do Lipnicy. Zawołałam ją, żeby sobie zobaczyła z bliska jagniątko.
Szybko okazało się, że to jagniątko jest telepiącą się z zimna suczką. Trzeba było szybko zorganizować jakiś koc, pudełko i nakarmić. Psina nie chciała zostać w mieszkaniu i ledwo powłócząc nogami dwukrotnie ewakuowała się na balkon. Zostawiliśmy ją więc w pudełku na balkonie, z kocykiem i zapasem jedzenia i picia.
Psina czekała na nas, kiedy wróciliśmy ze spaceru. Jedzenie i mleko zniknęły. Ponowiliśmy próbę umieszczenia jej w ciepłym przedpokoju, ale znowu nawiała. Teraz już poruszała się bardzo żwawo. Przyszła jeszcze na jedzenia, a później się oddaliła. Pudełko z kocykiem zostało, na wypadek, gdyby jednak zechciała wrócić.
Incydent z jagniątkiem trochę opóźnił wyjazd. W końcu ruszyliśmy, zaopatrzeni w kilka warstw ubrania i kurtki przeciwdeszczowe. Letnia temperatura z piątku była już tylko wspomnieniem, a z chmur wyciekały pojedyncze kropelki.
Zaczęliśmy całodniowy rajd po słowackich miejscówkach, tych znanych i całkiem nowych. W niektórych nie było nawet śladu smardzów i, jak zwykle w takich sytuacjach, zastanawiałam się, czy ich naprawdę nie ma, czy też ich po prostu nie widzimy.
Uspokoiłam się, kiedy zaczęliśmy je dostrzegać. Wiele z nich przedstawiało obraz nędzy i rozpaczy - były wysuszone do granic możliwości i już nie nadawały się do pozysku.
Nie zdążyły osiągnąć dorosłości, bo słońce odebrało im życie.
Na szczęście były też takie, które nie ususzyły się jeszcze całosciowo i można je było spokojnie wziąć.
Zdumiewające było to, że w sąsiedztwie takich suszków rosły również całkiem dorodne egzemplarze. Jak to jest, że jeden wyrośnie i jest świeży, a piętnaście innych z sąsiedztwa skapciało od słońca?
Trafiały się też takie, które wyrosły na kamieniach. I znowu zdziwko. W tym miejscu, wystawionym na działanie promieni słonecznych, teoretycznie nie powinny były przetrwać, a tymczasem były doskonale wyrośnięte i jędrne.
Wreszcie były i takie smardzyki, których obecność napawa optymizmem. Młodziutkie, malutkie zapałczaki, które mają szansę wyrosnąć. Od soboty pada po trochu. Ziemia chłonie wilgoć. Smardzyki na pewno to wykorzystają i za dwa, trzy tygodnie będą gotowe, by zameldować się w koszyku.
Podczas poszukiwań smardzów, trafiają się też inne gatunki. Oto, co udało się wytropić:
krążkownica dobrze podsuszona,
garstnica wypaleniskowa,
twardnica bulwiasta, obgryziona i podsuszona,
jakiś łzawnik,
maczużnik wysmukły,
warstwiak zwęglony.
Oczywiście spacer po grzybowych miejscówkach umilają wiosenne kwiatuszki. Teraz najwięcej jest fiołków i kaczeńców. Jakoś lepiej sobie w tej suszy radzą niż grzyby.
Miałam też piękne spotkanie z salamandrą. Stała w trawie jak smok, unosząc przednią część ciała na wyprostowanych łapkach. Wyglądała, jakby węszyła w powietrzu.
Przycupnęła dopiero, kiedy się nadmiernie zbliżyłam, ale zanim uciekła, pozwoliła się obfocić.:)
Reasumując, na zbiory z poniższego zdjęcia w tym roku na Orawie szans nie ma. Niemniej, nie będziemy ustawać w poszukiwaniach i na pewno każdy kolejny dzień majówkowy spędzimy na smardzowym szlaku.:)
Widzę dobre prognozy na Smardzową Dolinkę Wszechczasów za parę tygodni ;)
OdpowiedzUsuńCzy mogę prosić o poradę? Przymierzam się by w końcu kupić suszarkę. Zaciekawiły mnie takie dwie https://allegro.pl/oferta/duza-xl-suszarka-grzybow-ziol-owocow-warzyw-9sit-7974700880
https://allegro.pl/oferta/xxl-duza-suszarka-owocow-grzybow-ziol-12-sit-lcd-7974634118
Co Pani sądzi o czymś takim?
dziękuję i życzę sukcesów na Słowacji ;)
Pozdrawiam
seBapiwko
To prawda, za dwa, trzy tygodnie powinno być co zbierać. W niektórych miejscach zszedł dopiero śnieg, a teraz pada deszcz, więc warunki dla smardzów zdecydowanie się poprawiają.
UsuńJeśli chodzi o suszarki, to ja polecam niezmiennie te z Niewiadowa. Mają wyższe sita niż te, które wyszukałeś, więc można bez problemu suszyć na nich całe kapelusze. Nie psują się. Ja mam trzy takie suszarki; najstarszej używam od ośmiu lat. Nigdy się nie zepsuły, a pracują nieraz na krągło przez dwa - trzy tygodnie. Są dostępne takie o mocy 300 wat i 500 wat. Pięćsetki suszą naprawdę szybko. W ubiegłym roku kosztowały 130 - 140 zł. Można dokupić do nich dodatkowe sita oraz części zamienne, w razie potrzeby. Takich modeli,jak w podesłanych przez Ciebie linkach, nie używałam, więc nie mogę o nich powiedzieć nic więcej ponad to, co widzę Na pewno wyglądają ładnie i nowocześnie.:)
Pozdrawiam serdecznie!
Te z linków rzeczywiście mają niższe sita 3,3cm tylko.
UsuńA czy przy dokładaniu kolejnych sit spada zauważalnie wydajność (prędkość) suszenia?
sebapiwko
Zdecydowanie tak, ale na dolnym sicie grzybki obkurczają się tak szybko, że spokojnie po dwóch godzinach można zredukować wysokość. Ja układałam max 6 poziomów (zestaw podstawowy to 4) i na tych na górze już słabo się suszy. Myślę, ze w każdej suszarce tak to działa. Raz korzystałam z suszarki z nawiewem od góry i w porównaniu z moimi to była porażka - przez całą noc grzyby niewiele podeschły. Rano miałam już gdzie dołożyć te niedosuszone, więc dalej z tej pożyczonej nie korzystałam, ale mam porównanie. Na szybkość suszenia na dolnych siatkach nie ma wpływu ilość siatek ułożonych na górze. Po obkurczeniu suszonych grzybów, można szybciutko zredukować wysokość.
UsuńTak już się zastanawiałem wcześniej nad konstrukcją suszarek i umiejscowienia nawiewu góra/dół i nie mogę wytłumaczyć sobie przewagi jednego nad drugim.
UsuńMyślę, że tamta suszarka "górna" musiała niedomagać mocą lub innymi szczegółami konstrukcji...?
W każdym razie ilość (9-12) dużych sit w suszarce o mocy 240W wydaje się teraz przesadą i obrazkiem ciągłego czuwania przy suszarce z żonglowaniem sitami...?
Co do Niewiadowa mam jedno zastrzeżenie. Płynna regulacja temperatury wydaje mi się potrzebna przy mokrych grzybach lub bardzo delikatnych, wtedy np. w piekarniku z termoobiegiem osuszam je wstępnie powietrzem o minimalnej temperaturze. Jakie są Pani doświadczenia/uwagi w tym zakresie?
;) sorki, że zanudzam, proszę korzystać z wolnego czasu z rodziną na łonie natury, a ja sam będę wdzięczny za odpowiedź w stosowniejszym czasie ;)
Spokojnie! Łono natury sobie moknie, a chłopaki śpią.:) Korzystałam kiedyś z piekarnika i w porównaniu z nim suszarka zdecydowanie wygrywa. W suszarkach z nawiewem od góry jest mniejszy przepływ powietrza, bo przecież ciepełko chętniej ucieka do góry niż w dół, nawet jak jest pchane silniczkiem. Niewiadowskie mają dwa stopnie mocy - można je włączyć na pół gwizdka lub iść na całość. Mnie spokojnie wystarcza taka regulacja. Na słabszym grzaniu można osuszyć delikatnie namoknięte grzyby albo dosuszyć np. borowiki, które mają ładniejszy kolor, kiedy schną powoli.
UsuńSpokojnego dzionka i podjęcia najlepszej decyzji w sprawie suszarki życzę! :)
dziękuję :) Owocnego wypoczywania życzę ;)
OdpowiedzUsuńDziękujemy i wzajemnie! :)
UsuńOj oczy się śmieją na widok tych koszyczków.Nareszcie masz coś do suszenia a i pewnie jakieś danie zrobiłaś.Czekam na następne zdjęcia i opowiastki z życia ulubionej Menażerii
OdpowiedzUsuńSuszarka przydaje się nie tylko do suszenia grzybów, ale i dogrzania kwatery.:) Zimno się zrobiło i deszczowo, ale jest gdzie suszyć ubrania, więc ich nie braknie.:)
UsuńDorotka zdjęcia salamandry piękne. Ona jest cudowna,nigdy nie widziałam jej w realu
OdpowiedzUsuńSalamandry są niezwykłe. I każda ma inny układ łatek. Bardzo lubię spotkania z nimi.:)
Usuń