Pierwszego maja, kiedy cała Menażeria szukała kolejnych smardzów i innych grzybowych atrakcji w słowackich dolinkach, do naszej lipnickiej miejscówki kwaterunkowej przybywali kolejni smardzownicy. Kiedy wróciliśmy z grzybobrania, ekipa śląsko-mazowiecka już przebierała nogami, żeby ruszyć do lasu. Niewiele brakowało, a wypruliby na poszukiwania beze mnie! Po powitaniu nieco ich przystopowałam, bo jeszcze chciałam nakarmić chłopaków. Na szczęście obiad ugotowałam rano i trzeba go było tylko podgrzać. Nie zdążyłam nawet złapać oddechu i ruszyłam z gośćmi w las. Z zapowiedzianych gości brakowało tylko ekipy z Buska Zdroju, ale wiedziałam, ze akurat tym smardzownikom zaraz po przyjeździe na pewno nie będzie się chciało iść na poszukiwania.
Aby dojść do wybranych miejsc grzybowych, musieliśmy najpierw przebrnąć przez łąki. Teraz chodzi się po nich doskonale, bo trawa jeszcze nie urosła. W lecie jest zdecydowanie trudniej. I właśnie na tych łąkach, kiedy przeskakiwałam (oczywiście z gracją łani;)) przez rowek, zobaczyłam pod sobą piękne zygzakowate ciałko żmijki. Musiała być super odważna, bo nie uciekła od razu przede mną. I nawet pozwoliła sobie parę fotek zrobić. To wielki sukces, bo generalnie wszystkie żmije uciekają przede mną w popłochu zanim zdążę wyjąć aparat.
Dotarliśmy na miejscei zaczęło się szaleństwo. Pierwszym punktem planu było zagłębie maczużnikowe. Jednak zamiast maczużnika, pierwszym odkryciem Roberta okazał się smardzyk. Dopiero chwilkę później wszyscy zainteresowali się tymi mniejszymi od smardzów grzybkami.
Akurat w tym miejscu znalezienie ich nie jest wielkim wyzwaniem, bo rokrocznie wyrasta kilkanaście - kilkadziesiąt sztuk. Najwyraźniej owady mają tutaj swoją miejscówkę do przechowywania gąsieniczek.
Kolejnym obfoconym gatunkiem były dzwonkówki wiosenne, które dla gości były równie atrakcyjne jak smardze i inne wiosenne grzybki.
Parę kroków dalej nastąpiło przeszukiwanie wypalenisk. Tu w górach jest zwyczaj spalania gałęzi po z wyciętych drzew i tych wypalenisk nie brakuje w żadnym lesie.
Efektem przeszukań na miejscach po ogniskach były garstnice wypaleniskowe, które pięknie wystartowały po opadach deszczu.
A później były smardzusie. Najpierw sesja, a później koszenie. Wspólnymi siłami udało się zapełnić taki mały koszyczek
Wszystkie działania, dokonania, sukcesy i porażki tego pierwszego, prawdziwie majowego wyjścia na grzyby dokumentowało podstepne oko kamery obsługiwane przez Pawła z Jaworzna, mistrza grzybowych filmów i autora kanału Paweł i Grzyby.
Kiedy wróciliśmy na podwórko, ekipa z Buska w połączeniu z moim Pawełkiem i Pawłową Iwonką biesiadowali na naszym balkonie. Był z nimi również słynny grzyboznawca Justyn Kołek, który przyjechał na chwilę, żeby się z nami zobaczyć. Oczywiście uściskom, grzybowym rozmowom i innym serdecznościom nie było końca. Justyn musiał nas opuścić, bo jechał nieco dalej, aby wygłosić wykład, a my mieliśmy zaraz zacząć świętowanie.
Dzieci nie mogły się doczekać na tort, a tort ledwie doczekał się na dzieci.
Wszyscy grzecznie czekali na jubilatkę Nelę, która, jak prawdziwa kobieta, wcale się nie spieszyła, a w dodatku troszkę foszkiem rzuciła.:)
Było dmuchanie świeczek, tort, sto tysięcy innych smakołyków i zabawa do późnej nocy. Niektórzy odpadli nieco wcześniej, a inni wytrwali mężnie do ostatniej kiełbaski na grillu.;)
Noc po imprezie za długa nie była, ale nie ma lekko. Wszak grzyby czekają. Zarządziłam rano musztrę i tych, którzy przejawiali choćby niewielką chęć udania się do lasu, pogoniłam w góry. Reszta nieco później przemieściła się inną trasą na miejsce spotkania, którym była bacówka.
Początkowo maszerowanie szło nieco opieszale, ale po chwili pierwsze grzybki wyzwoliły entuzjazm i dobudziły wszystkich. Na pierwszy ogień poszły twardnice bulwiaste, które w cieplejszych rejonach kraju mają już dni świetności dawno za sobą, a tu, na Orawie, dopiero tę świetność przeżywają.
Po deszczu były świeżutkie i jędrniutkie. Rosły w sporych grupkach.
Tuż obok było kolejne już stanowisko maczużników wysmukłych. Naliczyliśmy ich kilkanascie sztuk.
Dalej nad strumieniem w szeregu było kilka wypalenisk. To tu znalazłam moje pierwsze tegoroczne, obsuszone garstnice. Od tego dnia spadło sporo deszczu i garstnice wysypały się masowo. Są zachwycające.:)
Po uwiecznieniu garstnic, przyszła kolej na stada dzwonkówek wiosennych, które sa na Orawie nie tylko liczne, ale i wyjątkowo dorodne w porównaniu z innymi rejonami.
Na koniec trafiliśmy jeszcze czarki w doskonałej kondycji. Aż dziwne, ze tak się pięknie zachowały do maja.
Po przebyciu jeszcze paru lasów po słowackiej stronie i pozbieraniu smardzyków, których z premedytacją już nie uwieczniałam, żeby nie przynudzać już z nimi, dotarliśmy do wyznaczonego i umówionego punktu spotkania.
To oczywiście nasza kultowa bacówka, która niestety może zniknąć z mapy Orawy, bo nie ma chętnych do roboty.:( Ta smutna informacja położyła lekki cień na naszej wizycie w tym cudownym miejscu.
Oby to miejsce pozostało na zawsze takie jak jest, bo to stały punkt na orawskiej mapie emocjonalnej.
Tak nam właśnie upływa majówka - cały dzień w lesie z przerwą na regenerację sił i wieczorne biesiadowanie. Nic to, ze pogoda nam znowu daje popalić. Jutro znowu ruszamy do lasu, bo od poniedziałku trzeba bedzie wrócić do rzeczywistości przerwanej majówkowym epizodem.
Witam zapaleńców grzybowych -:)Te czarki i garstnice są rzeczywiście piękne .Te garstnice ( nie znałam) wyglądają jak male kieliszki ze zmrożonym brzegiem.Na niektórych zdjęciach ekipa wygląda jak poszukiwacze skarbu zgubionego w trawie :) Macie pasję i podziwiam i wytrwałości w trudach pogodowych i fizycznych ,ale kondycja jest i super sprawa.Już pewno grzybow pojedliście sporo w tym roku ,ja na razie pieczarki tylko.Szkoda ,że te wyczekiwane dni wolne takie zimne ale ważne ,że już maj.Pozdrowienia majowe zatem :)
OdpowiedzUsuńJak ktoś z boku patrzy na takie poszukiwania prowadzone na kolanach, to może się spokojnie postukać w czółko, bo nie wie, o co chodzi.;) Na Pawła filmie będzie to jeszcze lepiej widać niż na zdjęciach.
UsuńZimno to dopiero ma być - u nas w niedzielę zapowiadają mróz i śnieg.:( Pozdrawiamy po orawsku: Hej!
Poszukiwacze skarbów hii pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPaweł film nagrywał. Widziałam parę kadrów i boki zrywałam. Strasznie te poszukiwania śmiesznie wyglądają jak się na nie patrzy z pozycji obserwatora.
Usuń