Smardze, smardzówki i piestrzenice kasztanowate były największymi grzybami, jakie zaprezentował nam gospodarz naszej niedzielnej wycieczki, ale oprócz nich miał do pokazania jeszcze całe stadko maluszków. Chodźmy dalej w las, żeby je zobaczyć.:)
Pierwsze miejsce na śląskiej ziemi nawiedziliśmy jeszcze bez przewodnika. To tam miały być i czekać na nas jedne z najbarwniejszych wiosennych grzybków - kielonki błyszczące. W tamtym miejscu, trzy lata temu, kielonki rosły pod każdym liściem, jaki się ruszyło ręka lub patyczkiem grzebaczkiem.:) Bardzo, ale to bardzo chciało nam się je zobaczyć znowu, ale one wcale nie chciały widzieć nas. Nie było ani jednej.
Kielonki błyszczące obserwowałam przez ładnych parę lat na miejscówce krakowskiej. Pojawiały się na niej co 6-7 lat. Może w tym miejscu, gdzie było ich tyle w 2017 roku, będą ponownie dopiero w 2023?
Szukając kielonek, odkryłam pod liśćmi oseska jakiejś Helvelli - albo to będzie piestrzyca zwyczajna, albo, co bardziej prawdopodobne - Helvella leucomelaena, czyli piestrzyca sosnowa.
Później już wędrowaliśmy z jaworzańskim Pawłem, który na początek zabrał nas na miejsce dobrze sobie znane, w którym rosły sobie i czekały na nas Pseudoplectanie. Dla mnie one na zawsze pozostaną w pamięci uszkami czarnymi, bo pod taką nazwą poznałam je lata temu. Później zyskały sobie miano czareczek czarniutkich, aby w końcu grzybowi specjaliści stwierdzili, że jest ich kilka gatunków, które można rozróżnić wyłącznie pod mikroskopem. I teraz w ramach nie wychylania się, najwygodniej mówić na nie Pseudoplectania...
W tym miejscu, nad leśnym bajorkiem, Paweł przygotował nam pokaz czarnych uszek. Ponieważ nie było to nic jadalnego i w dodatku takie małe, to Krzychu szybko porzucił kontemplację grzybów na rzecz taplania się w dziczym bagienku.
A później odkryliśmy nową miejscówkę czarniutkich czareczek.
Idziemy sobie, idziemy i szukamy pozostałości po purchatnicach (nie udało się z ty gatunkiem, ale to nic straconego - co się odwlecze, to nie uciecze). W pewnym momencie Paweł mówi, ze w tych miejscach to powinny jak nic rosnąć Pseudoplectanie. Nie minęło nawet trzydzieści sekund, kiedy zobaczył pierwsze.
Ucieszył się bardzo, bo to miejscówka znacznie bliższa Pawłowego domu niż ta poprzednio odwiedzona. To już trzecie stanowisko znalezione w Jaworznie. A jeszcze dwa lata temu jeździliśmy ogladać ten gatunek do Dąbrowy Górniczej.
Nie tylko Paweł ucieszył się z tego znaleziska. Ja też. Owocniki rosły gromadnie i tworzyły piękne grupy. Fotografowanie takich grzybków to prawdziwa przyjemność.
Drugim miniaturowym gatunkiem, jaki mieliśmy przyjemność oglądać w Jaworznie, były orzechówki wiązkowe. To rzadko zauważany gatunek, uznawany za rzadko występujący. Myślę, ze gdyby bardziej rzucał się w oczy, okazałoby się, ze wcale nie jest taki rzadki.
Zauważenie orzechówki wiązkowe jest nie lada wyzwaniem, zwłaszcza wtedy, kiedy owocniki są podsuszone, a właśnie takie trafiają się częściej niż te dobrze nawodnione, jędrne i wybarwione atlasowo.
Zasiedlają konary i gałęzie drzew liściastych, zazwyczaj na terenie lasów łęgowych, gdzieś blisko bagienka czy cieku wodnego. Ale wcale nie porastają całego drzewa ani nawet całego konaru. Niejednokrotnie można przepatrzeć całe drzewo i nic nie znaleźć, a one siedzą sobie przycupnięte na jednej, ostatniej gałęzi.
W Jaworznie oglądaliśmy je w dwóch lokalizacjach.
Rosły na tym drzewie, po którym spaceruje Krzyś. Były na jednej jedynej gałązce. Nie do końca wierzyłam Pawłowi, ze nie ma ich również na innych konarach, ale upierał się, że wszystkie obejrzał dokładnie. JA tez je obejrzałam po swojemu i stwierdziłam, że prawdę gada - tylko na tej jednej były.
Drugie stanowisko wyglądało bardzo podobnie - orzechówki rosły na jednej jedynej gałęzi powalonego drzewa. Bardziej sucho w tym drugim miejscu było, ale to nie miało większego wpływu na stan owocników - w obydwu miejscach grzybki były wysuszone.
Obok nich wyrosło kilka sztuk rozszczepki kloszowej. Owocniki były jeszcze bardzo młode; najprawdopodobniej nie uda im się rozwinąć, bo strasznie sucho tam już miały.
Paweł pokazał nam również cmentarzysko gwiazdoszowe, na które trafił przypadkiem szukając nowych miejscówek gatunków smardzowatych. Na niewielkiej powierzchni leżało kilkadziesiąt owocników gwiazdoszy potrójnych.
Ten kołnierzyk prezentowany przez Pawła jest dowodem na oznaczenie; kołnierzyk jest charakterystyczny właśnie dla gwiazdosza potrójnego.
W naszej wędrówce dotarliśmy do miejscówki przepięknego wiosennego grzybka - Helvella leucomelaena, coraz częściej nazywana piestrzycą sosnową, bo pod tym gatunkiem drzewa najczęściej można ją spotkać.
Uznawana jest za gatunek rzadki, ale w tym roku ma się najwyraźniej całkiem nieźle, bo juz sporo osób donosiło o jej znalezieniu w różnych zakątkach kraju.
Niektóre owocniki osiągają całkiem spore rozmiary.
Owocniki piestrzycy sosnowej są za młodu bardzo jasne - białe lub kremowe. Z wiekiem ciemnieją. Na poniższych zdjęciach mamy całkiem młody owocnik i taki nieco starszy, wyraźnie ciemniejszy.
Helvella leucomelaena to śliczny grzybek. Rozejrzyjcie się za nim, kiedy wybierzecie się na spacer do sosnowego lasu.
Na koniec miałam jeszcze możliwość pofocić baziówki jodłowe, które Paweł specjalnie dla mnie przechował w kałuży, dzięki czemu nie wyschły. Te maleństwa są urocze, ale wystarczy jeden cieplejszy dzień i usychają. Za to bardzo im odpowiada leżenie w kałuży. Po takim spa wyglądają jak funkiel nówki nie śmigane.
Tyle grzybków udało nam się dorwać w czasie tej wycieczki, ale to nie wszystkie atrakcje. Oprócz edukacji mykologicznej Michał i Krzyś odbyli w terenie lekcję historii oraz poćwiczyli rozpoznawanie roślin i porostów.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz