Grzyby na Orawie nieco przystopowały, mimo, że pogoda jest dla nich idealna - mokro i ciepło. To znaczy, my uważamy, ze jest idealna, ale grzybki najwidoczniej twierdzą inaczej. ;) Trudno jest zapełnić koszyk, ale za to wystartowały niektóre gatunki rzadkie i chronione. Michałkowi i Krzysiowi za bardzo nie chce się ich poszukiwać, bo o ile bawi ich pozysk, o tyle mozolne sprawdzanie znanych miejscówek, jest dla nich nieco nudne. Druga sprawa, to towarzystwo innych dzieci, które zaczęły wakacje i przyjechały do Lipnicy. Spędzają całe dnie na podwórku i moje chłopaki chcą wykorzystać jak najwięcej czasu na zabawę z rówieśnikami, których przez ostatnie miesiące bardzo im brakowało. Ponieważ zatem do lasu się nie rwali, a tata Pawełek przyjechał na weekend i też nie miał ochoty na spaceringi, mogłam sobie samotnie i spokojnie przemierzać kolejne kilometry leśne.:)
Podwórkowych atrakcji w Lipnicy nie brakuje, wiec trudno się chłopakom dziwić, że chcą z nich korzystać,a basen i domek na drzewie wygrywają z leśnym spacerem. Zostawmy ich więc na weekendowe szaleństwo i chodźmy w las!
A w lesie wreszcie pojawiły się moje ukochane kureczki. Są jeszcze małe, ale pojedynczym sztukom udało się osiągnąć gabaryty, dzięki którym zostały sklasyfikowane jako nadające się do koszyka i do zupy. Żeby zebrać te kilka garstek, trzeba przemaszerować sporo kilometrów, bo większość "kurków" będzie gotowa do zbioru dopiero za jakiś czas.
A zbiory kureczkowe szykują się, na moje szczęście, bardzo obficie - w wielu miejscówkach drobne jak szpileczki łebki zasiedlają licznie podłoże. Już się nie mogę doczekać, kiedy zapełnię nimi koszyk albo i dwa.:) Na razie zadowoliłam się w pełni wsadem do zupy, która jest tak pyszna, że nie da się jej opisać.
Znacznie bardziej niż kurkami, można zapełnić koszyki muchomorami czerwieniejącymi. One też mnie bardzo cieszą, bo ubiegły rok był w nie okrutnie ubogi, więc i wyrobów z tego gatunku miałam niewiele. Spotkało się to z ubolewaniem szeregu znajomych, którzy muchomorki w zalewie cenią sobie ponad wszystkie inne gatunki. A ubiegłoroczne podarunki muchomorowe zalatywały malizną. W tym roku codziennie od kilku dni odrabiam straty sprzed roku.;)
Obecnie muchomory czerwieniejące rosną masowo, całymi gromadami. Dzięki temu,mimo ogromnej ilości zaczerwionych owocników, można sporo uzbierać i wykorzystać. Niestety, w lasach pojawili się już inni "grzybiarze" i niektórym muchomorom obrywa się w łepetynę lub z buta. Ludzie są niestety niewyuczalni i mimo szerokiego rozpowszechniania informacji o tym, by szanować otaczającą nas naturę, wciąż nie brakuje mend, które za nic mają to, co im powinno umilać leśny spacer.
A przecież takie rodzinne grupy tych muchomorów są przeurocze!
Z innych gatunków muchomorów licznie rosną muchomory twardawe, pojawiły się pojedyncze muchomory czerwone oraz przepiękne muchomory królewskie.
Muchomor królewski jest na Orawie szeroko rozpowszechniony i chodząc po tutejszych lasach, trudno uwierzyć, ze jest gatunkiem rzadko spotykanym. Tak jednak jest - w górach rośnie miejscami gromadnie, a na pozostałym obszarze Polski praktycznie nie występuje.
Od muchomorów przejdziemy sobie do borowików. Te najbardziej upragnione - szlachetne rosną pojedynczo i prawie wszystkie mają robaczych lokatorów. Borowiki usiatkowane są już w zdecydowanym odwrocie -przez weekend spotkałam tylko same podstarzałe sztuki, które w stu procentach były wypełnione wijącym się życiem wewnętrznym.
Grzybnia borowików ceglastoporych jest w fazie odpoczynku. Po bardzo obfitym wysypie, wypuszcza tylko nieliczne, słabe owocniki. W lesie nie brakuje jednak malowniczych ceglasi. Teraz doskonale widać, ile owocników zostało przeoczonych i umarło śmiercią naturalną. Rzucają się w oczy, bo snują się w mchu i borowinach niczym białe duchy.
Niektóre do tego krwawią ceglasiową krwią, której barwa waha się od żółtej, przez bursztynową do czarnej. Takie "wykroplone" owocniki wyglądają tak pięknie, ze trudno się przy nich nie zatrzymać choćby na chwilę.
Z niejadalnych borowików prym wiodą jak co roku borowiki żółtopore, które na zawsze pozostaną dla mnie grubotrzonowcami. Jest ich tak dużo, że nie zrobiłam im ani jednego zdjęcia.:) Na foty załapały się za to borowiki orawskie. Jest ich w tutejszych lasach znacznie mniej niż żółtoporych, więc jak się je już spotka, to sesja jest obowiązkowa.
Te maluchy ochodzą z jednej rodziny. Kiedy je zobaczyłam, ucieszyłam się, ze będę sobie obserwować jak rosną, bo wyrosły blisko domu. Zaznaczyłam je namiotem z gałęzi i wyniosłam znalezione w pobliżu ślimaki.
Przy następnych odwiedzinach okazało się jednak, ze ślimaki były szybsze i wróciły do "moich" grzybów wcześniej niż ja. Dodatkowo jakiś człowiek wyrwał i rzucił dwie sztuki. Jakoś w tym roku nie mam szczęścia do prowadzenia grzybowych obserwacji - co sobie jakiś obiekt upatrzę, zaraz mi go ktoś zżera albo psuje...
Teraz, kiedy borowiki, muchomory i kurki mamy zaliczone, możemy przejść do rarytasików.:) Pierwszym z nich jest kolczakówka wonna. Dwa stanowiska tego gatunku obserwuję co roku na zboczu Babiej Góry. Obserwuję te miejscówki od kilkunastu lat, widziałam owocniki na różnych etapach rozwoju, ale nigdy nie trafiła mi się taka gratka jak w sobotę. Kolczakówka miała kropelki gutacyjne.
Jak ja to zobaczyłem, to aż "se siadłam z zachwytu". Wyrwały mnie z niego słowa: "Odzywam się, żeby pani nie przestraszyć!" Super! Podskoczyłam jak zugnięta pod żebra paralizatorem. Byłam tylko ja i piękne grzyby, a tu mnie ktoś nie chce przestraszyć i dlatego się odzywa znienacka...
Obok stał starszy pan, który przywiózł pod Babią ekipę biegaczy, a sam poszedł sobie na spacer do lasu. Jak mnie zobaczył, to się odezwał, bo widocznie doszedł do wniosku, że jak będzie przemykał obok i nie zagada, to na zawał zejdę. No, może i słusznie myślał. Porozmawialiśmy chwilę o grzybach, a ja tylko zerkałam na moje kolczakówki, czy aby na pewno ich kropelki nie znikają.
W końcu mogłam przystąpić do uwieczniania kolczakówek wonnych i ich kropelek.:)
Będąc w lesie pod Babią, zajrzałam oczywiście w moje testowe miejsce na siatkoblaszki. To właśnie tam sprawdzam, czy już się pojawiły, czy też jeszcze nie. Jeżeli tam są, to znaczy że za parę dni można szukać ich w innych miejscach. Jeżeli natomiast tam ich nie ma, próżno rozglądać się za nimi w innych lokalizacjach.
A teraz uprzejmie donoszę - pierwsze siatkoblaszki 2020 zawitały w orawskie lasy.:)
A teraz kolejny grzybek. Ten jest dla mnie niemałą zagadką. Owocniki wyrosły w miejscówce korkozęba ciemnego. Obserwuję ten gatunek w tym miejscu od kilku lat i nigdy młode owocniki nie wyglądały tak jak obecnie.
A wyglądają przepięknie z kropelkami gutacyjnymi.
Będę je oczywiście obserwować i sprawdzać co z nich wyrośnie. Przepatrzyłam internet w poszukiwaniu zdjęć korkozębów z gutacją i nie ma takowych. Przynajmniej w moim zasięgu.
To miejsce jest na szczęście z dala od popularnych szlaków turystycznych i grzybiarskich, więc jest spora szansa, że grzybki przetrwają i będzie można je dokumentować w kolejnych etapach rozwoju.
Zrobiłam też przekrój owocnika. Może się przyda przy ewentualnej weryfikacji gatunku.
Na koniec przepiękna garstnica wypaleniskowa. Ten gatunek powinien się był pojawić na wypaleniskach już w kwietniu, ale z powodu długotrwałej suszy wiosennej, można go spotkać dopiero teraz
Ach jak cudownie. W samotności i takie cudeńka znalazłaś. I do tego z gutacją. Nie mogę się napatrzeć. Tak bardzo Ci zazdroszczę spotkanych rzadkich gatunków. Dobrze że mogę je u Ciebie na blogu poznać i obejrzeć bo w innym przypadku nie dowiedziałabym się że one istnieją.Życzę Ci Dorotko całego kosza kureczek abyś mogła zaspokoić swoje wszystkie kurkowe zachcianki. Uściski i pozdrowienia
OdpowiedzUsuńMokry rok i od razu widać efekty w postaci gutacji. A dzisiaj były już pierwsze z czerwonymi kropelkami.:) Ściskamy gorąco z chłodnej dziś Lipnicy!
UsuńAleż pięknie się robi na Orawie. Tobie te kurki to się normalnie w życiu należą i poproszę jeden słoiczek muchomorkow. Calusy
OdpowiedzUsuńW tym roku nie ma deficytu muchomorkowego, to słoików już jest sporo, a jeszcze się dorobi.:) Nie powinno braknąć dla nikogo. Orawskie uściski!
Usuń