Przez ostatni tydzień jakieś złe pożera nam nieustająco internety i uniemożliwia regularne donosicielstwo z orawskich lasów. Wreszcie wczoraj nastąpił jakiś przełom w przepędzaniu złego i powolutku udało się wstawić fotki z paru ostatnich dni. Codzienny koszyk menażeryjny wygląda podobnie jak na zdjęciu powyżej - mogę się wreszcie cieszyć nieco większą ilością moich ulubionych kureczek. Drugim gatunkiem, którego tegoroczne zbiory są ponadprzeciętne jest muchomor czerwieniejący. Bywały lata, w których sporo muchomorków rosło, ale takich mega ilości jak obecnie nigdy nie odnotowałam. I nie jest to jeden rzut owocników; rosną w tych samych miejscówkach już od ponad trzech tygodni i cały czas pojawiają się młode owocniki. Dzięki temu, ze jest ich aż tyle, można bez problemu zapełnić koszyk dorodnymi i pozbawionymi dodatków białkowych grzybkami. Korzystam z tego bogactwa i zapełniam kolejne słoiki marynowanymi muchomorami. Następny rok na pewno taki obfity nie będzie, więc zapasik w spiżarni nie zawadzi.:) Z innymi gatunkami pozyskowych grzybków już tak pięknie nie jest - rosną pojedyncze sztuki borowików, podgrzybków, koźlarzy i gołąbków, ale większość z nich ma tak bogate życie wewnętrzne, że zostają od razu w lesie, czasem nawet bez rozstawania się ze ściółką. W sobotnie popołudnie na przykład idę ja sobie lasem na Grapie, patrzę na bok drogi leśnej, a tam w pięknych okolicznościach przyrody otulony mchem zieleniutkim, stoi sobie idealny borowik szlachetny w wieku średnim - okrąglutki, brązowiutki, nienaruszony przez ślimaka... Zachwyciłam się, ale czar prysł, kiedy dotknęłam tego idealnego, brązowego łebka - był miękki od wypełniającego go robaczego farszu. Już dalej nie badałam jego stanu; został na swoim miejscu, wyścielonym zielonym mchem.
W Lipnicy nie brakuje obecnie towarzystwa - przyjechał Zibi z Renią i Miłoszem, przyjechał Eryk i cała banda chłopaków, którzy co prawda z grzybami nie mają nic wspólnego, ale na podwórku stają się mocną grupą organizującą wspólne zabawy.
Miłosz i Eryk towarzyszą nam czasem również na grzybowych spacerach. Chłopcy nadrabiają zaległości towarzyskie z czasu pandemicznego zamknięcia i braku rówieśników. O ile nauki szkolnej i szkoły samej w sobie w ogóle im nie brakowało, o tyle kolegów brakowało i to okrutnie.
Teraz mają możliwość nacieszenia się kolegami, z którymi spotykają się regularnie każdego roku podczas wakacji w Lipnicy. Szkoda tylko, ze wakacyjne dni tak szybko mijają...
Tegoroczna aura jest jak na razie doskonała dla grzybiarzy - nie ma upałów, więc leśne wędrówki są przyjemne, a nie męczące, deszcz pada od czasu do czasu, a o poranku lasy i łąki parują.
Las po deszczu wygląda uroczo i tajemniczo.
Z takich warunków skorzystały pieprzniki trąbkowe, które zazwyczaj pojawiają się nieco później. W tym roku Krzyś znalazł pierwsze malutkie egzemplarze już w połowie lipca.
Różnych maleńkich grzybków można znaleźć setkami i tysiącami. Całymi gromadami zasiedlają ściółkę leśną, gałązki, patyczki, kawałki kory. Najliczniejsze są twardzioszki gatunków wszelakich.
Nadal można nacieszyć oko pięknymi siatkoblaszkami maczugowatymi. W wielu miejscach pojawiają się kolejne młode owocniki, rosnące najczęściej w czarcich kręgach i ciągach.
W miejscówce korkozębów wyrosły w tym roku kolczakówki. Na młodych owocnikach, kiedy znalazłam je dwa tygodnie wcześniej nie było jeszcze widać charakterystycznych dla kolczakówek kolców. Teraz już wyraźnie widać, że są to kolczakówki. Będę je dalej obserwować.
Na koniec donosicielstwa orawskiego moje ulubione kolczakówki piekące. Jest ich w tym roku sporo, bo warunki atmosferyczne zdecydowanie im sprzyjają.
Tak myślałam co się nie odzywacie na blogu. Czyżby nie było o czym pisać hii. Cieszy mnie ze coś tam wpada wam do koszyków. Ja jeszcze niestety nie byłam w lesie. A szkoda bo może bym spotkała jak ty tam najsmaczniejszego grzyba tzn muchomora czerwieniejącego. To rarytas jest po prostu. No ale u nas chyba tak jak w górach masowo nie rosną. No i Twoje kureczki rosną, cieszę się że rosną dla Ciebie. I chłopaki mają towarzystwo i wy, ach jak super. Ściskam was mocno. A sierpień co, wracacie do miasta, chłopaki jadą gdzieś?
OdpowiedzUsuńEwciu, działanie internetu w zeszłym tygodniu można określić tylko tak: pojawiam się i znikam. Tłumaczenia o przeciążeniu sieci jakoś do mnie nie trafiają, bo w czerwcu, w trakcie nauczania on-line nie było takich problemów. Mam nadzieję, ze już coś usprawnili i będzie lepiej. Chłopcy nie dali się namówić na żaden wyjazd; do końca wakacji (z kilkudniową przerwą) będziemy w Lipnicy. Muchomory szaleją w tym roku nie tylko u nas; w innych rejonach też ich nie brakuje. Życzę Ci, żebyś na jakiegoś trafiła jak się wybierzesz do lasu.:) Uściski serdeczne!
UsuńChwila nieuwagi mojej a tu się dzieje :)piękne kurki i pewno jakiś sos czy zupa pyszna już była.Uwielbiam zapach kurek.jak chłopcy mają kolegów to rozrywka jest i może trochę spokoju? Korkozęby super nazwa hahaha ,nie słyszałam nigdy ale pasuje do ich wyglądu .Już mi się wypad marzy do lasu i to bardzo ale na razie jestem w delegacji i jak tylko wrocę do kraju to popędzę.Życzę obfitości i pełnych koszy.Pozdrawiam upalnie.mam tu 32 st C :(
OdpowiedzUsuńSosik z kurek był.:) Przepyszności oczywiście.:) U nas na szczęście upałów w tym roku nie ma i oby tak pozostało na cały sierpień. Towarzystwo kolegów jest zbawienne - dzieci znikają, zajmując się same sobą. Trzeba tylko kontrolować od czasu do czasu, czy nie wymyślili czegoś niebezpiecznego. Pozdrawiam porannym chłodem!
Usuń