Doczekaliśmy piątku. Pawełek z Michałkiem pojechali pod Babią wczesnym popołudniem, a ja najpierw czekałam aż Krzychu skończy lekcje, a następnie rozegra mecz ze swoją drużyną. Wszystko się masakrycznie przeciągało i z Krakowa wyruszyliśmy dopiero o godzinie 21. Jechaliśmy przez ciemności, a powietrze wpadające do samochodu robiło się coraz zimniejsze. Kiedy w środku nocy dojechaliśmy na lipnickie podwórko, zaparkowane na nim samochody, pokryte były grubą warstwą szronu. Szczękając zębami wpadliśmy do pokoju, w którym było cieplutko. Trzeba było szybko spać, żeby rano wstać skoro świt i iść szukać grzybów. Ja tam wstałam wcześnie, bo się tego szukania nie mogłam doczekać, ale chłopaków trzeba było trochę siłą zwlekać z wyrek.
A świat orawski wyglądał o poranku jak pomalowany srebrem. To już był bardzo konkretny przymrozek, który osiadł na trawach, liściach, drzewach, krzewach... Z powodu problemów z dobudzeniem chłopaków, szron zdążył spłynąć w nasłonecznionych miejscach i drogę do granicznego lasu pokonywaliśmy już po roztopionych trawach.
Na prawie bezchmurnym tle nieba siedziała sobie Babia i z właściwym sobie spokojem spoglądała na nasze poczynania.
Doszliśmy do lasu. Pawełek, który stwierdził, że będzie chadzał własnymi ścieżkami, bo na nich najwięcej grzybów narosło, oddalił się w sobie tylko znanym kierunku, a ja zostałam z dzieciakami.
Las przywitał nas najpiękniejszymi wrześniowymi grzybasami - muchomorami czerwonymi. Chociaż pojawiają się znacznie wcześniej, a pojedyncze sztuki można spotkać nawet pod koniec czerwca, to właśnie we wrześniu jest ich najwięcej, rosną gromadnie i są najdorodniejsze.
Rosły we wszystkich kwaterach lasu - i tych z gołą ściółką, i tych zarośniętych mchem, trawą czy paprotkami. Towarzyszyły nam przez cały spacer przyciągając wzrok formą swoją uroczą i kolorkiem. Sucha ściółka jakoś im nie przeszkodziła w gromadnym pojawieniu się w lesie.
Znacznie bardziej wybredne były borowiki szlachetne. Dla nich jest zdecydowanie za sucho. Tylko ten jeden zdecydował się wystawić łepetynę w miejscu nie zasłoniętym mchem, trawą czy paprociami. Ziemia wokół niego była tak twarda, ze z trudem udało się go wydobyć.
Znacznie więcej prawdzikusów rosła w punktach lepiej zatrzymujących wodę. Niektóre nawet opuściły las, by korzystać z codziennej porcji porannej rosy pojawiającej się na łąkach. Te ze zdjęcia były najstarszymi znalezionymi owocnikami. Nieco w nocy przemarzły, ale były zdrowiutkie. Owocniki znalezione w innych miejscach były młode. Wygląda to tak, jakby miały zamiar wystartować i zacząć rosnąć w większych ilościach. Gdyby tak popadało solidnie, byłaby jeszcze szansa na jakiś większy wysyp.
Borowiki ceglastopore też wybrały miejsca potrafiące zatrzymać wodę. Chyba ani jednego nie znalazłam w czystej, suchej ściółce. Wyrosły w mchach.
Krzychu mógł wreszcie popazerniaczyć, bo w jednym miejscu dawało się znaleźć więcej niż pojedyncze sztuki. Do zdjęcia, jak zawsze, udało mu się zrobić mega doskonałą minkę.
Michał trafił przez przypadek na zrośnięte borowiki górskie. Sam nie mógł uwierzyć, że udało mu się je znaleźć.;)
Po spenetrowaniu lasu wyszliśmy na jego obrzeża, gdzie w małych zagajniczkach powinny być stada koźlarzy czerwonych. Stad nie było, ale kilkanaście sztuk wpadło nam w łapy. W pewnym momencie musiałam nawet wyjąć zapasową siatkę, bo w koszyku nie było już miejsca.
Znalezienie kozaków cieszy bardzo, ale tym razem znacznie większą radochę sprawiło mi znalezienie kilku czubajek kań. O kaniowych kotletach marzyłam już od niepamiętnych czasów, a w tym roku jeszcze takowych nie miałam okazji jeść. Z tych kilku sztuk zrobiliśmy sobie rodzinną ucztę na świeżym powietrzu.
Sobotnie grzybobranie było naprawdę udane. Poprzedni pełny koszyk z orawskich lasów wyniosłam pod koniec czerwca. A później były same chude dni, tygodnie i miesiące. Schodząc łąkami w stronę domu spotkaliśmy Pawełka, który wracał ze swoich ścieżek. Zajrzałam do jego koszyka i stwierdziłam, ze musiał być w jakimś innym lesie - miał ledwo przykryte dno! Oczywiście natychmiast oświadczył, że odkuje się jutro.:)
Niedziela. Poranek zdecydowanie cieplejszy niż poprzedniego dnia. Do Pawełka przyjechał szwagier, który chciał nakosić grzybów orawskich, więc pojechaliśmy pod bacówkę na dwa samochody. I znowu się rozdzieliliśmy - Pawełek ze swoim gościem poszli do najbliższego lasu, a ja z Michałkiem i Krzysiem do lasu dalszego.
Pierwszymi znalezionymi grzybami były opieńki rosnące na pieńku tuż przy zaparkowanych autach. Zabrałam się za mozolne ścinanie kapelutków, a Pawełek z Bogdanem pomknęli szybko do lasu, oświadczając, że wykoszą wszystko i za pół godziny, z pełnymi koszami, będą już siedzieć w bacówce i popijać żętycę.
Pożyczyłam im powodzenia, wycięłam do końca opieniasy i poszliśmy do tego dalszego lasu. I tu zaskoczenie - zaraz na wstępie Michałek, który w zasadzie nie szuka grzybów, tylko je zjada, znalazł kilka miejscówek, w których rosło po kilka- kilkanaście borowików ceglastoporych. Dzięki Miśkowi wystartowaliśmy zatem na bogato.:)
Poćki rosły gromadkami. Można było przejść spory kawałek lasu nie znajdując nic, ale jak się już dostrzegło jednego, to było pewne, ze nie rośnie on samotnie. Dzieci lubią takie zbieranie, więc nie marudzą, że wolałyby robić co innego.
Ceglasiowe maluszki startują miejscami w pozrastanych grupach. Zostawiliśmy sporo takich do podrośnięcia. Mam nadzieję, że będzie co zbierać również za tydzień.
Były też szlachetniaki; wszystkie młode i zdrowe. Dają nadzieję, że to początek wysypu.
Napełniliśmy dwa koszyki i spokojnie wracaliśmy do bacówki, koło której zaparkowaliśmy samochody. Tam spotkaliśmy się z resztą ekipy - Pawełkiem i Bogdanem. Okazało się, że nie mieli tyle szczęścia w zbiorach, co my. No chyba, że spali gdzieś pod krzaczkiem...
Piękne koszyczki, czyściutkie grzybki. Cieszę się Dorcia że się powiodło. I jeszcze za tydzień, a jeszcze październik. Będzie dobrze.Teraz chyba widzę wysyp rydzów. Pod jakim drzewami rosną mleczaje Rydze? Znajoma nazbierałam i mówiła że gorzkawe. Czy wszystkie mleczaje są gorzkawe? Aż nie do wiary że nie ma u was kani. Pamiętam że w roku ubiegłym miałaś. Moja ręka już dwa miesiące a wciąż boli. Może w piątek jak siostrzeniec będzie miał dzień wolny to poproszę żeby mnie zawiózł do lasu aby tylko posiedzieć i powąchać. Chociaż raz być w lesie. Chociaż i przez całe lato nie byłam na powietrzu oprucz wyborow
OdpowiedzUsuńNo tak się układa co poradzić. Życzę udanych leśnych wypraw, z uwagą śledzę. Pozdrawiam Menażerio
Ewciu, jeśli tylko spadnie deszcz, powinny moje grzybki rosnąć również w październiku. Kanie w dużych ilościach zbierałam w Puszczy Niepołomickiej, ale na nie jeszcze trochę trzeba poczekać; zazwyczaj startują koło połowy października. Mleczaj rydz rośnie pod sosną, mleczaj jodłowy pod jodłą (ten gatunek rośnie u mnie), a mleczaj świerkowy pod świerkiem. Dla mnie one wszystkie mają lekką goryczkę i nie przepadam za nimi. Za najsmaczniejsze są uznawane te najprawdziwsze rydze spod sosen. Trzymam kciuki za powodzenie Twojej wyprawy do lasu! Uściski serdeczne z Krakowa!
UsuńA ja na ten weekend wytypowałem wycieczkę też zahaczającą o bacówkę (na Bukowinie w Żabnicy) z myślą o żentycy :)
OdpowiedzUsuńI jak na koniec wycieczki, w pełnym słońcu do niej dotarliśmy (to miał być kulminacyjny moment) z wywieszonymi jęzorami, to...! okazało się, że żentyca podrożała dwukrotnie od zeszłego roku :(
Ale nie to było najgorsze. Żentycy już nie było bo podobno za późno i owce nie dają już odpowiedniego mleka :((
Bundza popijałem powerradem... porażka ;)
Na "naszej" bacówce możesz popić za darmo ile tylko chcesz - każdy, kto przyjdzie i chce, jest częstowany żętycą. Owce dają teraz mniej mleka, ale jeszcze są dojone i serki się robi i zostaje po produkcji żętyca. Jest tego po prostu mniej niż latem. Coś tam baca na Bukowinie ściemniał. Następnym razem wybierz się na Orawę. Zapewniam, że w jakości wyrobów bacówkowych nie znajdziesz lepszych.:)
UsuńNo niestety to nie baca ściemniał. Tylko obsada tzw. "bacówki" :(
UsuńWszędzie komercha i dziadostwo.
Czy ktoś zna jakąś przyzwoitą bacówkę w Beskidzie Śląskim lub Żywieckim?
ps. młode prawdzikusy cieszą i dają nadzieję :)
No niestety, tam gdzie już komercja wkroczyła, nie ma czego szukać. :( Ja tamtych rejonów nie znam, ale na drugą stronę Babiej nie jest już tak daleko stamtąd.:) Czekajmy na te prawdzikusy i liczmy na deszcz.
Usuń